Czuł woń stresu, który bił od kotki. Ukrywała coś przed nim, czy to tylko niefortunny koszmar? Nie wiedział, ale wiedział, że był zirytowany jej uśmiechem. Odpowiedział jednak na niego, również się uśmiechając.
— Coś ci się przyśniło?
— Nie, nic się nie stało — odparła wojowniczka, chociaż jej język plątał się na każdym słowie.
Miał ochotę przekląć. Chciał mieć pewność, że była z nim szczera. Pewność, że będzie jedynym takim kotem, którego obdarzy zaufaniem. Bo jak inaczej miał z niej cokolwiek wyłudzić?
W tym momencie powstrzymywał się od siły, która jednak przepychała się między jego myślami, kusząc, by jej użyć. Ale jeszcze nie. Miał cel w całej tej relacji z kremową i nie chciał jej zaprzepaścić.
— To dobrze, że nic ci nie jest — wymruczał i otarł się o jej bok, plotąc się z nią ogonami.
Oparł głowę na jej barku. Z jego gardła roznosił się gruby mruk, który zresztą można by było bardziej interpretować jako ujadanie psa, niżeli mruczenie. Ale Rysi Puch zdawała się do tego przyzwyczajona. A może nawet ją to cieszyło.
Nie wiedział, ale podobało mu się, że nie sprawiała żadnych problemów.
— Proszę, nie przestawajmy tym razem — miauknęła cicho. — Nie chcę cię opuszczać.
Zaśmiał się cicho, z gracją. Oplótł ją ogonem, gdy leżał obok niej, kładąc brodę na jej czole. Z każdym dniem bliskość była coraz większa.
— Powiedz mi... — miauknął jej do ucha. — Jak jest w Klanie Klifu...? Czy naprawdę są tak oślepieni?
— Patrzą na mnie... Trochę inaczej — miauknęła wojowniczka.
Van miał ochotę prychnąć. Do jebanych bogów czy gwiazdek na niebie, w które wierzyło większość Wilczaków. Te tajemnice to mogła sobie wsadzić pod ogon. Musi móżdżek. Liczył, że powie mu coś więcej, a ona odwala coś takiego? Co on miał niby zrobić, by ruszyła w końcu tym swoim obrzydliwym jęzorem?
— Z takim imieniem? Nie dziwię im się — mruknął. — Nie zasługujesz na bycie nazywaną jakimś "Rysim Puchem". Co to w ogóle za imię? Brzmi jak jakieś szyderstwo. Nie jesteś tchórzem. Powinnaś nosić coś godniejszego. Proponowałem ci już wiele imion. U nas, w Klanie Wilka dostałabyś wspaniałe imię, które godnie by cię reprezentowało. Najwidoczniej Klifiacy nie doceniają swoich wojowników.
Powoli tracił cierpliwość. Jeśli wciąż będzie się bawiła w swoje idiotyczne tajemnice, to w końcu wrzuci ją do potoku i siłą zmusi, by coś powiedziała. Gdyby tylko miała tyle cholernego pomyślunku, by dołączyć do Klanu Wilka, miałby ją wyłącznie dla siebie. Tak łatwo ulegała manipulacji, że nie zdziwiłby się, gdyby ślepo wierzyła we wszystko, co jej powie. Zresztą, już to robiła. Żałosna idiotka. Myślała, że jakkolwiek go obchodziła. Wierzyła w te swoje amorki. Biedna Rysi Puch. Nieźle się zawiedzie.
— Nie doceniają. Nigdy nie doceniali i doceniać nie będą, tak sądzę. Kiedyś byliśmy potęgą. A teraz? Nawet niektórzy szeptają, że chcieliby sojusz z Klanem Nocy. Wyobrażasz to sobie? Z tymi rybożercami?
Wojownik zadrgał koniuszkiem swojego ogona. Sojusz z Klanem Nocy, mówiła? W końcu jakaś przydatna informacja. A każdy Wilczak teraz wiedział, że u Nocniaków mieli przewalone. Wciąż groził im atak. Miał nadzieję, że mentor niedługo coś wymyśli. Przesiedlenie się mogło okazać się ciężkie, ale czy mieli inną opcję? Te śmierdzące rozwydrzone półgłówki mogły na nich napaść w każdej chwili.
Kiwnął głową na słowa Rysiego Puchu. Przynajmniej w końcu się na coś przydała.
— Och, okropne. Nocniaki to sprytne koty. Nie wiem, jakie zdanie panuje u was w klanie, ale ja tam bym się z nimi nie spoufalał. Na waszym miejscu. — miauknął. Właściwie to wątpił, że Ryś wywierała wpływ na otoczenie. Ale kto wie, może Klifiacy pójdą po rozum do łba i przestaną gadać o sojuszu. Co by się stało z Klanem Wilka, gdyby Klan Nocy zawarł sojusz z Klanem Klifu? Nie mieliby szans.
Pieprzona Papla.
<Rysi Puchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz