*Bardzo bardzo dawno*
Zaciągnął swoją uczennicę w bardziej ustronne miejsce, bijąc ogonem powietrze. Ani trochę nie krył swojej złości. Nadal nie potrafił uwierzyć w to, co powiedział mu Nikt. Najwidoczniej oprócz przemocy fizycznej, czy słownej potomkowie Doli musieli się mierzyć z… przemocą seksualną, co po prostu było obrzydliwe. W końcu jak inaczej mógłby nazwać to, o czym usłyszał od arlekina, niż molestowaniem i próbą zniewolenia drugiej osoby…? Przerażające. I to jeszcze jego uczennica była głównym sprawcą tego wszystkiego. Wstrząsające do szpiku kości.
Miodunka niby tak martwiła się o to, czy czekoladowy przypadkiem nie prześladuje czarnego, a sama okazała się nie traktować go równo. Wykorzystywała Nikogo dla własnych, obleśnych przyjemności i traktowała jako swoją zabawkę, co też było przejawem dyskryminacji.
Usiadł, znajdując odpowiednie ubocze i poczekał aż szylkreta zrobi to samo. Położył jedną z łap na czole, po czym wziął głęboki wdech.
— Najpierw słyszę, że podobno zachowujesz się bardzo agresywnie wobec innych bez większego powodu — zaczął głosem chwiejącym się ze złości. — I okej – nie miałem wtedy głowy do zajmowania się takimi sprawami, a Świt często przejaskrawia błahe sytuacje na czyjąś niekorzyść – więc pomyślałem, że na razie ci odpuszczę. Ale teraz?! — Położył dotychczasowo uniesione ramię na ziemi i wbił w nią pazury, jakby starając się nie wyjść z własnej skóry. — Molestowanie kogoś?! — wrzasnął piskliwie. — Co się z tobą dzieje?!
— Co?! — wrzasnęła kotka. — Jakie molestowanie, o czym ty gadasz?
— Nie myśl, że tak łatwo się wywiniesz. — Ściszył swój ton do gniewnego szeptu. — Nikt o wszystkim mi powiedział, więc nie udawaj głupiej.
— O czym ci niby powiedział? — spytała.
— Że zerwaliście ze sobą, a mimo to ty nie chcesz dać mu spokoju i zakazujesz mu odejść. Zmuszasz go do dotyku, nawet gdy wyraźnie widzisz, że tego nie chce.
— Nic nie rozumiesz — mruknęła. — Jeśli tego nie będę robiła, to on pójdzie do Lukrecji a potem znowu będzie miał zjazd — miauknęła. — Nie wiesz, jak się sprawy naprawdę mają. Lukrecja manipuluje Nikim. Już pare razy go bił, a ten tego nie dostrzega. A potem źle się czuje i ma stany depresyjne. Jak tylko od niego odejdę, czy spuszczę z oka, to ten zaraz do niego leci a potem dzieją się takie akcje. Lukrecja go nawet chyba naćpał kocimiętką niedawno. Jeśli mi nie wierzysz, że mój brat ma nie pokolei w głowie, to zapytaj Wnilię. Nikt mówi ci tak, bo on uważa że ból idzie w parze z szczęściem, a to tak nie działa. Próbuję jakoś zrobić, żeby Nikt do niego nie chodził po atencję bo to się źle dla niego kończy. Daję mu więc trochę czułości, ale to nie jest tak że ciągle naciskam.
— Lukrecja jest toksyczny, ale to w żadnym stopniu nie usprawiedliwia twoich działań. Nie brzmiał jakbyś dawała mu wolność, a ja często widuję was razem, co mnie w tym utwierdza. „Dawanie czułości” powinno odbywać się za zgodą dwóch stron, nie tylko jednej. Niezależnie od tego co Lukrecja odwala, ty nie powinnaś myśleć, że masz pozwolenie na wyczynianie podobnych paskudztw.
— Kiedy to jest zupełnie inna sytuacja! — nadal się uperała. — Tak jak mówiłam, Lukrecja każe mu przekręcać rzeczywistość, by mieć nad nim pełną kontrolę. Ja tylko staram się uratować Nikogo od niego, przy okazji okazując mu ciepło, jakiego zwyczajnie potrzebuje.
Agrest miał ochotę ostro parsknąć w reakcji na to, jak absurdalne były jej słowa. Ona chyba naprawdę wierzyła, iż mu pomaga.
— Po prostu obiecaj, że już nigdy więcej nie dptkniesz go bez jego pozwolania.
— Kiedy ja nie–
— Jeśli nie przyrzekniesz, z chęcią sprawię, aby twoje mianowanie w ogóle się nie odbyło — warknął na nią, całkowicie się strosząc.
Uczennica sapnęła głośno, wyraźnie oburzona. Przez chwilę wpatrywała się w niego oczekująco, jakby miała nadzieję, że ustąpi. Zastępca jednak nie zamierzał.
— Obiecuję. — Wyprostowała się pewnie, lecz z jej oczu wciąż biła niechęć.
Bicolor mierzył ją wzrokiem przez kilka uderzeń serca, po czym rozluźnił dotychczas zaciśniętą szczękę.
— Dobrze — westchnął — możesz iść.
Obserwował jak odchodzi ze skonflikotowanym wyrazem pyska. Mógł mieć tylko nadzieję, iż Miodunka dotrzyma swojej obietnicy.
*Przed porodem Kruchej*
Od tego czasu praktycznie nie rozmawiali. Wówczas zastępca widział, jak Nikt naraz magicznie zmienia zdanie co do szylkretki i nie może się bez niej obyć, a potem nawet zakłada z nią rodzinę. To wszystko stawiało Miodunkę w jeszcze gorszym gorszym świetle. Pewnie coś mu zrobiła, tylko nie mógł się dowiedzieć co takiego. A samo dotarcie do arlekina wydawało się niemożliwe, więc bicolor niestety nie mógł nic zdziałać w tej sprawie. Później z kolei był zbyt zajętym wszystkim toczącym się wokół niego, by zwracać na nich dokładniejszą uwagę. Aczkolwiek od pewnego czasu nie widywał ich razem. Nie wiedział, czy coś konkretnego się stało, ale cieszył się z takiego obrotu sytuacji niezależnie.
Leżał względnie spokojnie, dokańczając swój posiłek, gdy kątem oka dostrzegł Miodunkę, dosiadającą się do niego. O nie. Tylko jej mu jeszcze do szczęścia brakowało.
Niewzruszony kontynuował posiłek, mając nadzieję, iż jeżeli wystarczająco długo będzie udawał, że jej nie widzi, to sama sobie pójdzie. Niestety wojowniczka ani trochę nie śmiała się ruszyć, a dodatkowo postanowiła jakże wspaniałomyślnie zawołać go po imieniu. Teraz już nie mógł zgrywać nieświadomego jej obecności.
— Czegoś potrzebujesz? — zapytał oschle, prosząc Wszechmatkę aby jak najszybciej sobie poszła.
Jeszcze jednen nieprzemyślany krok i po prostu wyrzuci ją z klanu jak resztę, choć to zdecydowanie nie było rozsądne w obecnej sytuacji. Takie samo miał zresztą podejście do Lukrecji.
<Miodunko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz