Agrest siedział obok Kuklika ze wzrokiem wbitym w ziemię. Błysk była wściekła, kiedy dowiedziała się, że opuścili obóz zeszłej nocy. Po kolei wypytywała każdego z nich. Nikt nie zdradził, dokąd poszli.
Drgnął, gdy liderka przeniosła na niego swoją uwagę. Skulił się, czując wzrok wszystkich na sobie.
— A ty? Gdzie byłeś?
Nie chciał nikomu sprawić kłopotów, ale sam nie potrafił wytrzymać presji. Ukrywanie tego nie było w porządku.
— N-na zgromadzeniu.
Ciało przywódczyni momentalnie się spięło.
— Widzieli cię? Rozmawiałeś z kimś?
— N-nie. Nie. Tak właściwie mieliśmy tam wejść, ale jakoś ostatecznie stanęliśmy z boku.
— Liśmy? — Uniosła brwi.
Agrest szybko wciągnął powietrze. Głupi! Jak miał teraz ich nie wydać?
— N-no z samotniczką tam poszedłem. — Dobrze, że tam była. Inaczej musiałby skłamać.
— Z jaką samotniczką?
— Z taką szarą pręgowaną.
— Wypytywała się ciebie o coś? Podałeś jej jakieś informacje?
— Nie! Nie.
— Jak ją w ogóle spotkałeś? Opowiedz mi wszystko po kolei. — Przeszyła go wzrokiem. Agrest nieznacznie przysunął się do szylkreta. Czasami kotka go przerażała. Czy wszystko było z nią w porządku?
— Ja tylko poszedłem za Kuklikiem, który… — Przerwał, zdając sobie sprawę z własnych słów. Przepraszająco spojrzał w rozszerzające się źrenice przyjaciela. Zacisnął kły. Zepsuł już wystarczająco dużo, nie zrujnuje więcej. — A Kuklik wyszedł, bo usłyszał kogoś poza obozem. No i to była ona. Mieliśmy ją przegonić, ale nie była niebezpieczna.
— I tak po prostu zaufaliście obcej kotce? Która wtargnęła na nasz teren? Która mogła zagrozić nam wszystkim?! Naraziliście siebie i innych!
— Ale ona była naprawdę miła! Nie chciała nam zrobić krzywdy! — Najeżył się. Błysk nawet jej nie znała, a już zakładała najgorsze.
— T-to p-prawda — potwierdził cicho Kuklik.
— Świetnie. Po prostu świetnie. — Odwróciła się od nich kręcąc głową z bezsilności. Agrest wymienił zaniepokojone spojrzenie z Kuklikiem. Przywódczyni wzięła wdech i przyjęła dominującą postawę.
— Ta sytuacja ma się nie powtórzyć. I proszę więcej nie rozmawiać z samotnikami. Zrozumiano?
Oboje kiwnęli głowami.
— Dobrze. Zastanowię się, jak was ukarać — Omiotła wzrokiem wszystkich zgromadzonych. — A teraz sio i nie przysparzajcie mi więcej problemów.
Cała piątka opuściła legowisko. Agrest chciał porozmawiać o tym wszystkim z Kuklikiem, ale w oddali dostrzegł Janowca przywołującego go wzrokiem. Pożegnał się z przyjacielem i popędził w kierunku liliowego.
— Tato! Tęskniłem za tobą! — Wtulił się w jego futro.
Wojownik jednak nie objął go w odpowiedzi, jak tego się spodziewał. Zamiast tego odsunął się od syna. Dotychczas unoszące się w uśmiechu kąciki ust Agresta, gwałtownie opadły.
— Masz mi coś do powiedzenia? — zapytał starszy lodowatym głosem.
— J-ja p-przepraszam. Ja tylko-
— Nie interesuje mnie to. Takie zachowanie nie jest godne mojego syna.
Żołądek Agresta się ścisnął.
— N-nie w-wiedziałem, że to jest t-takie ważne. N-nie p-pomyślałem, że nie powinienem.
— I to właśnie świadczy, że nim nie jesteś. — Janowiec odwrócił się od ucznia i zostawił go samego.
Agrest nie potrafił uwierzyć w to, co usłyszał. Nie jest jego synem? Ale… ale przecież jest! On tylko… on tylko poszedł za Kuklikiem. Nie chciał narazić klanu. Przecież nie stało się nic okropnego – wszyscy wrócili zdrowi. Chciał zawołać za tatą, ale nie potrafił. Był w stanie jedynie patrzeć zaszklonymi oczami, jak odchodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz