Westchnęła bezradnie, gdy matka zmieniła temat. Tak zawsze działo się w trakcie ich rozmów. Tak jak i wcześniej pozwoliła matce na to, mimo że chciała by chociaż ten jeden raz kotka pomyślała o sobie, a nie o kimś innym. W końcu Kawka, Makrelek czy Morelka już dawno przestali być kociętami.
— Makrelek jak to Makrelek... Krzyczy, wszędzie go pełno. Ciągle się schodzi i rozchodzi z Ryjówką. Sama nie wiem jak to u nich teraz wygląda... Ale wygląda na szczęśliwego. Więc tak, u niego dobrze. — odparła, brat się na nic nie skarżył, więc takie życie mu najwidoczniej odpowiadało
— T-to dobrze. Ch-chcę, aby każde z was b-było szczęśliwe. — odparła cichutko, jednak na jej pysku zagościł lekki uśmiech, najprawdopodobniej z faktu, że jej dzieciom się powodzi w życiu i nie narzekają na nic
— A co z tobą mamo? Jesteś szczęśliwa? — spytała intensywnie wpatrując w kotkę wyczekując odpowiedzi
— J-ja... — Kawka najwidoczniej zaskoczyła matkę pytaniem o szczęście, kotka przez chwilę widać było wahała się, aż w końcu tak jak to w zwykle jąkając się udzieliła odpowiedzi — T-tak. M-mam was, a d-dzieci to szczęście. J-jestem sz-szczęśliwa.
Nie kupiła tego totalnie. Błotnista Plama kłamała. Żaden szczęśliwy kot nie zachowywał się tak jak jej matka. Szczęśliwe koty wręcz zarażały szczęściem innych, a w towarzystwie Błotnistej Plamy można było popaść w depresję. Dlatego Kawcza Łapa coraz rzadziej decydowała się odwiedzać swoją rodzicielkę, jak i również przez uwagi Sroczego Lotu, aby wykorzystała czas, który poświęcę matce na coś bardziej pożytecznego.
— To dobrze — odpowiedziała tak samo jak matka uśmiechając się sztucznie, nie chciała ciągnąć dalej rozmowy.
Ciotka miała rację. Powinna lepiej wykorzystać czas, który poświęcała matce. Która tak czy siak nie brała do siebie słów Kawki. Nie chciała zmienić swojego życia, a wręcz wolała egzystować jakoś w klanie. Dziwiła się czasami, że ktoś taki jak czekoladowa kotka został wojownikiem. Może kiedyś była inna? Nie, Sroczy Lot już dawno uświadomił ja, że jej matka ledwo co zmieniła się od kocięcych lat.
— Będę się już zbierać. Poproszę Śnieżną Gwiazdę o przydział do dzisiejszego patrolu — odparła podnosząc się i skierowała się do wyjścia — Pamiętaj mamo, co ci mówiłam... — rzuciła na odchodne mając na myśli tutaj jej wywów o tym by czekoladowa dbała o siebie. Jednak Błotnista Plama już jej nie słuchała, była zajęta czymś innym.
***
Minął jakiś czas. Została mianowana na wojownika. Pomiędzy ich ostatnim spotkaniem ledwo co rozmawiałam z matką. Rzadko obie brały udział w tym samym patrolu. Tak jak były ze sobą blisko w pierwszych księżycach życia Kawki, tak teraz stawały się dla siebie obce. W końcu czarna była juz wojowniczką, a nie kocięciem, które bez obecności matki sobie nie poradzi. Ona sobie radziła bardzo dobrze, w przeciwieństwie do czekoladowej kotki. Ta zamiast żyć pełnią życia, wyglądała jakby egzystowała po prostu z dnia na dzień, nie chcąc nikomu przeszkadzać.
Pewnego razu, gdy się mijały przy wyjściu do obozu dostrzegła, że z rodzicielka coś jest nie tak. Zmartwiona zbliżyła się ku Błotnistej Plamie.
— Wszystko w porządku? — spytała kotkę, widząc jak ta dziwnie wygina łapę, ledwo co dotykała nią ziemi w trakcie chodu — Mamo?
— T-tak... — po tych słowach oparła łapę o ziemię, kotka starała się ukryć grymas, który pokazał się na jej pysku w momencie wykonywania tego gestu — W-wszystko dobrze
— Pokaż łapę.
— C-co? Cz-czemu... W-wszystko jest przecież d-dobrze
— Pokaż łapę. — ton głosu Kawczego Serca brzmiał ostrzej niż wcześniej
Błotnista Plama całą się spięła i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w czarną. Zaczęła się wiercić, na przemian unosiła i kładka na trawie łapę.
— Pokaż łapę.
Jak to się mówi, do trzech razy sztuka.
Prośba czy też rozkaz, nie wiedziała jak to odebrała pręgowana, w końcu podziałał, a czekoladowa wystawiła trzęsącą łapę w stronę córki. Była pewna, że matka skaleczyła się w trakcie drogi powrotnej do obozu. Spodziewała się, że rozcięła może opuszkę na kamieniu, gałęzi bądź wbiła kolec. I faktycznie, wbiła kolec. Ale już jakiś czas temu, a rana dookoła kolca częściowo zanurzonego w jej skórze wyglądała okropnie.
— Musisz czym prędzej udać się do medyka! Chcesz żeby ci amputowali łapę? — w jej głosie pojawiła się panika, była zła, że matka zbagatelizowała zranienie. Infekcja rany wyglądała okropnie i nic dziwnego, że z trudem na nią zaczynała stawać. To cud, że jeszcze mogła w ogóle przez chwilę na niej ustać! — Pokaż... Może uda mi się wyjąć ten kolec, a resztą zajmie się Strzyżykowy Promyk lub Lecący Czas — poprosiła, nachylając się do łapy matki chcąc usunąć obce ciało z jej opuszki, by już nie przeszkadzało swą obecnością
Matka spokojnie siedziała, jedynie co zdradzało o jej podwnerowawaniu był oddech i szybciej bijące serce. Kawcze Serce chciało ulżyć bólu matce. Gdy już miała złapać za wystającą część kolca, Błotnista Plama z panika krzyknęła i cofnęła się do tyłu, omal nie raniąc pazurami Kawki, która w ostatniej chwili uniknęła ciosu.
— N-nie! N-nie... T-to nic. N-nie marnuj na m-mnie czasu... S-strzyżykowy P-promyk i L-lecący C-czas na pewno mają p-pełne łapy roboty, m-muszą pomóc i-innym kotom — wydukała, po czym pospiesznie podniosła się i zaczęła iść w kierunku legowiska, niestety nie medyka
— Naprawdę chcesz stracić łapę? Zobacz, wdała się infekcja. Ledwo co możesz na niej stać. Masz iść do medyczek i to w tej chwili, od razu! — nalegała, nie miała zamiaru odpuścić, nie chciała patrzeć na matkę, która wtedy jak nic już by nie opuszczała legowiska będąc zaszyta całe dnie gdzieś w jego kącie — Mamo! — wydarła się na kotkę zastawiając jej drogę, straciła cierpliwość do matki, co nie tylko zdradzała jej mimika, ton głosu, ale również i nastroszona sierść — Czy możesz chociaż raz zachowywać się jak na wojownika przystało?! — wykrzyknęła ukazując kły — Spójrz tylko na siebie... Zraniłaś się, zbagatelizowałaś problem i ignorujesz moja pomoc, pomoc córki... — spojrzała się na skuloną matkę szklanymi oczami, na każdy podniesiony głos Błotnista Plama spinała się i że strachem wpatrywała się na swoją córkę. — Nawet nie wiesz jaki ból czuję patrząc na ciebie, wiedząc że moja matka jest taka słaba, że się boi własnego cienia i zachowuje się tak, a nie inaczej. Przestań uważać się za kogoś gorszego, kto na nic nie zasługuje... — mówiąc to odwróciła od kotki wzrok — Nie raz wyciągałam do ciebie pomocną łapę. Chcę żebyś zadbała o siebie. Żebyś poszła do medyka... Chce dla ciebie dobrze, czy możesz mnie chociaż raz posłuchać? I chociaż na chwilę przestać być... Błotnistą Plamą? Przestań być tym głupim słabym czekoladowym kotem, z którego nawet kocięta się śmieją... — wysyczała, dając upust temu co ja od wielu księżyców gryzło
Chyba była zbyt za ostra. Zmieszana opuściła po sobie uszy. Jednak nie pozwoli by matka straciła łapę.
— Pójdziesz sama czy mam cię siłą zaciągnąć do medyczek?
<Mamę? Sru idź się leczyć, na łapę i na głowę, byś była hepi 💓 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz