**Tw przemoc**
Pisnął, gdy łapa kota zmusiła go do spłaszczenia się na ziemi. Dlaczego tak zrobili? Było tylko dla nich miłe! To niewygodne czuło, jak przez sierść przesiąka mu zimno chodnika.
– Pobawimy się – syknął kot, ale nic dalej nie robił.
– Przepraszam! – pisnął, odwracając głowę w bok i policzkiem stykając się z ziemią – Mogły mnie pan puścić, proszę? To trochę boli. Nie chcę się tak bawić!
Głośno dała znać o swoim dyskomforcie, gdy w jej plecy zostały wbite pazury. Duży kocur nie odpowiedział, a patrzące jednym okiem kocię dostrzegło, jak unosi drugą łapę. Gdy ta zaczęła opadać, odruchowo zamknęło oczy. Pazury przeorały jego plecy
– P-p-proszę pa-na, k-krzywdzi m-mnie pan-n – załkało.
Na chwilę siła trzymająca ją zelżała i wykorzystała to, by się przeczołgać do przodu, mając nadzieję, że kolega Wypłosza posłuchał jej błagań. Nie dało jej to zbyt wiele przewagi, bo zaraz dorosły chwycił ją za kark, podniósł, po czym rzucił na ziemię, prosto w kości, które przyniosło. Zawyło w agonii, bo któraś przecięła jego skórę; dźwięk gwałtownie urwał się, gdy łapa wbiła jego pysk w ziemię. Zduszone jęknięcie wydobyło się, gdy niedelikatne zęby chwyciły jego ogon, podnosząc do góry tylną część ciała. Skomlenie towarzyszyło ciasnemu chwyceniu za kark, zatrzymując go przed próbą ucieczki. Czuło zęby przebijające skórę.
***
Załzawionymi oczami patrzyło na oddalające się koty. Mówiły o rzeczach, których nie rozumiało i nie wiedziało jak na nie reagować. Wszystko ją bolało i była zmęczona; chciało się tylko przytulić do mamy. Ale mamy nie było.
Zamiast tego przylgnęło do Wypłosza, co rusz starając się bardziej wtulić w jego sierść.
– To boliiii – pisnęło przez łzy, czując wszędzie ciepło i lepkość wciąż płynącej z ran krwi – Ta zab-awa wc-al-e nie by-y-ła f-fajna!
Pisnął, gdy łapa kota zmusiła go do spłaszczenia się na ziemi. Dlaczego tak zrobili? Było tylko dla nich miłe! To niewygodne czuło, jak przez sierść przesiąka mu zimno chodnika.
– Pobawimy się – syknął kot, ale nic dalej nie robił.
– Przepraszam! – pisnął, odwracając głowę w bok i policzkiem stykając się z ziemią – Mogły mnie pan puścić, proszę? To trochę boli. Nie chcę się tak bawić!
Głośno dała znać o swoim dyskomforcie, gdy w jej plecy zostały wbite pazury. Duży kocur nie odpowiedział, a patrzące jednym okiem kocię dostrzegło, jak unosi drugą łapę. Gdy ta zaczęła opadać, odruchowo zamknęło oczy. Pazury przeorały jego plecy
– P-p-proszę pa-na, k-krzywdzi m-mnie pan-n – załkało.
Na chwilę siła trzymająca ją zelżała i wykorzystała to, by się przeczołgać do przodu, mając nadzieję, że kolega Wypłosza posłuchał jej błagań. Nie dało jej to zbyt wiele przewagi, bo zaraz dorosły chwycił ją za kark, podniósł, po czym rzucił na ziemię, prosto w kości, które przyniosło. Zawyło w agonii, bo któraś przecięła jego skórę; dźwięk gwałtownie urwał się, gdy łapa wbiła jego pysk w ziemię. Zduszone jęknięcie wydobyło się, gdy niedelikatne zęby chwyciły jego ogon, podnosząc do góry tylną część ciała. Skomlenie towarzyszyło ciasnemu chwyceniu za kark, zatrzymując go przed próbą ucieczki. Czuło zęby przebijające skórę.
***
Załzawionymi oczami patrzyło na oddalające się koty. Mówiły o rzeczach, których nie rozumiało i nie wiedziało jak na nie reagować. Wszystko ją bolało i była zmęczona; chciało się tylko przytulić do mamy. Ale mamy nie było.
Zamiast tego przylgnęło do Wypłosza, co rusz starając się bardziej wtulić w jego sierść.
– To boliiii – pisnęło przez łzy, czując wszędzie ciepło i lepkość wciąż płynącej z ran krwi – Ta zab-awa wc-al-e nie by-y-ła f-fajna!
<Wypłosz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz