Kolejne kocięta zasiliły żłobek Klanu Burzy. Kolejni wojownicy (i uczniowie) nie umknęli sprzed łap Śmierci. Rozkwitająca Szanta sama nie raz czuła, jakby dziwna, trudna do wyjaśnienia obecność w samym środku nocy wisiała nad nią w kociarni. Czyżby była kolejnym celem siostry Życia? A może miał się nim stać jeden z kotów przebywający w kociarni. Przeniosła spojrzenie na Brzęczkowy Trel. Na swoją ukochaną babcię, z którą zżyła się jak z żadnym innym kotem. Kotka była jedną z starszych, o ile nie najstarszych mieszkańców Klanu Burzy. Jak na starszą kotkę, poza wyglądem, a dokładniej zalążkach siwej sierści w okolicach pyska, który zdradzał jej wiek, trzymała się nader dobrze. Jednak nawet ona nie mogła żyć wiecznie, nawet jeśli Szanta z całego serca tego pragnęła.
Korzystając z cieplejszej pogody, wspólnie z kociętami wybrały się poza obóz, aby najmłodsi członkowie Klanu Burzy mogli spędzić czas na pobliskiej polanie. Towarzyszył im Opadający Rumianek, który dołączył do nich po powrocie z patrolu. Tematem ich rozmów były ostatnie wydarzenia w klanie. Śmierci, zaginięcia, magiczny wysyp kociąt pałętających się samopas po terenach Klanu Burzy i ciężarne samotniczki. A no i nowe związki, pierwsze miłości młodych członków klanu oraz zerwania. Przynajmniej plotkary i przekupy miały jakieś zajęcie i mogły miło spędzać czas.
–Myślisz, że w innych klanach również się tyle dzieje co w naszym?
– Nie, na pewno nie. To czyni nasz klan wyjątkowym. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Nigdy nie wieje nudą – Przejechała kitą po trawie. – Chociaż, sama nie wiem. Nieco nie nadążam z tym wszystkim... Jedna rodzina kończy opłakiwać zmarłego, by za księżyc klan dowiedział się o kolejnej śmierci... W międzyczasie znajdujemy porzucone kocięta, więc mamy powód do radości. Dochodzi do tego jeszcze wiele innych rzeczy, które sprawiają, że jestem przeciążona tym wszystkim i niezmiernie doceniam sugestię babci, abym mogła mieszkać w kociarni, gdzie jest cisza, spokój i nieskazitelna czystość.
– Chciałaś chyba powiedzieć "pomagać w opiece nad kociętami"...
– Tak... – machnęła łapą od niechcenia. No bo co, udało jej się pomóc odchować już tyle kociąt, że mogła się nazywać Matką wszystkich kociąt. Była wręcz jak Wszechmatka z Owocowego Lasu, w która co po niektórzy sąsiedzi wierzyli. Może udałoby jej się ich wkręcić, że jest boginią, która postanowiła zstąpić z niebios, gaju czy innego miejsca, w którym ów Bóstwo przebywało? – Dokładnie to miałam na myśli. Poza tym spójrz Rumianku, wypełniłam wolę naszej matki i babki. Chciały, abyśmy w przyszłości doczekały się kociąt, a ja już odchowałam... – Urwała skupiając się na liczeniu. – Piątkę? Kolejna dwójka lada moment opuści kociarnię. Całkiem dobry wynik.
– Obawiam się, że nie o adoptowane kocięta im chodziło... – rzucił nerwowo Rumianek, przestępując z łapy na łapę. – No wiesz...
– Wiem. Doskonale wiem – westchnęła, starając się mimo wszystko wyzbyć głosu matki ze swojego umysłu. Było to ciężkie. – Dlatego nie bój się nic, mój kichający braciszku. Nie zaprzątaj sobie głowy kociętami, zostaw to przyszłej królowej – Uśmiechnęła się, po czym szturchnęła barkiem szylkreta w geście pocieszenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, co tak naprawdę Rumianek myśli o rodzicielstwie. Ten strach w jego oczach, gdy ktoś sugerował, że jest kotką i w przyszłości powinien zasilić Klan Burzy o kocięta, chociażby jako zapłatę za udzielenie schronienia. Chciała zdjąć to brzmię, które ciążyło wojownikowi i była gotów się poświęcić. Chociaż czy to tak naprawdę byłoby poświęcenie? Poza tym, jako przyszła matka wszystkich kociąt powinna w przyszłości doczekać się również tych własnych, biologicznych.
No i stało się. Oficjalnie została ogłoszona Wieczną Królową. Nianią, opiekunką, piastunką... Zwał jak zwał. W skrócie była tą, która miała opiekować się kociętami-znajdkami, którymi nie chciała się zająć żadna z przebywających królowych w kociarni i wtedy, gdy żadna z kotek nie przebywała w żłobku. Miała również zadbać o kocięta, które zostały odtrącone przez matkę z różnych powodów. Do kolejnych zadań, które spadły na jej barki po otrzymaniu tej roli było również wspieranie przykrych matek, edukowanie ich jak powinny obchodzić się ze swoimi pociechami. Co powinno je niepokoić, to czy kocię jest zbyt ruchliwe, a może wręcz apatyczne. Czy je z apetytem, a może ma wybiórczość pokarmową. Czekało ją nie lada wyzwanie, w szczególności, że za dwa księżyce przyjdzie jej po raz pierwszy pomagać w opiece nad kociętami, które przyjdą na świat w Klanie Burzy.
Po ceremonii zmiany roli, powróciła do kociarni, zajmując wolne posłanie tuż obok ciężarnej rudej kotki. Nie dziwiła się czemu były partner Ognistej Piękności uległ jej czarowi. Z przykrością musiała przyznać, że Sójka była ładniejsza od Ognistej Piękności. Mimo to nie miała zamiaru zdradzać swojej starszej koleżanki od porad pielęgnacyjnych. Nieco szorstkim tonem wyjaśniła byłej samotnicze, że może i została królową i przysługuje jej więcej praw niż innym kotom, jednak kociarnia to jest jej teren. Ten krzak, w którym wychowywały się kocięta było Królestwem Rozkwitającej Szanty.
– Możesz na mnie liczyć. W ciąży, po i w trakcie porodu. Jestem dostępna od wschodu słońca do zachodu księżyca, z przerwą na sen oczywiście – wyjaśniła po krótce. – Jednak zastrzegam sobie prawo do zgłoszenia wszelkich odchyleń w zachowaniu twoim i twoich kociąt Króliczej Gwieździe, co może poskutkować odebraniu ci ich, jeśli wykażecie choć trochę toksycznych zachowań, jak wygórowane ego, kult tyranów-umarlaków i takie tam... Pytania kieruj do swojego partnera – Strzepnęła uchem. Nie miała zamiaru straszyć kotki, ale skoro nosiła pod sercem kocięta tego, a nie innego kocura, to pewnie musiało coś ją skusić do takiej, a nie innej decyzji. Bo chyba nikt o zdrowych zmysłach nie pragnął by wiązać się z kotem konkretnie z tej rodziny, prawda? Prawda, Szanto? Na myśl o błękitnych oczach siostrzeńca rudzielca pokręciła głową, starając się pozbyć z głowy obrazu czarnego kocura. Idiotka! – A no i zapomniałam. Gratulację doboru ojca dla swych kociąt i zostania pełnoprawną członkinią Klanu Burzy – westchnęła. Te sześć, a może i nawet osiem księżyców będą prawdziwym wyzwaniem. Ciekawe czy jeśli nie podoła jako Królowa, to czy Królicza Gwiazda pozwoli jej wrócić do roli wojownika. O ile wyjdzie z tego żywo.
Korzystając z cieplejszej pogody, wspólnie z kociętami wybrały się poza obóz, aby najmłodsi członkowie Klanu Burzy mogli spędzić czas na pobliskiej polanie. Towarzyszył im Opadający Rumianek, który dołączył do nich po powrocie z patrolu. Tematem ich rozmów były ostatnie wydarzenia w klanie. Śmierci, zaginięcia, magiczny wysyp kociąt pałętających się samopas po terenach Klanu Burzy i ciężarne samotniczki. A no i nowe związki, pierwsze miłości młodych członków klanu oraz zerwania. Przynajmniej plotkary i przekupy miały jakieś zajęcie i mogły miło spędzać czas.
–Myślisz, że w innych klanach również się tyle dzieje co w naszym?
– Nie, na pewno nie. To czyni nasz klan wyjątkowym. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Nigdy nie wieje nudą – Przejechała kitą po trawie. – Chociaż, sama nie wiem. Nieco nie nadążam z tym wszystkim... Jedna rodzina kończy opłakiwać zmarłego, by za księżyc klan dowiedział się o kolejnej śmierci... W międzyczasie znajdujemy porzucone kocięta, więc mamy powód do radości. Dochodzi do tego jeszcze wiele innych rzeczy, które sprawiają, że jestem przeciążona tym wszystkim i niezmiernie doceniam sugestię babci, abym mogła mieszkać w kociarni, gdzie jest cisza, spokój i nieskazitelna czystość.
– Chciałaś chyba powiedzieć "pomagać w opiece nad kociętami"...
– Tak... – machnęła łapą od niechcenia. No bo co, udało jej się pomóc odchować już tyle kociąt, że mogła się nazywać Matką wszystkich kociąt. Była wręcz jak Wszechmatka z Owocowego Lasu, w która co po niektórzy sąsiedzi wierzyli. Może udałoby jej się ich wkręcić, że jest boginią, która postanowiła zstąpić z niebios, gaju czy innego miejsca, w którym ów Bóstwo przebywało? – Dokładnie to miałam na myśli. Poza tym spójrz Rumianku, wypełniłam wolę naszej matki i babki. Chciały, abyśmy w przyszłości doczekały się kociąt, a ja już odchowałam... – Urwała skupiając się na liczeniu. – Piątkę? Kolejna dwójka lada moment opuści kociarnię. Całkiem dobry wynik.
– Obawiam się, że nie o adoptowane kocięta im chodziło... – rzucił nerwowo Rumianek, przestępując z łapy na łapę. – No wiesz...
– Wiem. Doskonale wiem – westchnęła, starając się mimo wszystko wyzbyć głosu matki ze swojego umysłu. Było to ciężkie. – Dlatego nie bój się nic, mój kichający braciszku. Nie zaprzątaj sobie głowy kociętami, zostaw to przyszłej królowej – Uśmiechnęła się, po czym szturchnęła barkiem szylkreta w geście pocieszenia. Doskonale zdawała sobie sprawę, co tak naprawdę Rumianek myśli o rodzicielstwie. Ten strach w jego oczach, gdy ktoś sugerował, że jest kotką i w przyszłości powinien zasilić Klan Burzy o kocięta, chociażby jako zapłatę za udzielenie schronienia. Chciała zdjąć to brzmię, które ciążyło wojownikowi i była gotów się poświęcić. Chociaż czy to tak naprawdę byłoby poświęcenie? Poza tym, jako przyszła matka wszystkich kociąt powinna w przyszłości doczekać się również tych własnych, biologicznych.
~~~
No i stało się. Oficjalnie została ogłoszona Wieczną Królową. Nianią, opiekunką, piastunką... Zwał jak zwał. W skrócie była tą, która miała opiekować się kociętami-znajdkami, którymi nie chciała się zająć żadna z przebywających królowych w kociarni i wtedy, gdy żadna z kotek nie przebywała w żłobku. Miała również zadbać o kocięta, które zostały odtrącone przez matkę z różnych powodów. Do kolejnych zadań, które spadły na jej barki po otrzymaniu tej roli było również wspieranie przykrych matek, edukowanie ich jak powinny obchodzić się ze swoimi pociechami. Co powinno je niepokoić, to czy kocię jest zbyt ruchliwe, a może wręcz apatyczne. Czy je z apetytem, a może ma wybiórczość pokarmową. Czekało ją nie lada wyzwanie, w szczególności, że za dwa księżyce przyjdzie jej po raz pierwszy pomagać w opiece nad kociętami, które przyjdą na świat w Klanie Burzy.
Po ceremonii zmiany roli, powróciła do kociarni, zajmując wolne posłanie tuż obok ciężarnej rudej kotki. Nie dziwiła się czemu były partner Ognistej Piękności uległ jej czarowi. Z przykrością musiała przyznać, że Sójka była ładniejsza od Ognistej Piękności. Mimo to nie miała zamiaru zdradzać swojej starszej koleżanki od porad pielęgnacyjnych. Nieco szorstkim tonem wyjaśniła byłej samotnicze, że może i została królową i przysługuje jej więcej praw niż innym kotom, jednak kociarnia to jest jej teren. Ten krzak, w którym wychowywały się kocięta było Królestwem Rozkwitającej Szanty.
– Możesz na mnie liczyć. W ciąży, po i w trakcie porodu. Jestem dostępna od wschodu słońca do zachodu księżyca, z przerwą na sen oczywiście – wyjaśniła po krótce. – Jednak zastrzegam sobie prawo do zgłoszenia wszelkich odchyleń w zachowaniu twoim i twoich kociąt Króliczej Gwieździe, co może poskutkować odebraniu ci ich, jeśli wykażecie choć trochę toksycznych zachowań, jak wygórowane ego, kult tyranów-umarlaków i takie tam... Pytania kieruj do swojego partnera – Strzepnęła uchem. Nie miała zamiaru straszyć kotki, ale skoro nosiła pod sercem kocięta tego, a nie innego kocura, to pewnie musiało coś ją skusić do takiej, a nie innej decyzji. Bo chyba nikt o zdrowych zmysłach nie pragnął by wiązać się z kotem konkretnie z tej rodziny, prawda? Prawda, Szanto? Na myśl o błękitnych oczach siostrzeńca rudzielca pokręciła głową, starając się pozbyć z głowy obrazu czarnego kocura. Idiotka! – A no i zapomniałam. Gratulację doboru ojca dla swych kociąt i zostania pełnoprawną członkinią Klanu Burzy – westchnęła. Te sześć, a może i nawet osiem księżyców będą prawdziwym wyzwaniem. Ciekawe czy jeśli nie podoła jako Królowa, to czy Królicza Gwiazda pozwoli jej wrócić do roli wojownika. O ile wyjdzie z tego żywo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz