Nerwowo machało ogonem, gdy dwunożni chodzili wokół. Światło drażniło je w oczy. Dlatego skryło się jakiś czas temu pod jedną z szafek, opierając głowę o ścianę, gdy nią nie trzęsło. Łysi chyba zauważyli, że uderzało o przedmioty i mrużyło oczy, bo przyszykowali ich legowisko do podróży i nawoływali ich imię od jakiegoś czasu, chyba coraz bardziej zestresowani.
Chciało się przytulić. Nie do dwunogów, raczej do mamy albo innego kota… ale Szczekuszka nie dałaby się do siebie zbliżyć, już próbowało tyle razy i teraz tylko oszczędzało siły, jakie pozostały na próby zdobycia jej przyjaźni. Było zmęczone. Nie, że zamierzało się poddać! Po prostu… nie czuło się dobrze. Nawet Wypłosz czasami dawał się im przytulić i dzielił swoje schronienie.
Potrząsnęło głową, mając złudną nadzieję, że ucisk w głowie przejdzie. Nie stało się tak, ale za to opiekun musiał usłyszeć ich trzepanie uszu, bo jego tylne łapy zatrzymały się przed jego miejscem ukrycia i zaraz był tam też bezwłosy pysk. Powiedział coś do nich i wyciągnął ręce, by zgarnąć burego kota spod mebla. Pisnęło, nie wyrywając się i dając schować w torbie. Było w niej ciemno, co dało ukojenie jego oczom. Nie dało rady spać przez hałas twardego potwora i jego kołysanie, które trwały jednak krótko.
Wnieśli je do tego samego legowiska co zawsze, gdy coś je bolało. Przez siatkę w transporterze widział inne koty. W najróżniejszych kolorach. Najbliższy, starszy kocur z grubymi policzkami i ledwo otwartymi oczami, łypnął na nowo przybyłego. Zdawał się być równie przestraszony, co zaniedbany. Jego sierść nie widziała języka od jakiegoś czasu. Naprawdę, sądziło, że tylko Wypłosz mógł tak się zaniedbać.
Z bólu nie miało jak rozmawiać, ale uśmiechnęło się przyjaźnie do staruszka.
— No i co się szczerzysz, głupia! — syknął, a młode zaskoczone cofnęło się — Zaraz wszyscy umrzemy!
Położyło uszy, nieświadomie wygłuszając paplaninę myślami. Jak to umrą? Przecież tutaj bywało i wracało do domu; nie było chore; nie mogło też zostawić Szczekuszki samej! Z pewnością kot kłamał.
Stary zabrany został do innej części schronienia niż ono, więc więcej go nie widziało. Ale przeżyło i wkrótce wróciło pod swoją szafkę.
Wyleczone: Gin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz