Dzień ataku Klanu Nocy na obóz samotników
Czarna kotka siedziała w jaskini, starając się zachować ciszę. Widziała kątem oka, jak Zimorodkowe Życzenie co jakiś czas delikatnie drga, ciężko było jej określić, czy to z bólu, czy może z zimna. Współczuła swojej nowo poznanej koleżance… Żal ją ściskał, za każdym razem, gdy ta przychodziła jej pilnować oraz nakarmić, a na ciele jej widoczne były nowe rany. Kotka zdawała się gasnąć w oczach. Przez ten krótki czas, który spędziła opiekując się liliową medyczką Klanu Nocy, Zorza zdołała ją bardzo polubić. Gdy reszta samotników znikała z pola widzenia, a Zorza pozostawała sam na sam z Zimorodkowym Życzeniem, wiele z nią rozmawiała. Rozmowy z medyczką potrafiły być ciężkie, gdy dopadało ją zmęczenie, a liliowa opadała z sił. Wtedy robiła wszystko, aby ta pozostała przy życiu. Korzystała wtedy z każdej sytuacji, gdy liliowa czuła się odrobinę lepiej, aby poznać ten świat, chociaż odrobinę lepiej. Słuchała różnych historii o klanach, szczególnie o Klanie Nocy, z którego pochodziła Zimorodek. Słuchała o rodzie królewskim, o Sroczej Gwieździe, która wcześniej pełniła funkcję przywódcy ich grupy. Dowiedziała się… Cóż, wiele. Nie były to informacje, które samotnicy mogliby wykorzystać przeciwko nim, a mimo wszystko pozwoliły Zorzy nauczyć się czegoś nowego… I wtedy wszystko się zaczęło. Usłyszała pierwszy krzyk, a później wszystko poszło z górki. Działo się to tak szybko… Jeden krzyk zamienił się w następne pięć. Słyszała płacz, krzyki cierpienia, odgłosy walki, jak i słowa obcych, którzy napadli ich obóz. Kocica co jakiś czas zerkała w stronę Zimorodkowego Życzenia, dostrzegając strach, ale i nutkę nadziei w jej spojrzeniu. Wiedziała, że to po nią przyszli, po jej koleżankę! Usłyszała kroki kotów, które dostały się do ich groty. Z każdą chwilą spotkanie z Klanem Nocy było coraz bliżej… Zorza poczuła dreszczyk emocji. Słyszała ich kroki, które odbijały się echem od ścian tunelu, słyszała rozmowy prowadzone szeptem. Jako pierwszy usłyszała cichy głos kocura.
— Wyglądają tak samo... Może pójdziemy w prawo? — miauknął jeden z przybyszów. Najwidoczniej mieli problem z odnalezieniem poprawnego tunelu… Więcej czasu dla niej. Usłyszała jeszcze cichy szmer, który jedynie potwierdził decyzję kocura. Wiedziała, co na nich czekało po drugiej stronie. Wiedziała również, że to, co tam mieszka, nie jest zbyt przyjazną istotą. Potwierdził jej to krzyk jednej z kotek, który rozległ się echem po kamiennych korytarzach, a następnie syki i warczenie zwierzęcia. Klan Nocy poznał Koniczynkę… Zorza widziała ją tylko kilka razy, gdy musiała ją nakarmić. Była ona… Interesującym stworzeniem, jednak nie dało się z nią dogadać, a szkoda!
— Na Klan Gwiazdy… — Usłyszała ten sam głos co wcześniej. — Baśniowa Stokrotko, wszystko w porządku?! — zapytał w spanikowanym tonie głosu. Zorza mogła jedynie zgadywać, że to ona stała się ofiarą Koniczynki… Słyszała, jak koty kręcą się po korytarzach, wyczuwając nutkę strachu w ich głosach. Później ponownie ruszyli, tym razem do tunelu po lewej, tam, gdzie siedziała z Zimorodkowym Życzeniem. Przy wejściu pojawiła się piątka kotów.
Jednym z nich była kremowa kotka, o jasnych, błękitnych oczach. W ciemności ciężko było obejrzeć je samotniczce, a szczególnie z takiej odległości, jednak mogła pewnie stwierdzić, że była ona dobra oraz czysta. Ciało jej pokryte było bliznami oraz różnymi zadrapaniami. Fragment pyska kocicy był poszarpany, a ucho oderwane, z którego kapała szkarłatna ciecz, brudząc wszystko dookoła jak i futro kocicy. Szkoda, że taki piękny pysk został tak brutalnie potraktowany… Mogła zgadnąć, że sprawczynią tego była Koniczynka. Futro jej było również długie i puszyste, a mimo swoich blizn i ran na ciele, ta wyglądała pięknie.
Drugim z kotów, który zawitał w grocie, był średnich rozmiarów kocurem, o niebieskiej sierści. Ucho kocura było delikatnie naderwane, a nawet w ciemności, Zorza była w stanie dostrzec jego… Interesującą budowę ciała. Grzbiet jego był ciemniejszy, a pysk, łapy i ogon okryte delikatnym zarysem pręg. Oczywiście, jasne, zielone oczy kocura nie umknęły uwadze samotniczki! Były one śliczne.
Trzecia była kotka. Ciało jej w większości pokrywała biel, wyjątkiem była drobna plamka na piersi oraz pół jej pyska. Wyglądała ona… Interesująco, musiała to przyznać. Nie należała ona do wysokich. Była ona całkiem szczupła. Przy uchu kotki widoczne było łabędzie pióro, teraz zlepione krwią innych samotników. Ciało jej poranione, a na pysku widoczne było duże przecięcie, przypominające X. Oczy kotki były pomarańczowe, jednak odrobinę przygaszone. Widać było, że jest zmęczona. Na środku czoła kotki, Zorza dostrzegła tajemniczy znak, ten sam co Zimorodkowe Życzenie miała w dniu porwania.
Czwartą z zebranych była niebieska dymna kotka, o ciemnych, brązowych oczach. Na sam widok, Zorza zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, czego się po niej spodziewać. Futro kotki było gęste oraz zlepione krwią, a ciało jej było pełne ran i blizn. Jednak… Spojrzenie kotki było zmartwione, gdy ta wbijała swoje brązowe ślepia w Zimorodkowe Życzenie, która osłabiona leżała na ziemi. Dostrzegła ten smutek jak i zmęczenie, które krążyło w oczach kotki z Klanu Nocy.
— ...Zimorodkowe Życzenie? — wydukał jeden z nich. Był to ostatni z pięciu kotów. Rozpoznała jego głos. To on pytał Baśniową Stokrotkę, czy jest cała po ataku Koniczynki… Futro jego było niebieskie oraz pręgowane, a na mordce widniała ciemniejsza plama, oraz ten sam czerwony znak, co widziała na pysku czarnej. Było to dziwne, że nie każdy miał ten znak. Ślepia Zorzy równie prędko wyłapały jasną barwę oczu kocura. Było to coś nowego. Takie jasne, błękitne, jednocześnie nie przypominając ślepi rodzeństwa Zorzy. Były one inne, jakby mieszanka zieleni jak i błękitu. Widząc ich spanikowane spojrzenia, samotniczka postanowiła, że to czas, aby się pokazać.
Coś się poruszyło, a z ciemność wyłoniła się średnich rozmiarów kotka, o ciemnych, brązowych oczach. Były one szeroko otwarte, dokładnie skanując obcych. Dostrzegła, jak ich ciała pokryte są ranami, a futra zlepione krwią. Dostrzegła również, jak bardzo są zmęczeni. Było to oczywiste, że grupa jej została pokonana. Dymna wyprostowała się, powoli zbliżając się w stronę medyczki, przystając przy jej boku. Liliowa opowiadała jej różne historie o miejscu, z którego przybyła, a sądząc po spojrzeniu medyczki, które było przepełnione ulgą, mogła łatwo odgadnąć, że to o nich kocica opowiadała.
— A więc przyszliście... — powiedziała, głos czarnej był delikatny, jednocześnie niezdradzający własnych uczuć. — Mogłam się tego spodziewać — rzuciła krótko, przerywając kocurowi, który ponownie otworzył pysk, aby coś powiedzieć. Na widok samotniczki, grupa obcych się wzdrygnęła. Dostrzegła, jak kocur o błękitnych oczach syka na nią, nie dając jej dojść do słowa… Co za koty!
— To ty zrobiłaś jej to… To wszystko?! — wysyczał, przeskakując wzrokiem z samotniczki na Zimorodkowe Życzenie. Widać było, że jest wściekły.
Samotniczka zaśmiała się sucho, strzepując swoim ogonem.
— Czy ja jej to zrobiłam? — miauknęła, zerkając na liliową. — Hmmm... Chyba nie! — odpowiedziała, szczerząc się. Widziała zmartwione spojrzenia kotów, gdy ta stała tuż obok medyczki. Nie była pewna, jaki będzie ich następny ruch. Nie była pewna, czy wyjdzie z tego żywo. Może, gdy zrobi krok zbyt blisko, to jedno z nich rzuci jej się do gardła oraz zakończy jej żywot? Wątpliwości do ich postępowania było wiele. Nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. — Ja tu jedynie pilnowałam, aby wasza... Koleżanka, dożyła do następnego wschodu słońca — powiedziała, rzucając krótkie spojrzenie na Zimorodkowe Życzenie, zatrzymując się wzrokiem na jednej z większych ran kocicy na dłuższą chwilę. Kocica odchrząknęła, powracając wzrokiem do przybyszów. Usłyszała jedynie cichy stęk Zimorodkowego Życzenia, która starała się odezwać.
— Ty… Ty..! — wydukał z siebie kocur, strosząc futro na grzbiecie. Zorza dostrzegła, jak ten szuka słów, ale wszystko zatrzymuje się na końcu języka.
Samotniczka w odpowiedzi na próby kocura w wyduszenia czegoś z siebie, zaśmiała się.
— Jąkasz się — miauknęła, skanując go wzrokiem od góry do dołu. Jakiś dziwny ten kocur. — Mowę Ci odebrało na mój widok? — prychnęła. Dymna zerknęła na motającą się medyczkę, która starała pozbyć się knebla. Myślała, że gdy tu wejdą, to pierwsze co zrobią, to rzucą się do walki, aby ratować liliową, a tu taka niespodzianka! Stoją jak słupy lodu, a jeden się jąka…
Nagle, biało-czarna kotka zrobiła krok do przodu, zatrzymując się, tylko aby odsłonić kły i wycedzić do samotniczki przez zęby.
— Jesteś żałosna — wycedziła, wysuwając pazury. — Myślisz sobie, że możesz się tak panoszyć i walczyć jak zwykły niegodziwiec, kryjąc się gdzieś w swoich norach i za cel ataku obierając medyczkę? Klan Gwiazdy nigdy nie wybaczy ci takiego postępowania. — powiedziała, robiąc krok naprzód. Była to niebezpieczna gra. Nie wiedziała, co może zrobić samotniczka, a mimo wszystko zaryzykowała swoje bezpieczeństwo jak i innych kotów.
— Oplułaś się — mruknęła w odpowiedzi, z szerokim uśmieszkiem na pysku. Dostrzegła, jak ta robi krok w przód. Nie trzeba było być geniuszem, aby domyślić się, co chcą zrobić... No nareszcie coś robią! Przez moment zaczęła wątpić w ich siłę. — Nazywasz mnie żałosną, ale to ja pilnowałam, aby wasza... Jak to było, medyczka? Dożyła jutra. Odrobinę wdzięczności należałoby się! — powiedziała, dramatycznie kładąc łapę na swojej piersi oraz wzdychając.
Zimorodkowe Życzenie poruszyła się, pozbywając się knebla z pyska.
— To nie ona… — wydukała medyczka, jej mamrot ledwo przypominający słowa. — Czekoladowy… — dodała, a głowa jej opadła na łapy.
Obca krótko spojrzała na Zimorodek ze strachem w oczach, tylko aby po chwili odchrząknąć i ponownie się odezwać.
— Widzę, że nieźle się tu bawisz sama... Z Zimorodkowym Życzeniem. Poza tym, nie widzę powodów, aby utrzymywać naszą medyczkę przy życiu... — miauknęła.
Czarna niezręcznie rozejrzała się po ciemnym, prawie pustym tunelu, tylko aby powrócić wzrokiem na kocice.
— Och, racja! Bawię się świetnie, kocham ciemne tunele, najlepiej takie, w których łapy mogą ci odmarznąć — mruknęła sarkastycznie.
Niebieskooki się poruszył, zwracając tym uwagę Zorzy, tylko aby po krótkiej chwili się odezwać.
— Ale po co to wszystko? Dlaczego wy to zrobiliście?! — zapytał kocicy. Zorza dostrzegła, jak ten posyła spojrzenie w stronę biało-czarnej, a ta odpowiada mu dyskretnym skinieniem głowy. Oni myśleli, że jest głupia?
— Ale na cholerę się mnie pytasz! — miauknęła. — Już odpowiedziałam, ja tu tylko pilnuje jej! — prychnęła, wskazując łapą na liliową. Co za wolny kot! Opóźniony umysłowo może? A może chory na coś... Ach, nie powinna go tak oceniać, biedak może mieć problemy z myśleniem... Nie każdy umie wykonywać tę czynność! — Jeśli chcecie wiedzieć, dlaczego to robią, to pytajcie ich! — powiedziała, wskazując łapą na tunel za nimi. — Ach, racja, mój błąd! Niczego się nie dowiecie, a dlaczego? Bo każdego zabiliście! Widać, że myślenie nie jest waszą mocną stroną — dodała, przewracając oczami. Zimorodek ponownie się poruszyła, cicho kaszląc.
— Skoro i tak nikt nam nic nie powie, to po co my tu siedzimy i rozmawiamy o niczym?! — rzucił. Kotka o pomarańczowych oczach rzuciła spojrzenie kocurowi, a po chwili zrobiła krok w przód. Po chwili kolejny, a zaraz następny, aż nie stanęła między włóczęgą a medyczką, kątem oka wciąż obserwując reakcję samotniczki, położyła łapę na boku Zimorodek, odsuwając ja delikatnie, o długość myszy.
— Czas... — wychrypiała słabym głosem medyczka.
— Ale co ty robisz? — prychnęła, zerkając na wojowniczkę, która starała się zbudować jakiś dystans między nią a medyczką. — Kto ci pozwolił? — zapytała, strzepując ogonem. Brązowe oczy samotniczki wlepiły się w kocicę, robiąc niebezpiecznie krok do przodu. Samotniczka sprawnie wyminęła się z kocicą, ponownie zatrzymując się przy Zimorodkowym Życzeniu, poprawiając ją na swoje miejsc. — Nie ma! Zero manier — prychnęła. — Nawet powiedzieć "proszę" nie umiecie! Wstyd — dodała na koniec, gdy skończyła poprawiać medyczkę na swoje wcześniejsze miejsce, jednak dostrzegając, jak Zimorodkowe Życzenie krzywi się z bólu, ta nachyliła się nad nią. — Żyjesz jeszcze? — miauknęła cicho, a gdy odpowiedział jej jęk dyskomfortu ze strony liliowej, ta odetchnęła. Poczuła ulgę, gdy okazało się, że koleżanka jej jeszcze żyje!
— To w takim razie... Czy moglibyśmy, proszę, zabrać ją do domu? — zapytał o wiele łagodniejszym tonem niż wcześniej, kontrastując z rzucanymi przez niego uprzednio sykami. — Przyszliśmy tu tylko po to, by zabrać ją, i nie chcemy niczego więcej. Odejdziemy w pokoju — zapewnił ją.
— Och, ale ja już ją polubiłam! Bardzo chętnie bym wam ją oddała, przysięgam, ale co ja wtedy zrobię sama? — powiedziała dymna, zerkając na medyczkę. — Słyszałam dużo o was, o miejscu, w którym mieszkacie! Zimorodek mi wiele opowiadała! Czy to tam ją zabierzecie? — zapytała, z nutką zmartwienia w głosie. — A co jeśli nie przeżyje tej podróży? Może lepiej, aby została tutaj ze mną? — miauknęła, smutno spoglądając na poobijaną kotkę, która co jakiś czas stękała z bólu. — Ja nie chciałam, aby zrobili jej taką krzywdę, ale oni mają swoje... Podejście do obcych — mruknęła, nawiązując do pozostałych samotników.
Dopiero po chwili rozległ się kolejny głos z końca tunelu.
— Wszystko w porządku? — Usłyszała Zorza.
— Zapewniam cię, że z nami będzie bezpieczna. Mamy bardzo dobrych medyków, którzy świetnie się nią zaopiekują. Cieszymy się, że... martwisz się o naszą towarzyszkę. I tak, zabierzemy ją do nas, do domu. Wybacz, ale... myślę, że czas nas nagli i Zimorodek pilnie potrzebuje pomocy — odezwała się tym razem czarno-biała.
— Dajcie m-mi mak... Proszę — wyszeptała medyczka ochrypłym, niewyraźnym głosem. — We-weźmy ją ze sobą... — dodała po chwili, ciężko dysząc.
— Potwierdzam jej słowa! — miauknął gorliwie, stając zaraz obok Mureny. — Może kiedyś się spotkacie! — miauknął i od razu pożałował swoich słów. — A jak w ogóle masz na imię? Wiesz, chcę wiedzieć komu podziękować za opiekę nad nią! — zapytał, chcąc prędko zmienić temat.
Kotka zamrugała. Pierwszy raz, później drugi, a po chwili i trzeci.
— Och, ale czy można mnie winić, że nie chcę spędzić reszty moich dni samotnie? Kto by chętnie porzucił koleżankę! — miauknęła, zerkając na dwójkę kotów, która najbardziej angażowała się w rozmowę, a następnie rzuciła zmartwione spojrzenie Zimorodkowemu Życzeniu. — Wiecie, jak samotność potrafi dokuczać — dodała, jednak gdy usłyszała słowa kocura, ta podniosła wzrok, wbijając w niego swoje brązowe ślepia. — Nazywam się Zorza! — miauknęła energicznie, a na pysku jej pojawił się uśmiech od ucha do ucha, odsłaniając swoje ostre kły. — A wy? — zapytała, całkowicie odbiegając od tematu, skanując wzrokiem obce jej koty.
— To cudownie, że dobrze się bawicie, ale my naprawdę musimy wziąć ze sobą Zimorodkowe Życzenie — powiedziała lekko podirytowana. — Zorzo, jeśli nie chcesz, aby umarła, musisz pozwolić nam ją wziąć. — dodała kotka o pomarańczowych oczach.
— Czyhająca Mureno, odpowiedz w tej chwili! — zawołała obca z drugiego końca tunelu. Czyhająca Murena? Czyli tak się nazywała ta gaduła…
— Ja jestem Szałwiowa Łapa, to jest Czyhająca Murena... — zaczął przedstawiać wszystkich, po czym się otrząsnął. Musieli działać! Zostawił babkę Murenie i podszedł bliżej Zimorodkowego Życzenia, po czym zwrócił się w stronę stojących dotąd jak słupy Mżawki, Ikry i Stokrotki: — Chodźcie, pomóżcie mi ją podnieść. Sam nie dam rady.
— Wszystko w porządku! — krzyknęła Murena za siebie, odpowiadając kotu.
— Zabierzcie mnie do Spienionej Gwiazdy — wychrypiała medyczka — Może ona pozwoli mojej wybawicielce zostać z nami — dodała, na końcu krztusząc się i plując krwią.
Samotniczka dostrzegła, jak kocur podchodzi do liliowej, jednak nie przeszkodziła mu w tym. Widziała, w jakim stanie jest medyczka. Gdy ta nie otrzyma pomocy, jej żywot najprawdopodobniej dobiegnie końca przed zachodem słońca. Może powinna im pozwolić zabrać kotkę? Bardzo ceniła swoje szczęście, nie chciała spędzić życia samotnie, ale ważniejsze dla niej było życie Zimorodkowego Życzenia, od jej własnego szczęścia. Świadomość, że medyczka zginęłaby jedynie z jej samolubności, byłaby przytłaczająca.
— Dobrze — miauknęła cicho, pozwalając Szałwiowej Łapie zawołać innych. Nie chciała być przyczyną śmierci kotki, tylko dlatego, że ta nie chciała być sama. Obserwowała, jak koty podchodzą do liliowej, aby delikatnie ją podnieść, podczas gdy Czyhająca Murena wbijała w nią swoje ślepia. Pozostałe wydarzenia tego dnia minęły jej bardzo szybko. Pamiętała jakąś rozmowę z dziwną kotką, swoją próbę ucieczki, aby zobaczyć Zimorodkowe Życzenie, a następnie uderzenie o ziemie. Później nastała ciemność.
Teraźniejszość
Słońce wisiało wysoko na niebie, a ptaki cicho śpiewały. Przez ostatnie kilka księżyców, które kotka spędziła zamknięta na wyspie, ta poznała ją… Bardzo dobrze. Poznała jej każdy szczegół. Każde miejsce, w którym wyrastała trawa, każdy dołek, każdy kamyk, który boleśnie wbijał jej się w zad, gdy ta próbowała zasnąć. Z czasem dostała jakieś biednie wyglądające legowisko, na które cały czas narzekała każdemu z kotów, których obowiązkiem było przyniesienie jej czegoś do jedzenia. Tym razem była to nowa, szylkretowa kotka o bardzo ciekawym wyglądzie. Futro jej było długie i puszyste, o bardzo ciemnej barwie, z przebijającym się rudym w wielu miejscach. Oczy kocicy były również pięknej, jaskrawej, pomarańczowej barwy. Widok tej kocicy zaparł dech w piersi Zorzy…
— O mój.. — zaczęła rozmowę Zorza, podskakując do szylkretki, która natychmiastowo zrobiła krok do tyłu, upuszczając przyniesioną zdobycz na ziemię. — A co to za piękne oczy! — rzuciła, ponownie zamykając dystans między kotkami, naruszając jej przestrzeń osobistą. To oczywiście zaalarmowało Błękitną Lagunę i Bursztynowy Brzask, którzy dzisiaj pilnowali samotniczki. Szylkretka jednak odpowiedziała im kiwnięciem ogonem, uspokajając wojowników.
— Dziękuję..? — odpowiedziała niepewnie, delikatnie odsuwając się od kotki z cichą nadzieją, że ta nie podskoczy do niej kolejny raz. — Twoje oczy też są całkiem ładne — dodała niezręcznie, na co ślepia Zorzy zaświeciły się niczym gwiazdki na niebie.
— Tak myślisz?! — pisnęła, ponownie podskakując do szylkretowej kotki niczym zajączek.
— Tak tak, tylko… Odsuń się trochę — odpowiedziała, niezręcznie strzepując ogonem.
Zorza w odpowiedzi skinęła głową, robiąc krok w tył.
— To może… Powiesz mi, jak się nazywasz? Chciałam wypytać trochę tą tutaj dwójkę, ale te gbury jedynie prychały na każde moje pytanie! — Wskazała na dwójkę kotów, która się skrzywiła, słysząc komentarz samotniczki. — Moje imię pewnie już znasz, mam rację?
<Czereśnio no weź pokazuj te ślepia..>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz