Po mianowaniu Poziomkowej Łapy na ucznia
Oby z nowym imieniem zmieniło się coś jeszcze – pomyślał.
Nie zdążył się nawet częściowo otrząsnąć po tym wszystkim, a jego mentor już zaproponował wyjście na pierwszy trening. Nie mógł mu się sprzeciwić; obiecał poprawę, a to oznaczało ciężką pracę. Pokornie więc zgodził się na propozycję wyjścia, ale wolałby dostać choć chwilę na porządne wyspanie się.
Kosaćcowa Grzywa zarządził, aby na szkolenie poszli z nimi też Szczawiowa Łapa, którego kojarzył raczej z widzenia, i Iskrząca Nadzieja - kotka, której zupełnie nie znał. On sam i trzy obce mu koty. Wolałby iść z Plamką i Pustułką, ale no cóż, raczej jakoś sobie poradzi.
Biały kocur ruszył przodem, za nim brązowo-biała kotka, następnie podobny do niej uczeń. Na ten widok Poziomek zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem nie są ze sobą spokrewnieni. Koty miały ten sam kolor i prawie identyczne białe łaty; nawet oczy miały podobne.
Najmłodszy z nich starał się nadążać za nimi, ale przez zmęczenie i ból głowy było to dla niego trudne zadanie. Podczas wędrówki rozglądał się po okolicy, starając się skojarzyć, gdzie był zeszłej nocy. Miał jednak wrażenie, że poszli w zupełnie innym kierunku niż wtedy, gdy został ukarany.
Szczawiowa Łapa trochę zwolnił, prawdopodobnie, aby porozmawiać ze świeżo upieczonym uczniem. Nie było im to jednak dane.
– Poziomku! – zawołał Kosaciec, nie przerywając marszu.
– T-tak? – podbiegł do mentora, dysząc. Rozmawianie na odległość nie było zbyt kulturalne.
– No tak lepiej – skomentował. – Lepiej, abyś na treningach trzymał się blisko mnie i się nie spóźniał. To pierwsze z powodów bezpieczeństwa, drugie, ponieważ w ten sposób okazujesz mentorowi szacunek lub jego brak.
Poziomek na to stwierdzenie tylko kiwnął głową. Wolał nie marnować tlenu na niepotrzebne mówienie. Nie planował się spóźniać. Wiedział, że może to spowodować u innych złość lub irytację, a tego unikał. Słowa o nie oddalaniu się wziął sobie do serca. Narażanie siebie i innych było czymś niedopuszczalnym. Zaczął więc truchtać łapa w łapę z Kosaćcem. Nie wiedział tylko, na jak długo wystarczy mu sił.
– No więc, Szczawiowa Łapo, w jakim kierunku zmierzamy? – spytał z przekąsem, chcąc złapać ucznia Iskrzącej Nadziei na pomyłce.
– Idziemy w kierunku Ciernistego Drzewa – powiedział, ignorując jego ton. Jego mentorka spojrzała na niego z aprobatą, a on sam patrzył w kierunku Poziomka. Młodszy kocurek skulił się, słysząc nazwę miejsca, do którego szli. Tej opowieści nikt mu nie powiedział prosto w pysk, ale słyszał, że drzewo było opętane przez złe duchy.
– Hej, spokojnie. Nic złego ci się nie stanie, to tylko bajki dla naiwnych kociąt. – miauknął spokojnym tonem Szczawik, jakby czytając mu w myślach. – No i jesteś z nami – dodał pewnie.
– Jeśli chcesz być wojownikiem, to nie możesz bać się byle pogłosek – skomentował Kosaciec.
– Ja-jasne.
– A teraz niech Szczawiowa Łapa opowie coś więcej o terenach klanu. Słuchaj Poziomku, ta wiedza może ci się przydać, a jeśli on – szturchnął Szczawika – powie coś głupiego, to ci to naprostuję.
<Szczawiowa Łapo?>
[509 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz