— Ach tak! Teraz widzę, to musi być… — w tym miejscu kocica zrobiła pauzę, najwidoczniej już długo nie widziała tego stworzenia i musiała odkopać z pamięci jego nazwę — Żuczek odpowiedzialny za tworzenie tęczy.
Oba kociaki wymieniły się porozumiewawczym spojrzeniem, wiedzieli, że ma on jakieś znaczenie, to nie mógł być zwykły robak! Juniorka nachyliła się bliżej w stronę piastunki ciekawa jej kolejnych słów.
— Zanim jeszcze pierwsze koty pojawiły się na świecie, panowała Wieczna Noc! Wszystkie stworzenia chowały się w norkach lub zupełnie pod ziemią, taki los właśnie spotkał żuki. Uciekając przed niebezpiecznym mrokiem, zamieszkiwały glebę, jednak kiedy koty zeszły ze Srebrnej Skórki, a rośliny zaczęły kwitnąć, liczne korzenie stały się utrudnieniem dla chrząszczy, kopiących tunele. Dlatego też pewnego dnia jeden z nich wyszedł na powierzchnię, przedarł się przez warstwę gęstej trawy i złotych liści. Słońce gdy tylko spotkało się z jego pięknym pancerzem, odbiło się od niego, barwiąc niebo rozmaitymi kolorami: czerwony, pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski, fioletowy. — Kocica przejechała łapą po grzbiecie robaka, ściągając z niego cienką warstwę brudu, dzięki czemu na jego ciałku widać było wszystkie wymienione przez starszą kolory. — To właśnie wtedy powstała tęcza. Teraz za każdym razem kiedy wyjdzie na promienie słoneczne, niebo barwi się kolorami!
Wężynka wstrzymała powietrze, właśnie znaleźli magicznego żuczka! Takiego, który jest naprawdę magiczny! Ale… chwilka, czy w takim razie na niebie nie powinna pojawić się tęcza? Szylkretka dokładnie pamiętała szare niebie, ozdobione jedynie ciemnymi chmurami, gdy była na zewnątrz razem z bratem. Nie było w tym nic magicznego!
— Ale przecież nie ma tęczy! — jęknęła rozczarowana Juniorka, a Lulek pokiwał z rezygnacją łebkiem.
— Czyżby? — Kotewkowy Powiew powoli i z gracją podniosła prawą łapę i wskazała nią wejście do kociarni.
Koteczka z nagłym uderzeniem nadziei spojrzała w tamtą stronę, w obozie padał delikatny deszcz przecinany promykami słońca. Biało-czarny kocurek zaintrygowany podniósł się i kiedy już miał pobiec do wyjścia, piastunka machnięciem ogona przypomniała mu, aby wziął ze sobą magicznego robaczka. Rodzeństwo wspólnie wyszło poza ściany legowiska, ich futro moczyły chłodne krople wody. Lulek położył żuka na swojej łapie, a następnie ją uniósł, stworzonko momentalnie odfrunęło, a zielone ślepia kotki powędrowały za nim, z ukłuciem żalu, jednak w miejscu, w którym rozmył się chrząszcz, widać było… Wielką tęczę! Wężynka otworzyła pyszczek, będąc w zupełnym szoku, podobnie zresztą jak jej brat, jeszcze nigdy nie widziała tak wielu kolorów mieszających się ze sobą płynnie w jednym miejscu.
— Łał — wypluł z siebie kocurek, a jego siostra pokiwała jedynie główką z aprobatą.
Po chwili obok dwójki kotów pojawiła się reszta ich rodzeństwa: Rosiczka z lśniącymi oczyma, Żmijowiec żwawo wymachując ogonkiem i Tojadek, cały mokry (najpewniej odbył kąpiel w rzece, aby pozbyć się błota).
— Ale to piękne! — westchnęła Rosiczka — Co to?
— Tęcza — odpowiedziała krótko Juniorka.
— A skąd się tu wzięła? — zapytał Żmijowiec przechodząc obok szylkretki.
— Magiczny żuk ją wyczarował — westchnięcie Lulka było przepełnione dumą i powagą.
<Lulek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz