Kotka szła przez las, wesoło machając ogonem na boki. Jej łapy miękko stąpały po wilgotnym, pachnącym mchami podłożu. Wróciła właśnie z patrolu – krótko odpoczęła i teraz, pełna energii, ruszyła w stronę samotniczek. Miała dziś zamiar wdrożyć swój plan! Chciała zabrać Jagienkę na spacer i pokazać jej kilka miejsc, gdzie rosną rzadkie zioła. Nie zamierzała jeszcze zadawać pytań ani poruszać trudnych tematów. Wiedziała, że zanim cokolwiek zbuduje, musi zdobyć zaufanie i nawiązać więź. To był pierwszy krok. Przedzierała się przez gęstwinę, przeskakując nad powalonymi pniami i korzeniami wystającymi z ziemi. Powietrze było wilgotne i niosło ze sobą mieszaninę zapachów: zbutwiałych liści, kory... i czegoś jeszcze. Czegoś obcego. Zmarszczyła lekko nos. Smród samotniczek coraz wyraźniej mieszał się z wonią Klanu Klifu i słomy. Mimo to każdy wojownik klanu bez problemu rozpoznałby, gdzie kończy się ich teren, a zaczyna coś obcego. Pietruszka przeciśnięła się przez kolczaste krzewy i na moment zatrzymała się w bezruchu, wpatrując się w drewnianą szopę majaczącą na horyzoncie. Wypuściła z pyska powietrze, jakby chciała wyrzucić z siebie napięcie, i ruszyła dalej. Jej ogon sunął nisko przy ziemi, a futro na karku było lekko nastroszone. Stanęła przed szopą. Wtedy z wnętrza wyszła Żelazna Zośka. Jej masywna sylwetka sprawiła, że ziemia zdawała się lekko zadrżeć pod ciężarem jej łap. Uniosła brew i rozejrzała się leniwie dookoła.
— Co tu robisz? Sama przyszłaś? — zapytała ociężale, siadając ciężko na ziemi. Drobnym kamyczkom wystarczyło to, by podskoczyły lekko do góry.
— Och, tak! Przyszłam do Jagienki — przyznała radośnie Pietruszka, również siadając na miękkiej trawie. Normalnie spojrzałaby ponad Zośkę, ale ta była tak szeroka i wysoka, że przesłaniała całe tło.
— Mhm — mruknęła kocica.
Zaraz za nią wyłoniła się czarno-biała koteczka z bliznami na ciele. Minęła Zośkę bez słowa i usiadła kawałek dalej, wystawiając grzbiet do słońca, jakby łaknęła jego ciepła. Chwilę później wyskoczyła Sola, która od razu porwała Zośkę na bok, śmiejąc się z czegoś, czego Pietruszka nie mogła dosłyszeć. Czekoladowa kotka została sama, lekko zmieszana. Nie wiedziała, czy wejść do środka, czy może poczekać na rudą Jagienkę. Czuła jej zapach – był blisko. Oczekując, rzuciła spojrzenie na Skorek – samotniczkę, która także ją obserwowała. Ich spojrzenia się spotkały, jednak Skorek natychmiast odwróciła wzrok, jakby przyłapana na czymś niewłaściwym. Pietruszka podniosła się i przysiadła bliżej niej, nie chcąc jej spłoszyć.
— Witaj, jestem Pietruszka. A ty? — zapytała przyjaźnie, co jakiś czas nastawiając uszy w stronę szopy, wypatrując, czy przypadkiem Jagienka nie wychodzi.
— Mmm... jestem Skorek — mruknęła szybko, nie patrząc na rozmówczynię, lecz przed siebie.
— Mam pytanie... Czy może przez ten czas, gdy się tu ukrywałyście, widziałyście kogoś podejrzanego? — zapytała cicho Pietruszka, ostrożnie dobierając słowa. — Ktoś może szwendał się przy rzece? Z pewną szylkretową kotką o kręconym futerku?
Zamilkła, przełykając ślinę. W jej głosie słychać było nadzieję, ale też ukrytą niepewność. Gdzieś w środku czuła, że ta rozmowa może ją przybliżyć do odpowiedzi – albo jeszcze bardziej oddalić.
— Podejrzaność jest względnie względna. Czy ty jesteś podejrzana? Gdyby ktoś mnie zapytał, myślisz, że opowiedziałabym o tobie? Jakbyś się określiła? Stwarzasz pozory podejrzaności, czy raczej może nie? — Uśmiechnęła się szeroko, kompletnie ignorując powagę słów Pietruszki. — Chociaż wiesz co... Chodź tu bliżej, szepne ci coś — Nie czekając na pozwolenie, siłą przysunęła do siebie kotkę. — Jak mam być z tobą szczera, a przecież jesteś moją kumpelką, uważaj na tych tam, coś mi się wydaję, że mogą coś knuuuć~ — Jej wzrok powędrował na dwa bażanty, leżące przed sporą kupką wonnego siana, które udało się im upolować o poranku
Wojowniczka spojrzała na nią jak na stertę wroniego żarcia. Obrzydzenie wyraźnie wymalowało się na jej pysku. Skorek uniosła brew, unosząc głowę z lekkim zniecierpliwieniem. Przez chwilę atmosfera stała się tak gęsta, że można by ją było ciąć pazurami. Pietruszka zaśmiała się krótko, jakby ktoś rzucił wyjątkowo żałosny żart. Potem odwróciła głowę, jakby nagle coś ją zainteresowało. Jednym uchem drgnęła w stronę szopy, z której dobiegł nagły dźwięk. W końcu! – pomyślała z bijącym sercem.
Z cienia szopy ostrożnie wyszła Jagienka. Jej spojrzenie było zaskoczone, trochę niepewne, jakby nie do końca rozumiała, co się dzieje. Czekoladowa kotka pożegnała się z Skorek cichym skinięciem łba, po czym lekkim podskokiem zbliżyła się do rudej kotki. Jagienka drgnęła – ledwie zauważalnie, lecz wystarczyło, by reszta samotniczek gwałtownie odwróciła głowy. Nawet Sola się podniosła, mierząc je podejrzliwym wzrokiem. Pietruszka zamrugała z zakłopotaniem i zrobiła krok do tyłu, jakby spodziewała się nagłego ataku. Jagienka uśmiechnęła się słabo – z wdzięcznością, ale i ostrożnością.
— Witaj, Jagienko. Przyszłam zapytać, czy masz ochotę na spacer? — wymruczała Pietruszka z ekscytacją, otrzepując się energicznie. — Tak jak ci obiecałam, pokażę ci miejsca, gdzie rosną zioła.
Chciała zrzucić z siebie napięcie, które poczuła po reakcji innych kotek. Prawda była taka, że nie była pewna, czy zdołałaby im uciec, gdyby postanowiły ją zaatakować. Była szybka i zwinna, ale ich było więcej. Nie chciała tego sprawdzać.
— Jasne… Idziemy same? — zapytała cicho Jagienka, zerkając niepewnie przez ramię na swoje towarzyszki.
— Mhm, tak będzie najlepiej. Ale jeśli chcesz, możemy kogoś zabrać — odpowiedziała Pietruszka, lecz jej spojrzenie zdradzało, że wolałaby, by poszły tylko we dwie.
— Dobrze, to chodźmy — mruknęła Jagienka i zrobiła krok naprzód.
Pietruszka wyprzedziła ją i machnęła ogonem, dając znak, by podążyła za nią. Ruszyły przez rozległe pole, na którym świeża, zielona trawa powoli wyłaniała się spod ziemi po zimowym uśpieniu. W oddali rozciągały się kępy wysokiej trawy, delikatnie kołysane wiatrem. Pietruszka nastawiła uszy i zbliżyła się bokiem do Jagienki. Co chwilę zadzierała głowę ku niebu, sprawdzając, czy nic tam nie krąży. Słońce powoli wychylało się spomiędzy chmur, rzucając łagodne światło na ich futra. Ruda samotniczka była wyraźnie niespokojna, ale nie przerywała marszu. W końcu skręciły w stronę gęstych krzewów. Chwilę później warkot przejeżdżającego samochodu przeciął ciszę niczym pazury przez miękką ziemię.
— Co tu robimy? — zapytała Jagienka z niepokojem w głosie.
Kotka spojrzała na nią spokojnie i odsłoniła łapą krzak. Rosło tam kilka roślin o wysokich, smukłych łodygach, liściach w kształcie migdałów i drobnych, białych kwiatach.
— Gwiazdnica — powiedziała, siadając powoli. — Przydaje się przy leczeniu białego i zielonego kaszlu. A te są bardzo częste w Porze Nagich Drzew.
Kolejny samochód przejechał z rykiem, ale Pietruszka nawet nie drgnęła.
— I trzymaj się krzewów. Nie podchodź do drogi — ostrzegła, zerkając kątem oka na młodszą kotkę.
Jagienka, idąc niemal przy ziemi, wsunęła się pod rośliny i usiadła obok niej. Przez chwilę w ciszy wpatrywała się w kwiaty, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół – zapach, kształt, kolor.
— Ja na kaszel używam kocimiętki. Rośnie w ogrodach Dwunożnych — odezwała się cicho, wciąż nie odrywając wzroku od rośliny.
— My mamy jej tu bardzo mało. Rzadko rośnie dziko — mruknęła Pietruszka z westchnieniem. Wiedziała, że to zioło byłoby idealne prawie na wszystko. Niestety, dzika ziemia rzadko je oferowała.
— Chodź, pokażę ci jeszcze jedno miejsce, tutaj, przy drodze — powiedziała, podnosząc się. Otrzepała się z liści i ruszyła wzdłuż Drogi Grzmotów. Szły w ciszy – blisko siebie, ale jednocześnie trzymając się z dala od pobocza. W końcu Pietruszka zatrzymała się i wskazała nosem kępę o intensywnym, pikantnym zapachu i pierzastych liściach.
— Krwawnik. Przydaje się do wyciągania trucizny z ran i powoduje wymioty. Musicie dbać o swoją szopę, bo inaczej zalęgną się wam tam szczury, a te są jak pchły – trudno się ich potem pozbyć — zamruczała czekoladowa kotka.
— Jasne, zapamiętam — miauknęła krótko Jagienka, rozglądając się niepewnie dookoła.
Stały tak, niemal na otwartym terenie – tylko gęste krzewy zapewniały im odrobinę osłony. Każdy mógłby je tu dostrzec. Dla Jagienki, przyzwyczajonej do ukrywania się i ostrożności, było to bardzo niepokojące miejsce.
— Pójdziemy teraz do lasu? — zapytała wojowniczka cicho, jakby obawiała się poruszyć bez zgody towarzyszki.
Jagienka szybko kiwnęła głową i bez słowa przylgnęła do jej boku. Wiedziała, że bliskość Pietruszki da jej więcej bezpieczeństwa, zwłaszcza na otwartej przestrzeni.
Droga do lasu zajęła im trochę czasu. Pietruszka prowadziła ostrożnie, celowo obchodząc szopę szerokim łukiem. Nie chciała, by inne samotniczki do nich dołączyły. Czuła wobec nich niechęć – wiedziała, że coś przed nią ukrywają, że ich odpowiedzi pełne są niedopowiedzeń i kłamstw. Ich chłodna arogancja działała jej na nerwy. Marzyła, by zniknęły na dobre... z wyjątkiem Jagienki. Rudą kotkę darzyła wyjątkową sympatią – była delikatna, łagodna, jak mały kwiatek, który wyrósł między cierniami i zmuszony był przybrać ich kolce. Ale przecież stokrotka nigdy nie stanie się chwastem.
— A u Dwunożnych mieliście jeszcze jakieś ciekawe zioła? — zapytała, przerywając ciszę i spowalniając krok. Las otulał je spokojem – drzewa i krzewy dawały poczucie bezpieczeństwa.
— Aksamitkę. Używałam jej na krwawienie. Często rosła w gniazdach Dwunożnych — wyjaśniła radośnie Jagienka, odklejając się lekko od boku kotki. Najwyraźniej i ona czuła się lepiej pod osłoną lasu.
— O! Warto też wiedzieć, gdzie szukać pajęczyn. Tamują krwawienie — mruknęła Pietruszka spokojnie. — Ja najczęściej znajduję je w środku spróchniałych pni, pod krzakami albo między kamieniami. Często też są rozciągnięte między gałązkami drzew.
Nagle zatrzymała się gwałtownie. Jagienka, zaskoczona, aż się skuliła przy ziemi. Pietruszka nastawiła uszy, a jednym z nich poruszyła nerwowo – zapomniała, że jej towarzyszka nie zna sygnałów łowieckich klanu. Bez słowa wskoczyła w gęste krzaki. Jagienka rzuciła się za nią, uderzając lekko w jej zad. Chwilę później Pietruszka wyłoniła się z zarośli z rudą wiewiórką w pysku.
— Spokojnie — wymruczała łagodnie, rzucając zdobycz na ziemię.
— Nie mam pazurów... Gdyby coś mnie zaatakowało... — wydukała Jagienka, siadając na miękkiej ściółce.
— Och... Nie miałam o tym pojęcia! — zamiauczała Pietruszka przepraszająco, popychając w jej stronę wiewiórkę i kładąc się na boku.
— Nie mogłaś wiedzieć... Och, dziękuję — zamruczała kotka, schylając się do gryzonia. Choć starała się zachować spokój, uszy miała postawione, a oczy śledziły każdy ruch wśród liści. Wciąż była napięta i czujna. Zupełnie inaczej niż Pietruszka, która przeciągała się teraz na plecach, obserwując leniwie korony drzew i niebo prześwitujące między liśćmi.
— Zrelaksuj się. Tu nic ci nie grozi. Ostrzegę cię, jeśli coś się zbliży — wymruczała spokojnie wojowniczka, poruszając uszami na delikatny szelest wśród drzew. Podniosła głowę, lecz nie dostrzegła nic niepokojącego.
— Usiądę pod krzakiem — odparła Jagienka, układając się w pozycję chlebka i spokojnie kontynuując posiłek. Po chwili podsunęła wiewiórkę Pietruszce. Ta wzięła gryza z wdzięcznością. Zapolowała dziś wcześniej dla klanu, ale sama jeszcze nic nie jadła – należał jej się ten posiłek.
Leżały tak razem, chrupiąc wiewiórkę i od czasu do czasu wymieniając się historiami lub ulubionymi rzeczami. Głównie mówiła Pietruszka, a Jagienka odpowiadała pojedynczymi słowami lub krótkimi zdaniami. Gdy słońce zaczęło się chylić ku zachodowi, wojowniczka odprowadziła rudą kotkę z powrotem do szopy, a sama wróciła do obozu.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz