[Przed drugą falą łzowego kaszlu]
Jarzębinowy Żar krzątała się przed norą medyków, energicznie machając ogonem na wszystkie strony. Kamyczki i patyki sypały się spod jej łap, strącane ze ścieżki w zapałach porządkowych. W obozie panował zaskakujący spokój – żadnych kociąt biegających dookoła, żadnych nagłych wezwań. Medyczka właśnie skończyła obchód żłobka i starszyzny. Teraz miała wolną chwilę... i okropnie się nudziła. Z braku innych zajęć postanowiła więc posprzątać obóz. Odkąd po karze za lekkomyślność zaczęła zajmować się porządkiem, zapałała do tego nietypową sympatią. Sprzątanie dawało jej poczucie kontroli. A i reszcie klanu wychodziło to na dobre – nikt już przypadkiem nie wbijał sobie kamienia w poduszkę łapy! Promienie słońca przedzierały się przez gęste korony drzew iglastych, tworząc jasne, ciepłe plamy światła na jej szylkretowym futrze. Jarzębina przysiadła na chwilę, by po prostu cieszyć się tą spokojną chwilą – ale oczywiście nie trwało to długo. Z pobliskiej ścieżki podeszła jasna kotka, unosząc przednią łapę do góry. Wokół niej unosił się słodkawy zapach mleka – jasny znak, że należy do karmicielek. Jarzębina podniosła się na łapy i spojrzała na nią z zaciekawieniem.
— Srebrzysta Łuno… — miauknęła, unosząc brew. Nie była pewna, co mogło się stać z łapą karmicielki. Machnęła długim ogonem, zapraszając ją do środka.
Kotka opierając się delikatnie o jej bok, weszła do nory i usiadła ostrożnie na posłaniu z mchu. Medyczka rzuciła okiem na jej łapę – i aż zmarszczyła nos ze zdziwienia.
— Błyszczący kamień? — mruknęła pod nosem.
— Tak... Wyszłam na krótki spacer — przyznała Srebrzysta Łuna z ciężkim westchnieniem
— Opieka nad młodymi to niełatwa sprawa. Ale mimo wszystko powinnaś bardziej uważać na siebie — wymruczała Jarzębina, po czym odwróciła się i podeszła do magazynku z ziołami.
— A jak tam u kociaków? — zapytała, nieco niewyraźnie, z pyskiem pełnym liści. Położyła rośliny na ziemi i zaczęła dokładnie oglądać poranioną łapę kotki.
— Rosną bardzo szybko! Jak grzyby po deszczu — zaśmiała się karmicielka, spoglądając na swoją łapę.
Już miała dodać coś więcej, gdy Jarzębina niespodziewanie wyciągnęła z rany drobne szkiełko. Srebrzysta Łuna syknęła z bólu, cofając się lekko.
— Tak to już jest. Będą z nich dobrzy wojownicy — odparła medyczka, nie przejmując się zbytnio bólem, jaki musiała sprawić. Czasem po prostu nie było innego sposobu. Z wprawą oczyściła ranę przy pomocy miękkiego mchu, który wchłonął krew. Następnie rozgryzła liście trybuli i nałożyła papkę na zranione miejsce. Wszystko dokładnie owinęła pajęczyną, by zabezpieczyć łapę.
— Na pewno… Mam tylko nadzieję, że podczas nocy nic im się nie stanie — miauknęła cicho kotka, z niepewnością w głosie.
— Będzie dobrze. Na pewno wrócą — mruknęła Jarzębina z przekonaniem. — A co do rany – jeśli zacznie puchnąć albo zrobi się gorąca, wróć do mnie. I uważaj, żeby maluchy nie zsunęły ci opatrunku!
Medyczka odsunęła się i zrobiła miejsce, by kotka mogła wyjść. Jednak Srebrzysta Łuna tylko przełknęła ślinę, westchnęła ciężko i zwinęła się w kłębek na posłaniu. Zmęczenie malowało się na jej pysku aż nadto wyraźnie. Jarzębina patrzyła na nią z troską. Szybko jednak odwróciła wzrok. Wiedziała, że opieka nad kociętami to coś, co potrafi wyczerpać nawet najdzielniejszą kotkę. Dlatego nie powiedziała nic więcej i pozwoliła Srebrzystej Łunie zostać w legowisku – by mogła chociaż przez chwilę naprawdę odpocząć.
Wyleczeni: Srebrzysta Łuna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz