Kręciła się blisko Kasztelana przez jakiś czas, w końcu odpoczywając na jednej z ławek. Była ciekawa, czy dziś ktoś zakłóci spokój na terenie jej szefa. Zauważyła tylko posturę - na oko starszego od niej - kocura. Wyglądał jak skończony idiota, idąc nazbyt pewnym siebie krokiem i wyszczerzonym uśmiechem.
Odwróciła od niego uwagę, ale gdy zatrzymał się i uśmiechnął do niej, pokazując szereg zębisk, wiedziała już, co się święci i choć przytrafiało się jej to co jakiś czas, denerwowało za każdym razem tak samo.
— Witaj, piękna. Co tak samotnie tu siedzisz, co? Nie potrzebujesz może towarzystwa?
Spojrzała na niego chłodno, a jej ciemne oczy zlustrowały kocura oceniająco. Wzrok wyostrzył się, gdy dostrzegła bliznę na jego barku. Wysunęła podbródek, spoglądając mu w oczy. Musiał być nowy, skoro tak się zachowywał - nikt tutejszy nie mówiłby do niej w ten sposób.
Obdarzyła go protekcjonalnym spojrzeniem. Najbardziej zabawni byli ci, którzy myśleli, że każda kotka była łatwa i naiwna.
— Widzę, że jesteś tu nowy. Jeśli szukasz kotki, której chciałbyś sprawić brzuch, to jestem raczej nieodpowiednią osobą.
Uśmieszek mu się tylko poszerzył, po czym pokręcił łbem.
— Nie, nie... Nie obawiaj się. Już za dużo mam młodych na głowie, nie chciałbym i kolejnych. Chcę tylko... Twojego towarzystwa. Siedzisz tak tu sama z ponurą miną. Chodź ze mną do Kasztelana. Tam zabawa jest wspaniała, wyrwiesz się trochę. Nalegam...? Jak ci na imię?
Albo idiota, albo naćpaniec. Może to i to. Z pewnością torował sobie drogę do śmierci.
— Bastet. Lewa ręka Jafara. Powinieneś znać te imiona, jeśli chcesz przeżyć w mieście. Gdyby nie twoja blizna, za taką ignorancję mógłbyś przypłacić życiem — zauważyła spokojnie, ignorując jego natrętne namowy. I mówiła prawdę; tylko blizna informowała ją o tym, że nie był z wrogiego gangu.
— Bastet? A... Znam, znam. Nie wiedziałem jednak, że taka z ciebie ślicznotka — zagwizdał, po czym wskoczył na ławkę, aby być bliżej. Bastet zauważyła, że sposób, w jaki się zachowywał sprawiał wrażenie, jakby wykorzystywał do samowolki własną pozycję. — Z tego co wiem to jesteśmy sojusznikami. Czyli... Nie musze się obawiać, ty zresztą także. To co? Na pewno nie chcesz wyskoczyć na małą zabawę? Słyszałem, że dzisiaj będzie ostry towar. Śmierdziel sprowadził podobno coś rzadkiego.
Zmarszczyła pysk. Wielokrotnie spotykała obślinione kocury, które myślały tylko o jednym, ale ten najwyraźniej ogłupiał od członkostwa w gangu Edka. Myślał, że wszystko mu wolno.
— Zachowaj powagę, jakiekolwiek nosisz imię. Nie kręcę się w towarzystwie osób, które nie są tego warte — zaznaczyła wyraźnie. — Nie zamierzam iść do Kasztelana w towarzystwie osoby, która ma wyraźne problemy z powstrzymaniem swojego popędu seksualnego. Szanuję siebie, jeśli chcesz to wiedzieć.
Kocur przewrócił oczami.
— Nazywam się Nastroszone Futro — przedstawił się. — I wcale nie jestem żadnym napaleńcem. Nie skrzywdziłbym ciebie, bo miałbym problemy. Zapraszam cię w formie gościa. Mam inne kotki chętne na czułostki, więc nic i tak nie tracę.
— Nie obawiam się tego, że mnie skrzywdzisz. Nie przeżyłbyś wtedy nawet dnia. Lubię jednak swoją dobrą reputację, o ile ma ona jakąś wartość w mieście — powiedziała. Był wyjątkowo tępy, ale nie chciała wyprowadzać go z błędu. Była niezwykle ciekawa, co ktoś o tak kruchej psychice jak on zrobi na imprezie. Naćpa się przy wszystkich? Prześpi z innym kocurem? Takie sytuacje były chlebem powszednim. Była zaskoczona, że członek gangu Edka zachowywał się tak przy niej. — Pójdźmy tam zatem. Przekonamy się, kto prędzej wymięknie.
<Zjeżku?>
[540 słów]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz