- Ich liderka wydaje się spokojna - stwierdziła. - Przynajmniej nie wymyśliła sobie magicznych kociąt ani nie pluła publicznie na kocury. Cóż, może ta jej normalność ma ukryte jakieś drugie dno...
- Nie wiem, dla mnie jest słaba. Z resztą Mroczna Gwiazda też tak sądzi.
- Akurat jego zdanie w tym momencie najmniej mnie obchodzi. Rozmawiam z tobą, a nie z nim - rzuciła. - Spokojni nie zawsze są słabi. To nawet lepiej, że nieraz ukrywają w sobie prawdziwą siłę. Nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.
- Z opowiadań brata wiem jedynie tyle, że Lampart jest ostro rąbnięty, więc jak kogoś mamy się obawiać, to właśnie go.
- Ah, no tak, ten wydaje się... Problematyczny - przyznała. - Cóż, póki w klanie nie ma problemów, to i tak jest dobrze.
- Jeszcze się okaże wszystko. - prychnęła stąpając po białym podłożu. Chłód powoli dawał się im we znaki. Zatrzymała się na chwilę pod jednym z drzew by odsapnąć. - Ciężka ta zima. - westchnęła.
- Nie mogę zaprzeczyć - odparła przelotnie szylkretowa, kryjąc się bliżej pnia. Mocniejszy wiatr poruszył jedną z wyższych gałęzi, a puch spadł wprost na jej głowę. Pisnęła, otrzepując się.
- Bardziej niż ciężka to mi nawet pasuje słowo "okropna" - burknęła z niesmakiem.
- Prawda. - roześmiała się cicho Łasica. - Faktycznie. Dobrze, że ten śnieg chociaż futer nie brudzi.
- Ten tak, ale zdarzają się oblechy, co perfidnie szczają na ten śnieg i jak nie zauważysz, to potem wdepniesz w ten syf - stwierdziła.
- Okropieństwo. - przyznała krzywiąc pysk
- Spacer był dobrym pomysłem, ale muszę ci przyznać, że powoli zaczynam zamarzać i zdecydowanie wolę wrócić do obozu i ciepłego legowiska - oznajmiała Motyli Trzepot.
- Zgadzam się, łapy mi się zaraz odmrożą. - miauknęła stanowczo.
- Czyli twoje relacje z rodziną nie są aż tak skomplikowane? - zapytała z zainteresowaniem.
- Z-zależy - miauknęła niechętnie. - Póki co jest wszystko dobrze, ale kto wie co będzie za kilka księżyców.
- Oby było dobrze - ujęła krótko, spędzając kroki, a gdy znalazły się na miejscu, każda rozeszła się w swoją stronę.
***
Próbowała coś pomóc, gdy nagle sięgając po jeden patyk zderzyła się z kimś łbami. Już miała syczeć gdy jej oczom ukazała się Motyli Trzepot.
- O, Łasiczy... - zawahała się. - Łasiczy Skowycie. Dawno na siebie nie wpadłyśmy - stwierdziła.
Młodsza wojowniczka odpowiedziała jej prychnięciem mało skora do rozmowy.
- Nazywam się Szpetny Pysk, jak będziesz mówić na mnie inaczej skończy się to dla ciebie źle.
- Akceptujesz tak po prostu tą pełną obelg nazwę? - parsknęła. - Jak wolisz, Szpetny Pysku - rzuciła od niechcenia, dokładnie podkreślając jej imię.
- Nie akceptuję, chociaż już się przyzwyczaiłam do obelg ze strony mojego byłego ucznia czy innych. Z resztą jeszcze trochę i nie będę musiała go nosić...
- Długo trwa to twoje "trochę" - stwierdziła. - Przynajmniej dobrze wiedzieć, że lider w żaden sposób nie faworyzuje swoich dzieci.
- Może i dobrze, chociaż nadal uważam, że przesadził. Ostatnio i tak jest z nim coraz gorzej.
- Po prostu brak mu poczucia humoru. Zbyt szybko się zestarzał i teraz chodzi spięty jak szyszka - stwierdziła ściszonym głosem.
- Może coś w tym jest, ale lepiej już się zamknę, nie chcę dostać kolejnej kary. - miauknęła a następnie wzięła się ponownie do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz