Bastet obserwowała miejsce, w którym ostatnim razem krył się Białozór z Modrowronką. To było naiwne czepianie się każdej możliwej deski ratunku, ale za każdym razem liczyła, że ją spotka. Ją lub jego. Skoro Jafar ją zastał, musiała tu wracać i badać teren. Bastet mogłaby spróbować wyśledzić, gdzie będzie wracać. Odkryliby ich nową kryjówkę.
Rozejrzała się wokół siebie, a gdy nie dostrzegła nikogo podejrzanego, ruszyła dalej jednym, podłużnym dachem, a raczej jego wierzchołkiem, na którym utrzymywała równowagę. Gdy znalazła się na malutkim dziedzińcu, zeskoczyła po belkach i porzuconych kontenerach na dół. Od razu rozpoznała charakterystyczne wejście do opuszczonego budynku. Przecisnęła się z łatwością przez szparę i rozejrzała po pomieszczeniu. Poprzednio nie miała okazji dokładnie go zbadać. Może coś zostawili? Było zakurzone, drobne pyłki unosiły się w powietrzu widoczne z powodu jasnego, rażącego światła. Dobijało się do środka poprzez jedno z dużych okien. Było całkiem przytulnie. Obok głównego prostokątnego pomieszczenia widziała dwie boczne nawy.
Usłyszała kroki. Całe jej ciało nie zareagowało na dźwięk, nie dając po sobie poznać, że dostrzegła potencjalne zagrożenie, ale brązowe oczy Bastet posunęły się w prawą stronę, skąd dobiegał odgłos i gdy poczuła charakterystyczny chłód towarzyszący zamachowi, Zablokowała ruch w ostatniej chwili i odbijając się tylnymi łapami od ziemi, odskoczyła od przeciwnika.
Przeciwnika, którym okazała się być Modrowronka.
Na pysku czarno-białej kotki na moment pojawiło się zaskoczenie, które zostało zastąpione przez taktyczny przewrót oczami.
— Powinnaś poćwiczyć skradanie się — powiedziała niedbale lewa łapa Jafara, uśmiechając się nieznacznie, gdy Modrowronka zgromiła ją spojrzeniem.
— Nie martw się o moje umiejętności. Nie wątpię, że mnie nimi przewyższasz.
Bastet zamrugała kilkukrotnie, jakby się przesłyszała lub co najmniej zobaczyła muchę wielkości myszy.
— Komplementy to ostatnie, czego się od ciebie spodziewałam.
— To nie komplementy, tylko realizm — odparowała szylkretka i rzuciła się przed siebie, wprost na Bastet, która w odpowiedniej chwili odskoczyła, lądując na starym, drewnianym stole należącym pewnie wcześniej do Wyprostowanych. — Czyli coś, co dla twojego szefa jest zbyt trudne do pojęcia. W końcu lekceważy każdego swojego przeciwnika.
Bastet sapnęła. Nie mogła się nie zgodzić, Jafar zbyt swawolnie podchodził do swoich wrogów. Ale było pewne, że ciężej było go podejść, a koty takie jak Białozór czy Wrona nie miały z nim dużych szans.
— Dziwi mnie, że wciąż tu wracasz. Nie boisz się, że wyśledzę wasz nowy dom?
Wrona parsknęła.
— Nie nabiję się dwa razy na ten sam pal. Zresztą, obawiam się, że o wiele bardziej opłacalne jest przychodzenie tutaj i badanie sytuacji, na wypadek gdyby twojej kochanej Księżniczce znów przyszło do głowy zostawić tutaj odcięty łeb.
Czaszka wysunęła pazury i gdy Modrowronka rzuciła się w jej stronę, by zaatakować, czarna arlekinka wzięła zamach i wyrżnęła kotce po policzku, słysząc z jej strony tylko zduszony wrzask.
— Masz rację. Jafar lekceważy swoich przeciwników. Ale nie jest ani słaby, ani głupi — miauknęła spokojnie, spoglądając na bruzdę, której nabawiła się szylkretka. — Zamiast walczyć z czymś, czego nie masz najmniejszych szans pokonać, mogłabyś zdradzić Białozora. Naprawdę wierzysz, że go pokonacie?
— Tak.
— Módl się, żeby mój szef miał wobec was choć trochę litości — warknęła Bastet z obrzydzeniem. Wyminęła kotkę jak ostatni plebs i skierowała się do wyjścia. — Mogłabyś budzić postrach w każdym napotkanym kocie, a gnijesz jak szczur kanałowy. Tak samo zresztą, jak Białozór. Pogódźcie się z tym, że jesteście zbyt słabi, żeby stawić mu czoła. Trzeba mądrze wybierać wrogów i przyjaciół, Wrono.
I zniknęła, wspinając się na dach budynku, aż jej postura całkowicie zaniknęła na tle horyzontu.
[558 słów]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz