Przez całą rozmowę z synem, czuł dziwne napięcie spowodowane faktem, że go nie znał. Obawiał się, że stoi przed nim kolejny potwór, który w niedalekiej przyszłości zniszczy mu życie. Po poznaniu córki wiedział, że nic dobrego z tego dziecka nie wyrośnie. Nie chciał jednak przyklejać tej łatki także i Koszmarowi, chociaż już odgórnie to zrobił. Wyglądał jednak niegroźnie. Zresztą... nie powinien bać się swojego własnego pomiotu! Zgodził się nim zająć przez chwilę, lecz to na matce ciążył obowiązek opieki nad nim! Frezjowy Płatek musiała lepiej skupić się na swojej robocie, bo nie szło jej to za dobrze. Wracając jednak do syna... Był... taki mały i ciekawski. Ciężko mu było odwrócić oczu od jego błękitnego spojrzenia, które po nim odziedziczył. Dalej ten fakt był dla niego niepojęty. Miał kocięta...
— Gdy osiągniesz szósty księżyc będziesz musiał udowodnić czy jest w tobie krew wilczaka. Zostaniesz pozostawiony sam na całą noc w lesie. Nie będziesz mógł wrócić do obozu, aż do świtu, bo inaczej dostaniesz karne imię od dziadka i przyniesiesz naszej rodzinie wstyd — powiadomił go o tej ceremonii. — Jeżeli ci się uda przetrwać do tego czasu, dostaniesz imię ucznia i mentora, który wdroży cię w kolejny etap twojej edukacji.
— Brzmi groźnie, ale to nic dla mnie! Nie boję się ciemności. Możesz już powinienem zacząć się przygotowywać? Jak było z tobą? — zapytał zafascynowany malec.
Z nim? Akurat go to wszystko ominęło. Kiedyś, gdy to Wielka Gwiazda rządziła klanem, świat wydawał się prostszy. Z bólem serca to przyznawał, ale uczniowie jak i wojownicy mieli lżej niż teraz. Sam musiał przystosować się do rządów ojca, który z każdym mijającym księżycem, tylko bardziej się rozkręcał.
— Ja nie brałem w tym udziału, ponieważ... Żyłem w innym klanie. Tą ceremonie wymyślił twój dziadek, gdy dotarliśmy na te tereny, ponieważ wcześniej mieszkaliśmy na dość górzystym terenie, daleko, bardzo daleko stąd. — poinformował go o tym.
Nie wstydził się swojego pochodzenia. Dość często szczycił się tym, że posiadał dwa różne style, które zdobył podczas swojej nauki w obu różnych klanach.
— Naprawdę?! Długo tak wędrowaliście? Jestem ciekaw jak wyglądał poprzedni obóz! — piszczał zachwycony Koszmar, a ten jego entuzjazm sprawił, że zgodził się podjąć opowieść o dawnych terenach. Kocięta w końcu powinny wiedzieć o ich historii, która zdarzyła się zresztą nie tak dawno temu.
— Podobny do tego, tylko legowisko lidera, żłobek oraz legowisko medyków były w skale, a nie w ziemi. Krajobraz był górzysty, wysokie szczyty gór błyskały na horyzoncie. Czasami zdarzały się przez to lawiny kamieni czy też śniegu. Tu... jest dość płasko, a gdzieś tam — Wskazał odpowiedni kierunek. — Jest morze. Nigdy nikt z nas go nie widział na oczy, a teraz żyjemy praktycznie obok. A wędrówka była ciężka i męcząca. Tak długo to trwało, że nawet kocięta rodziły się podczas niej. Wojownicy je nieśli, bo nie było żłobka, w którym mogłyby dorastać.
— Woah... To brzmi jak jakiś sen! Naprawdę musiało wam być ciężko, ale podróż zahartowała na pewno nasz klan, jesteśmy dzięki niej silniejsi prawda?
— Tak. Zahartowała, to prawda. Owszem. Klan po tym wzrósł w siłę, dzięki czemu jesteśmy silniejsi niż przedtem. Bądź dumny z tego, że jesteś wilczakiem. Nie tolerujemy tu słabeuszy, zapamiętaj. Każdy ma obowiązek pracować. Lenistwo jest surowo karane — poinformował kocię, by wiedziało na czym stało.
Nie martwił się jednak o syna. Kocur pokazywał mu całym sobą, że poradzi sobie podczas tej inicjacji. Nie wyglądał mu na tchórza, jak co niektórzy.
<Synku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz