*ciąg dalszy poprzedniego opka ale kilka godzin później*
Leżała zwinięta w kłębek w jadącym potworze. Pręty klatki kłuły ją w brzuch przy każdej nierówności. To miejsce rzeczywiście było bardzo depresyjne. Była okropnie zmęczona swoimi wcześniejszymi próbami ucieczki. W międzyczasie zdążyła dołączyć do nich dwójka innych kotów, najwyraźniej rodzeństwo. Jakieś dwa młodziki z ciekawym umaszczeniem i krótką sierścią. Miała wrażenie, że ich oczy są zdecydowanie za duże w porównaniu z reszty ich ciała, ale wolała tego nie obserwować. Siedzieli w potworze już dość długo i zaczynała wątpić w to, czy kiedykolwiek gdzieś wyjdą. Wstała i zobaczyła łysego kocura wpatrującego się w nią. Nadal przeszkadzał jej jego wygląd.
‐ Czemu się na mnie gapisz?
- Jak okropnie smutne jest patrzenie na to, jak kolejna iskierka nadziei tutaj gaśnie. Dałaś się złapać dwunożnym. Na pewno ktoś cię ostrzegł. Byłaś głupia i naiwna i dlatego tu teraz jesteś.
- Czy to nie znaczyłoby, że ty jesteś głupi i naiwny? - syknęła zirytowana.
-Może tak. Może nie. Zależy, z której strony patrzysz.
Zrezygnowała z rozmowy z łysym. Kocur ewidentnie nie był zdrowy psychicznie. Nagle potwór zatrzymał się i tył potwora znowu się otworzył. Koty zaczęły syczeć i denerwować się. Rodzeństwo młodzików zaczęło płakać. Trzech dwunożnych zaczęło brać klatki i wynosić je z potwora jedna po drugiej. Zanieśli je do swojego gniazda, a potem do jego podziemi. Było rozświetlone dziwnym wynalazkiem dwunożnych, wiszącym na suficie. Wtedy Pożar dostrzegła tam kilka innych kotów. Każdy z równie unikatowymi wyglądami, co jej towarszysze. Niektórzy poranieni, niektórzy po prostu tacy, jacy się urodzili. Dwunożni wypuścili wszystkie koty z klatek. Pożar nie myśląc, od razu pobiegła do kolorowego gładkiego kamienia wypełnionego wodą. Odprężyła się nieco, czując chłód wody na jej języku. Teraz tylko znaleźć coś do jedzenia. Jednak nie mogła znaleźć nic co chociażby w najmniejszym stopniu przypominałoby myszy, wiewiórki czy królika.
- Gdzie tutaj jest coś jadalnego? - zapytała jednego z dłuższych rezydentów podziemi. Kocur wskazał na duże srebrne coś z wgłębieniem, w którym leżało coś przypominającego… królicze bobki. Skrzywiła się.
-A jest tu coś… smacznego? - zapytała znowu.
- Bierz to co jest, albo bądź głodna. Za chwilę może tego nie być.
Z rezygnacją podeszła do czegoś, co podobno było jedzeniem. Ostrożnie wzięła jeden bobek i zaczęła powoli przeżuwać. Nie smakował niczym. Zjadła jeszcze trochę, ale tylko tyle, by jej brzuch przestał boleć. Dwunożni położyli kawałek kolorowego materiału na ziemi. Pożar od razu zajęła sobie tam miejsce. Lepszej izolacji od podłogi tutaj nie było. Kiedy dwunożni wyszli, światło zgasło i podziemia pogrążyły się w zupełnej ciemności. Pożar zasypiała z myślą, że jedyne, o czym marzy, to wydostać się stąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz