— Czy wiemy, jak z wrotyczem? Wojownicy coś znaleźli? — zapytała, nie odwracając się do reszty medyków.
— Szukają po lesie, ale nic — mruknęła krótko Cis.
Jarzębinowy Żar słyszała pogłoski – ciche, przemykające od jednego szeptu do drugiego – że Głupia Łapa zna miejsce, w którym nadal rośnie wrotycz. Podobno rósł on gdzieś na terenach dwunożnych, gdzie nikt z klanu nie miał odwagi się zapuszczać. Głupia Łapa... Nie zawsze ją tak nazywano. Niegdyś była uczennicą medyka i nosiła imię Skarabeuszowa Łapa. Jarzębina wiedziała o niej niewiele, a to, co wiedziała, było dziwne, poszarpane jak sen, który nie chce ułożyć się w całość. Z jakiegoś nieznanego powodu została brutalnie okaleczona, a potem... zamilkła. Podobno powiedziała coś nieodpowiedniego na zgromadzeniu. Zbyt wiele. I zapłaciła za to. Teraz była więźniem. Szylkretka odłożyła myśli na bok i uniosła łapą wrotycz, po czym podeszła do swojej matki. Dotknęła jej nosa delikatnie, starając się ją obudzić. Zalotka poruszyła się niespokojnie i otworzyła załzawione oczy. Jarzębina przemyła je ostrożnie miękkim mchem, a potem – bez słowa – podała zioło. Chora kocica spojrzała na nie, po czym ostrożnie zaczęła je żuć. Skinęła córce głową na znak podziękowania i wróciła do niespokojnego snu. Jarzębina przez chwilę patrzyła na nią bez słowa, analizując każdy szczegół jej pyska. Jej wzrok mimowolnie przesunął się na uszy matki – i tam też dostrzegła znajome nacięcie. Westchnęła cicho, a potem podeszła do drugiej pacjentki. Lodowy Omen leżała na posłaniu, ale unosiła głowę i czujnie rozglądała się po wnętrzu legowiska.
— Obmyję ci oczy — powiedziała cicho.
Kotka nie zaprotestowała. Po chwili przyjęła podane zioło i żuła je mechanicznie, wpatrując się w ścianę z wyschniętych paproci. Co jakiś czas jej uszy drgały nerwowo, jakby próbowała wychwycić dźwięki spoza nory, z obozu. Jarzębina obserwowała ją przez moment, po czym wstała.
— Nikt nie przyniósł jedzenia…? — mruknęła do siebie z nutą irytacji w głosie.
Wyszła na zewnątrz i podeszła do stosu ofiar. Uniosła parę drobnych zdobyczy i odruchowo rozejrzała się po obozie. Jej niebieskie oczy omiatały sylwetki kotów. I wtedy znów to zauważyła. Zbyt wielu z nich miało nacięcia na uszach. I zbyt wielu spośród nich było chorych. Niektórzy wciąż przychodzili po wrotycz z obawy przed nawrotem choroby, inni wydawali się zdrowi. Zmrużyła oczy i z uniesionym ogonem wróciła do nory. Rozdzieliła zdobycz między chorych, a potem sama przysiadła i zaczęła chrupać małą mysz. Jednak jej myśli krążyły gdzie indziej.
Zamknęła oczy. Obrazy zaczęły przemykać przez jej umysł jak liście niesione przez wiatr. Uszy – rozdarte, ponacinane. Widziała je coraz wyraźniej. Zaczęła rysować łapą w ziemi krzywe kreski, tworząc listę w myślach. Zalotna Krasopani. Mroczna Wizja. Pamięta, że widziała nacięcia na ich uszach już wtedy, gdy była jeszcze kocięciem. Pamięta też rozmowę z Mroczną Wizją. Gdy zapytała o znamię, starsza kocica nagle spoważniała. Jakby się wystraszyła. Czy dobrze to pamiętała? Nie była już tego taka pewna. Ale one obie też były chore. Nikła Gwiazda. Makowy Nów. Również mieli nacięcia. I również byli chorzy. Lodowy Omen. Cisowe Tchnienie. Syczkowy Szept. Sowi Zmierzch. Topielcowy Lament. Wszyscy. Rysi Trop, Borsucza Pustka i Jaskółcze Ziele – nie miało nacięć. Ale oni też zachorowali. Wszystkie ważne role… Nacięcia. Jej spojrzenie stało się twarde. Cis, medyczka, miała dokładnie takie samo rozcięcie jak inni. To nie był przypadek. Większość z tych kotów miała rozcięte lewe ucho, niektórzy – prawe. Czy to możliwe, że to coś więcej niż przypadkowe obrażenia? Czyżby w ich klanie istniała tajna grupa? Krąg wtajemniczonych? Elita podejmująca decyzje za plecami reszty? Zadrżała. Jeśli tak, to… co się stanie, gdy dowiedzą się, że ona wie? A co jeśli nawet jej własna matka…? Czy Zalotka zwróciłaby się przeciwko niej? Czy Prążkowana Kita, jej ojciec, który nie nosił nacięcia, naprawdę nic nie wiedział? A może tylko udawał? A może... nie ma o czym wiedzieć. Może wszystko to są tylko zbiegi okoliczności. Jarzębinowy Żar przymknęła oczy, ściskając pazury w ziemi.
Klanie Gwiazd. Daj mi znak. Cokolwiek, błagam. Czy to droga, którą powinnam iść? Czy wiara w was mnie ochroni… czy zaprowadzi do zagłady?
Wyleczeni w epidemii KW: Lodowy Omen i Zalotna Krasopani
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz