— Nie tchórzę! — zakwiliła, kręcąc przecząco łebkiem. — To obrzydliwe! Nie można znaleźć czegoś innego? — Odwróciła się by wbić błagalne spojrzenie w niewzruszonego jej zachowaniem burego.
— Nie. Dawaj. Dotknij tylko łapą, a ci odpuszczę — mruknął, popychając ją ku resztkom. — Jak tego nie zrobisz, sam się w ciebie wytrę.
Groźba prawie podziała. Blanka jednak znała swojego kompana na tyle długo, by wiedzieć, że i tak by to zrobił. Miała na tyle rozsądku, by nie nurkować w jakiś pomyjach, tylko po to by uniknąć nieuniknionego. Poza tym, kocur mimo wszystko pachniał lepiej niż źródło smrodu. Zaczęła jednak rozważać też drugą opcją. To tylko łapa. Nie odpadnie. A co jeśli groźba rzeczywiście była tylko groźbą, a nie tylko złudną zachętą. Może nie zrobi tego, jeśli się go posłucha?
Z cierpiętniczym westchnięciem wychyliła się i delikatnie dotknęła jakiejś plastikowej torebki, żeby zaraz szybko zabrać łapę z powrotem pod siebie, otrzepując ją uprzednio.
— Już. Zadowolony? — Odwróciła się w stronę Wypłosza, gotowa wyjść ze sterty. Kocur miał jednak inne zamiary - z jego pyska wydrł się niezadowolony, prawie zawiedziony pomruk, by zaraz wepchnąć ją bardziej w śmieci, napierając całym swoim cielskiem na jej posturę.
— Jakoś mnie to nie przekonało — wymruczał złośliwie, kąśliwie błyszcząc zębiskami.
— Wypłosz, zostaw! — zaprotestowała przeciągle, próbując uciec przed kąpielą w śmieciach, umykając kocurowi z boku. Ten jednak zastąpił jej drogę i z wspomnieniem o jego poprzednich kąpielach na ustach, wybił się z łap i skoczył na kotkę, przygniatając ją swoim ciężarem do kałuży śmieci. — Złaź! To ofujne!
— Właśnie, że bardzo przyjemne, fajne i zdrowe! — Wypłosz położył się na kotce, próbując wetrzeć w jej srebrno-kremowe futerko wszystko to, co miał pod łapami obok. Cały czas przy tym towarzyszył mu zadowolony uśmieszek, podczas gdy Blanka usilnie próbowała mu się wyślizgnąć.
— Nieprawda! Zejdź, proszę! — miauczała przejęta, myśląc już tylko o tym, jak okropne będzie pozbywanie się tego zapachu i resztek z sierści. Zadowolony śmiech Wypłosza wisiał nad jej łbem, aż nie udało jej się wykręcić spod kocura i nareszcie wyjąć nos ze śmieci, w których trzymał ją trójłapy. Posłała mu zniesmaczone spojrzenie, a ten tylko parsknął jeszcze pod nosem.
— No ej, mieliśmy szukać jedzenia — przypomniał jej szybko, łapą pokazując na kosz. — To szukamy. Ale najpierw musisz przywyknąć do smrodu, bo jak inaczej coś zjesz? — rzucił ku niezadowoleniu begalki, a chwyciwszy w zęby worek, potrząsnął nim i rozerwał. Ze środka wyleciały niedokończone resztki z posiłku Dwunogów, a na burą mordkę Wypłosza wleciał ukontentowany uśmieszek.
— Patrz jakie szczęście! Możemy to zjeść! — Gdy to powiedział, Blanka zorientowała się, że kawałek… czegoś spadł na jej grzbiet. Koteczka szybko otrząsnęła się, próbując się tego pozbyć, by zaraz uraczyć kocura marudnym jęknięciem.
— Jest zepsute. Brzuch cię będzie po tym bolał. — Zauważyła tylko, kładąc po sobie uszy.
— Ale to jedzenie. Nic innego tu nie znajdziesz. — Wzruszył ramionami. — Lepiej, aby bolał, ale był syty, nie głodował i nie umierał. — Widząc wciąż nieprzekonaną minę koleżanki, westchnął tylko. — Dobra, nakarmię cię. Znaj moją litość – prychnął, biorąc w zęby posiłek, po czym podłożył jej kawałek pizzy pod pysk.
— Nakarmisz mnie?! Nie jestem jakimś głupim kociakiem! — zawołała oburzona, odsuwając łeb od cuchnącego żarcia. Kocur jednak nie zaprzestał i tylko wykorzystał okazję, że mówiła, by spróbować wepchnąć jej to do gardła. Blanka poczuła obrzydliwy, śliski kawałek żarcia, przez co zebrało jej się na wymioty. Była jednak zbyt zajęta próbą niezadławienia się, by specjalnie się tym przejąć. Szybko przełknęła kęs, by móc normalnie oddychać i mówić. Odsunęła się i przełknęła ślinę parę razy, próbując pozbyć się zepsutego smaku z pyska. — Obrzydliwe… Nie chcę więcej — mruknęła, zaraz zaciskając pysk, by coś takiego się nie powtórzyło.
— No weź! — Wypłosz zawołał rozeźlony, zirytowany najwidoczniej marnowaniem prawie świeżego jedzenia. — To jedyne, co tu mamy — miauknął, szperając nosem w kolejnym worku i zajadając ze smakiem resztki po kurczaku. — A może chcesz to? to jest mięso. — Rzucił jej na pysk niedojedzoną kostkę. Koteczka spojrzała tylko sceptycznie na rzucone w nią mięso, krzywiąc nos na jego zapach.
— A nie możemy po prostu poprosić jakiś Dwunogów o coś… zdatnego do jedzenia?
Jak tylko zaproponowała to Wypłoszowi, ten zaraz się najeżył, wynurzając łeb ze śmieci, by spiorunować ją wzrokiem.
— Fuj! Nie! Oni cię złapią i prędzej zabiją, niż podzielą się jedzeniem! To wywalają, więc my możemy zjeść — wytłumaczył, wracając do jedzenia. Blanka zmarszczyła brwi, przecinając ogonem powietrze.
— Właśnie! Wywalają! — powtórzyła, ignorując pierwszą część zdania. — To znaczy, że już nie jest zdatne do jedzenia. No chodź, nie może być tak strasznie, jak mówisz.
— Nie! — Tupnął nogą. — Nigdzie nie idę i ty też nie! — Podszedł do niej, tarasując drogę. — Masz żreć to co mamy i nie zadawać się z tymi potworami! Nie wolno!
Blanka położyła po sobie uszy, kuląc się na jego rozkaz. Nie odezwała się więcej, jedynie skubnęła kawałek mięsa z kostki na znak, że nie pójdzie. W końcu nie lubiła, jak na nią podnosił głos. Wypłosz tylko obserwował ją chwilę w ciszy, spod gniewnie przymrużonych oczu, powoli wygładzając sierść na grzbiecie.
— No. I tak ma być.
Gdy się odwrócił, futro na jej plecach delikatnie się podniosło. Dlaczego tak ostro zakazywał jej kontaktu z Dwunogami? Przecież nie byli tacy źli! A tak, musieli jeść jakieś śliskie obrzydlistwa ze śmietnika.
— Najadłam się już — bruknęła po paru kęsach, wstając z górki śmieci.
— No dobra — miauknął Wypłosz, kończąc swój posiłek. — To możemy wracać. Ruchy, zanim ktoś nas zauwazy.
— Ta… — Koteczka zupełnie straciła humor po tej wyprawie. A było dopiero rano! Dodatkowo, jej brzuch tylko znowu zaczął się skręcać, na pewno z powodu tego nieświeżego żarcia. Otrzepała się z czegokolwiek co do niej przyległo, po czym zaczęła wracać w kierunku ich “domu”, mając nadzieję, że Bylica jeszcze nie wróciła. I nie wróci jak najdłużej.
< Wypłosz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz