*dawno temu*
- Znam siebie - burknął pod nosem. - Ale nie wiem kim już jestem. Każdy widzi we mnie co innego. A ja... ja wiem kim jestem. Ale nie chcę... - zawahał się. - Nie chcę tego pokazać, bo to słabość - prychnął. - Wole już być potworem. Wtedy czujesz... nic. Jest błoga pustka i tylko ty. Żadnych emocji, uczuć, stresów. Tylko mord i krew... - rozmarzył się.
- Widzisz? - spytała. - Wahasz się. Nie jesteś jednoznaczny w tym, co mówisz. Nie ma czegoś takiego jak słabość, po prostu nie da się być we wszystkim dobrym - zauważyła. - Nie da się nie czuć nic. Ty tak naprawdę ciągle czujesz gniew i nienawiść, stałe stąpasz po cienkim lodzie ogromnego jeziora. A jeśli lód pęknie, nie będzie dla ciebie ratunku. Spadniesz na samo dno, a stamtąd nic nie osiągniesz.
- Mylisz się. Nie czuje nic. Czuje się pusty... Jakby coś mi odebrano. - mruknął pod nosem. - Już jestem na dnie. Kamienna Gwiazda wygrała. Zniszczyła wszystko co było dla mnie drogocenne.
- W niczym nie wygrała. Przywróciła to, czego brakowało klanowi. Równość, pokój i dobre imię - wymieniała. - A na ciebie znajdę jeszcze sposób. Nie zostawię cię samego, nawet jeśli nie będziesz akceptował mojego towarzystwa.
No i wspaniale, dochodzili do punktu wyjścia. Sposób? Na niego? Nie miał pojęcia o czym kotka gderała. Miał już powoli tego wszystkiego dosyć. I on uważał ją za kogoś, kogo mógł określić mianem swojego przyjaciela? Naprawdę zwariował, gdy krzyczał to w legowisku medyka.
- Przykleiłaś się jeszcze przed jej rządami. Przywykłem do twojego towarzystwa, chociaż tak jak mówisz... nie przepadam za tobą. A jeżeli Wiśniowa Iskra ci zdradziła co o tobie mówiłem pod wpływem emocji, to... to nie wierz w to. Nie myślałem.
Spojrzała na niego z lekka zaskoczona.
- Ja nie wiem, o czym ty mówisz - wymamrotała. - I nie sądzę, bym chciała to wiedzieć, bo wątpię, by z twojego pyska padły jakiekolwiek słowa pochlebstwa. Szczególnie na mój temat. Wracając jednak do tematu naszych treningów, nie rozkazuję ci siebie lubić, ale liczę, że nasze spotkania będą się opierać o zasadę wzajemnego szacunku.
Czyli Wiśnia jej nie powiedziała? To nawet dobrze. Głupio czułby się ze świadomością, że ta o wszystkim wiedziała. Uśmiechnął się pod nosem.
- Przecież nic nie zrobiłem, co byłoby brakiem szacunku w twoją stronę. Siedzę tu i cię znoszę, zwierzając się, tak jak chciałaś.
- Nie mam pewności co do twojej szczerości - rzuciła. - A wiesz mi, że powinno ci zależeć na nie okłamywaniu mnie. Ja chcę ci pomóc, naprawdę, mogę to powtarzać uparcie aż do śmierci, bylebyś zrozumiał.
Kolejna, która mu nie wierzyła. To powoli robiło się nudne i męczące. Może w ogóle przestanie się odzywać? Wtedy nie będą musieli zastanawiać się nad jego prawdomównością.
- Nie wiem jak mam ci udowodnić swoją szczerość. Staram się mówić ci prawdę, ale skoro nie wierzysz... - westchnął. - To trudno. Nikt mi i tak nie wierzy, przywykłem.
- Ale ja wierzę, tylko chcę, byś ty sam zaczął wierzyć w siebie - miauknęła, przełykając ślinę. Podeszła do niego bliżej i lekko przytuliła. - Chcę, żebyś przestał widzieć w każdym wroga. Potraktuj mnie jak znajomą, nawet nie przyjaciółkę czy bliską koleżankę. Po prostu ktoś, kogo szanujesz. Bo ja cię szanuję. A wzajemny szacunek to podstawa.
Zesztywniał na to. Co ona zrobiła? Co ona zrobiła?! To była chwila zaskoczenia, która sprawiła, że coś wbiło mu się w serce. Położył po sobie ucho, milcząc przez chwilę, czując łzy gromadzące się w oczach. Załkał cicho, pozwalając im wydostać się na zewnątrz. To kojarzyło mu się tylko z jednym. Z czymś miłym, co stracił na zawsze przez głupią Kamienną Agonie.
- Ja chcę tylko do babci...
- Twojej babci już nie ma - odpowiedziała cicho. - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi przykro. Za swoje czyny zasłużyła na taki koniec, jednak ty wciąż masz szansę się zrekompensować. Nie musisz być jak ona, stać cię na więcej. Widzę dla ciebie o wiele lepsze zakończenie - przyznała, delikatnie liżąc go w czubek głowy. - Odpręż się, nie myśl o tym, co złe. I nie wstydź się łez. Są ci niezbędne, żebyś naprawdę mógł poczuć się sobą.
Wybuchł bardziej płaczem, smarkając w jej sierść. Jak miał się odprężyć, gdy gadała takie głupoty? Chciał do babci, która by mu pomogła, pocieszyła i przytuliła, mordując raz na zawsze tą plugawą czarną wywłokę.
- Łatwo... ci mówić - Pociągnął nosem. - Twoje życie nie runęło jak moje.
- Owszem, za co jestem wdzięczna losowi. Nie mogę czuć tego co ty, ale staram się zrozumieć ciebie. Nie wejdą w twoją skórę, ale zdaje sobie sprawę, skąd wynikają twoje nieprzyjemne zachowania - mruknęła łagodnie, biorąc głęboki oddech. - Nawet, jeśli runęło, nic nie stoi na przeszkodzie, by odbudować je na nowo. Tym razem będzie już tylko lepiej - dodała.
- Lepiej? Niby jak? Jest tylko gorzej. Nie odbuduje nic, nie mam chęci na zabawy w odkupienie. Nie wiem po co się mną przejmujesz na rozkaz tej wariatki. Dobrze wiemy oboje, że to strata czasu.
- Na rozkaz? - Odsunęła się, spoglądając na niego niepewnie. - Myślisz, że dopiero teraz zaczęłam się tobą przejmować? Próbuje już od dawna zrozumieć ciebie, oduczyć złych zachowań i nauczyć normalnego życia. Kamień nie była wtedy liderka, a ty miałeś dobry żywot. Nie rozmawiam z tobą, bo mi każe, tylko robię to, bo sama chciałam poznać twoją lepszą stronę.
Lepszą stronę? Ona nie rozumiała go, a on jej. Skąd miała pokłady takiej wiary? To było tak żałosne jak i śmieszne. Powoli jednak miał już dość tej rozmowy. Pozwolił sobie na słabość. Ponownie. Za co był na siebie wściekły. Nawet jeśli nikt tego nie widział, bo byli skryci przed ciekawskimi spojrzeniami i tak się upokorzył.
- Nie mam lepszej strony - burknął, ocierając pysk. - Gdyby tak było, już wcześniej byś to dostrzegła. Nękasz mnie w końcu od wielu księżyców. Możemy dzisiaj zakończyć? Już nie mam sił, chcę odpocząć.
- Dobrze, jeśli taka twoja wola - odparła, ale nie ruszyła się. - Nie mogłam jej dostrzec wcześniej, bo wtedy nie byłeś skory do współpracy. Jasne, teraz może wciąż nie jesteś, bo w końcu to twoja kara, ale mimo wszystko zauważyłam, że zacząłeś wykazywać jakiekolwiek chęci - mruknęła. - To dobry znak, Żar.
- Mhm... - mruknął pod nosem nieprzekonany co do jej słów. Jakie chęci? Robił to tylko po to, by mieć ją z głowy i już. - To widzimy się jutro - powiedział, wracając kicającymi krokami do legowiska.
***
*jeszcze dawno*
Łapy mu wyzdrowiały. Na całe szczęście, bo miał już dosyć udawania królika. Przyszedł do Tygrysiej Smugi, która z zastępczyni zamieniła się w królową, zasiadającą w żłobku. Dziwiło go to. No bo kto zrobił jej brzuch? Nie widział nikogo z kim mogłaby zacieśnić aż takie więzy.
- Jestem - mruknął tylko, siadając naprzeciw niej, lecz po chwili się położył z westchnięciem ulgi. - Jak dobrze...
Mógł nareszcie odpocząć. Fakt, kosztem gderającej mu nad uchem rudej, ale jednak jego łapy przez chwilę mogły odzyskać siły.
<Tygrys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz