Czarna zacisnęła zęby. Nieważne, jak bardzo chciała mu przywalić. Nic to nie da, skoro wiecznie sprawiało mu to satysfakcję.
Niezadowolone spojrzenie zielonych oczu skierowało się na pysk Jastrzębiej Gwiazdy, ociekający ze świeżej szkarłatnej krwi, i zwierzynę u jego łap. Jej zwierzynę.
— Śmierdzisz krwią — stwierdziła tylko, patrząc na niego z pogardą. — A to był mój królik.
— Ciekawe spostrzeżenie — miauknął Jastrząb, uśmiechając się obrzydliwie.
Czy gdyby trzepnęła go raz a dobrze w pysk, to już by się nie podniósł?
— Widocznie nie masz najlepiej u siebie w klanie, skoro jesz zwierzynę przybiegającą z granicy Burzaków. — warknęła.
— Skąd taki pomysł? Korzystam z okazji. Sama przyprowadziłaś mi królika pod łapy.
Prychnęła, wywracając oczami.
— Gdybym chciała dać ci królika, to dałabym ci go do pyska — warknęła. — A jakoś mi się nie wydaje, bym to zrobiła. Zresztą, nieważne. Klan Burzy i tak ma mnóstwo zwierzyny. I w przeciwieństwie do twoich śmierdzących Wilczaków, nie podkrada innym z granicy.
* * *
W legowisku panowała tylko ciemnota. Widziała Byczą Szarżę. Już nie był tak młody. Wszyscy się starzeli. Na świat przybywali nowi członkowie Klanu Burzy.
Zgarbiona czarna kotka leżała, czując przy sobie swoje kocięta. Jej ciało przechodziły dreszcze za każdym razem, gdy była zmuszona spojrzeć w te żółte ślepia. JEJ ślepia.
Kierując wzrok na czarnego kocura, widziała w nim tylko tego, który brutalnie przytargał jej matkę pod łapy Piaskowej Gwiazdy, by ta mogła ją dobić. Nie potrafiła mu wybaczyć.
Ale czy to miało znaczenie?
Jej gardło uschło. Od paru świtów nic nie mówiła. Łapy jej zdrętwiały od ciągłego bezruchu. Ale nic innego nie robiła. Chciała tylko siedzieć w legowisku i już nigdy z niego nie wychodzić. Nie musieć patrzeć na te pyski.
Bycza Szarża również momentami się na nią patrzył. Co w niej widział? Morderczynię? Rebeliantkę? Córkę morderczyni? Córkę tej, którą pomógł zabić? Dawną zastępczynię?
Mieli wspólne doświadczenie. I żadne z nich nie chciało podejmować tego tematu.
Wstała.
Kości zaskrzeczały jej pod skórą. Nie otrzepała się nawet ze ściółki, która tkwiła w jej futrze. Powolnym krokiem wyszła z legowiska, a potem z obozu. Świeże powietrze wcale nie sprawiło, że poczuła się lepiej.
Oddaliła się, nim zdążyłaby usłyszeć za sobą nieprzyjemne plotki i komentarze. Uciekała od fałszywych oskarżeń.
Sama nie wiedziała, czemu wyszła. Najchętniej siedziałaby w tym zaciszu wiecznie i nie odzywała się do nikogo, by w końcu dali jej święty spokój. Ale coś jej nie pozwalało.
Łapy same prowadziły ją na dobrze znajomą granicę. Na granicę z Klanem Wilka. Czy to już syndrom sztokholmski, czy wariowała?
Z jakiegoś powodu miała nadzieję, że będzie tam Jastrzębia Gwiazda. To było głupie, bo nienawidziła go każdą cząstką tego marnego już ciała. Sama nie rozumiała, czemu to robiła. Może dlatego, że chciała usłyszeć głos. Może dlatego, by przekonać się, czy dowiedział się już o jej nieszczęśliwej sytuacji. Może dlatego, by dowiedzieć się, czy ktoś naopowiadał mu kolejnych plotek.
Nie wiedziała.
Zatrzymała się przy granicy. Jej nozdrza uporczywie łapały każdy zapach. Nie widziała ani nie czuła przywódcy Klanu Wilka. Miała chęć się odwrócić. Uderzyć sama siebie za swoją głupotę. Naiwność. Ale usiadła tylko przy jakimś krzaku i wbiła wzrok w przestrzeń.
Była taka, jak za czasów Piaskowej Gwiazdy. Wychudzona, zrudziała, zmęczona. Jedyne, co się różniło, to to, że nie miała już pewnej siebie postawy i zaczepnego spojrzenia w oczach. Była zgarbiona. Zdawała się mniejsza niż była w rzeczywistości.
Nie dziwiła się, że go tu nie było. Nie miał po co być. Pewnie już dawno zauważył, że przestała przychodzić.
Dlaczego właściwie wciąż to robiła? Mimo nienawiści i wrogości, jaką czuła do Jastrzębia?
Wcześniej najwidoczniej chciała mu udowodnić, jak bardzo się co do niej mylił. Zaśmiała się histerycznie. No to nieźle mu pokazała. Była blisko celu. A teraz?
Westchnęła. Nagle do jej uszu dotarł dźwięk. Szelest liści w krzewach.
Zobaczyła znajome bure futro. Był tu. Zdawał się jej nie zauważać.
Czy to przypadek?
— Więc jak, Jastrzębia Gwiazdo? Splątane Futro zdążyła powiedzieć ci o tym, co zaszło? Zdążyła powiedzieć ci wszystko, czego nie powinieneś o mnie wiedzieć? — spytała. Jej głos był ponury, słaby, ochrypnięty i drżał. Jak gdyby należał do zupełnie innej osoby. Na jej pysku widniał smutny i marny, histeryczny uśmiech. Ciekawe, ile kocur nasłuchał się już plotek. Nici z pokazania mu swojej wyższości. Chciała mieć to już za sobą.
<Jastrząb?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz