– Cześć… – wymamrotała Brukselkowa Łapa, tak cicho, że Rysi Trop musiała drgnąć uchem, by mieć pewność, że coś w ogóle powiedziała.
– Um… masz może chwilkę? – dodała i spróbowała się uśmiechnąć. Rysi Trop skinęła głową łagodnie. Lubiła dawać kotom przestrzeń. Nawet jeśli chodziło tylko o przestrzeń do głupiego gadania. A może zwłaszcza wtedy.
Brukselkowa Łapa usiadła przy niej niezgrabnie, jak młode drzewo, które jeszcze nie wiedziało, w którą stronę się wyginać, czy gdzie zapuścić dalej korzenie. Rysi Trop widziała, jak uczennica poprawiała futro, jak się niecierpliwiła własnym ogonem.
– Cóż, chciałam ci tylko, wiesz, pogratulować nowego-starego imienia – powiedziała Brukselkowa Łapa. – Bardzo ci pasuje, wiesz? – dokończyła. Rysi Trop uśmiechnęła się. To był miły gest. Nie tak oczywisty, jakby się mogło wydawać, bo w obozie łatwiej było milczeć, niż mówić coś dobrego.
– Dziękuję, miło mi to słyszeć. Brukselka, dobrze pamiętam? – spytała, a potem zaśmiała się cicho. Tylko trochę – nie z niej, ale z tej ich niezręczności, która jej wcale nie bolała.
– Brukselkowa Łapa – poprawiła ją uczennica, a potem zrobiła taką minę, jakby ugryzła się w ogon. Od razu było widać, że nie była zadowolona z tej poprawki. Ale dla Rysiego Tropu… to było słodkie.
– Jeszcze Brukselkowa Łapa – dodała młodsza kotka, ciszej. – Ale za niedługo już zostanę wojowniczką. Powiedzmy, że mam do tego powody, aby być na tej posadzie jak najdłużej, jak tylko się da. Rysi Trop spojrzała na nią uważniej. Na sposób, w jaki zniżyła głos, jakby zdradzała jej sekret. Takie rzeczy się czuło. Nie musiała dopowiadać nic więcej.
– Rozumiem – mruknęła cicho. Wiedziała, co to znaczy chcieć zostać uczniem trochę dłużej. Nie dlatego, że ktoś bał się dorosłości, ale dlatego, że dorosłość czasami oznaczała stratę. Bo może ktoś, kogo się lubiło, nadal był uczniem. Albo mistrzem. Albo kimś, kogo chciało się widywać codziennie, a nie tylko wtedy, gdy patrole się zetkną. Milczały chwilę, ale to było dobre milczenie. Takie, które nie ciśnie się do gardła, nie gryzie łap. Po prostu trwało. W pewnym momencie Rysi Trop przesunęła ogon bliżej i pozwoliła mu musnąć bok uczennicy – niechcący, a może odrobinę chcący. Chciała sprawdzić, czy to nie zniknie. Czy jej nie spłoszy.
– Wytarzałaś się w kwiatach? – zapytała, nie podnosząc głosu. Ot tak, jakby pytała o pogodę.
Brukselkowa Łapa zerknęła na nią z przestrachem.
– To aż tak czuć? – wymamrotała z przerażeniem. Rysi Trop zaśmiała się pod nosem.
– Trochę, ale tylko trochę. I… to ładne – mruknęła. Nie usłyszała od razu odpowiedzi. Ale widziała, że wąsy młodszej kotki przestały tak drżeć. Że coś w niej się rozluźniło. Siedziały jeszcze dłuższą chwilę. Potem ktoś zawołał Brukselkową Łapę z drugiego końca obozu. Może mentor? Może któryś z uczniów czy innych wojowników. Kotka zerknęła na szylkretkę z wahaniem, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedziała, czy może. Rysi Trop skinęła krótko w jej kierunku.
– Powodzenia, Brukselkowa Łapo.
Uczennica odeszła. Znów ten sam, nieco niezdarny chód, ale może już nie tak nerwowy. Rysi Trop została w tym samym miejscu. Z zamkniętymi oczami i zapachem kwiatów gdzieś na granicy świadomości. Przypomniała sobie, jak to było mieć serce, które biło za szybko, bo ktoś ci się podobał. I uśmiechnęła się sama do siebie.
Teraźniejszość
Wojowniczka już sama nie wiedziała, jak toczyło się jej życie. Płynnie, czy szybko i rwąco, jak nieokiełznana rzeka? Jej siostra wróciła do klanu – Głupia Łapa, niegdyś Skarabeusz i Skarabeuszowa Łapa. Porwano ją… Co teraz szylkretka mogła o tym myśleć? I tak zajęła wysokie miejsce w oczach przywódcy, ponieważ wskazała winnego za śmierć Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii. Niestety Ryś sama nie wiedziała, czy dobrze mu powiedziała. Kocur sam wymusił tą odpowiedź… Jakby sam chciał się pozbyć śnieżnobiałego kocura. Jednak nikt poza nią i też garstką innych kotów, nie znał prawdy o jego dalszym losie…
– Hej! Od samego rana jesteś taka jakaś niemrawa, wstałaś lewą łapą? – zapytała jej siostra.
– Nie, wcale nie jestem niemrawa – wzruszyła ramionami do Lamentującej Toni. I tak skończyło się na plotkowaniu… Usłyszała od Lament, że Trzciniczkowa Dziupla zaczął pachnieć nawet znośnie, ale tortie jej nie uwierzyła. Bo takiego okrutnego, śmierdzącego zapachu nie dało się ukryć! Mógł być takim kocim skunksem…
– Hej… Możemy razem pójść poza obóz? – Usłyszała nagle. Odwróciła trochę głowę i zobaczyła koło siebie Brukselkową Łapę; a, przepraszam, Brukselkową Zadrę! Ostatnio miała mianowanie; jak szylkretka mogła o tym zapomnieć! Dymna skinęła do niej głową i wstała z miejsca, po czym ruszyła do Miodowej Kory. W sumie… trening z Warcząca Łapą miała skończony, nie miała wyboru, dlatego zgodziła się. Kotki ruszyły razem za obóz, starsza wojowniczka była niepewna… Ciekawe, co młodsza dla niej planowała.
<Gdzie nas prowadzisz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz