Ruszyli. Znajome, choć nie domowe tereny pozostawały za nimi. Szli szybko, nie rozglądając się wiele. Każde z nich próbowało wyglądać pewnie, zdradzały ich jednak rozbiegane uszy i mięśnie drgające na każdy głośniejszy dźwięk. Szczególnie Krecik. Kotka swym ponurym spojrzeniem zerkała na nią co uderzenie serca. Bała się. Nie tylko ona. Żurawinek niczym za karę podążał za nimi przepełniony lękiem. Zapach lisów stawał się coraz mocniejszy. A oni podążali jego śladem. Z obawami, z nadzieją, z poczuciem obowiązku. Najwyższa pora. Nie byli bezpieczni.
Miała zrobić kolejny krok naprzód, kiedy łapa Żurawiny zagrodziła jej drogę. Spojrzała na kocura zdezorientowana, ale on nie patrzył w jej stronę. Podążyła za jego wzrokiem. Kilka króliczych skoków od nich siedział samotny lis. Skryty wśród paproci, ledwo zauważalny dla oka. Rudą kitą nakrył łapy, bystre ciemne ślepia bacznie śledziły ich ruchy.
Skinęła reszcie głową. Zrobiła krok do przodu, czekając na reakcję rudego.
Nic. Przyglądał jej się tak samo jak wcześniej wzięła to za dobrą wróżbę. Podeszła jeszcze bliżej, starając się opanować bijące niespokojnie serce.
Jednym płynnym ruchem lis wstał i zniknął między krzewami.
Zamarła. Czekać? Iść za nim?
Krecik trąciła ją delikatnie nosem. Nie odważyła się spojrzeć w ślipia partnerki. Skinęła głową. Za późno na wahanie. Ruszyli za nim.
Siedział. Obok niego dwa kolejne lisy. Ich sierść różniła się od wcześniej spotkanego osobnika. Pokryte srebrzystym włosem wyróżniały się na tle bagien. Mrok i szarości przenikały się na futrze, nadając lisom mistyczny wygląd.
Przełknęła ślinę.
– Niech wasze kły pozostaną ostre – niewiele słów lisiej mowy znała, na szczęście było wśród nich powitanie. Na dowód szczerości uśmiechnęła się przyjaźnie. – Witajcie – powtórzyła we własnej mowie.
Lisy wstały. Dopiero teraz zauważyła, że wszystkie trzy są od niej większe. Opanowała jeżącą się sierść i miauknęła:
– Jesteśmy przyjaciółmi.
Kątem oka dostrzegła ruch. Kolejne trzy lisy pojawiły się za nimi, odcinając im drogę. Żurawina i Krecik zbili się w kupkę, podchodząc bliżej niej.
– Jaskółko… – dobiegł do niej szept partnerki. Położyła ogon na jej grzbiecie, starając się dodać jej otuchy, choć jej żołądek zwinął się w supeł.
– Przysyła nas Iskra – starała się ignorować strach dławiący jej gardło. – Jesteśmy przyjaciółmi. Waszymi i Iskry.
Lisy zjeżyły futra.
– Jesteśmy przyjaciółmi! – zapiszczał Żurawina.
– Jesteśmy przyjaciółmi! Nie mamy złych zamiarów! Przysyła nas Iskra, znacie ją, rozmawiała z wami – traciła resztki odwagi, tuląc się mocniej do partnerki. Lisy krążyły wokół nich. Jej słowa nie robiły na nich żadnego wrażenia. Przełknęła ślinę. Kątem oka zauważyła że Żurawina drży, a Krecik ma łzy w oczach. – Nie krzywdźcie nas! Proszę!
Któryś z lisów przebiegł tuż obok niej. Z jego gardła wydobył się cichy warkot.
– Przysyła nas Iskra!
Polanę przeszyło warknięcie. Nagle lisy się cofnęły.
Środkiem polany szła lisica o futrze pokrytym szronem siwizny. Była przynajmniej o pół głowy wyższa od pozostałych, a jej puchata kita falowała za nią, uniesiona. Jej pysk poznaczony był licznymi drobnymi bliznami. Jaskółka nie wiedziała, ile żyją lisy, ale była pewna, że ta rządziła tyle wiosen, ile czarnej nawet nie było na świecie.
– Przyjaciele Iskry, tak? – dodała coś jeszcze, czego Jaskółka niezrozumiała. Spojrzała na czarną, a jej ciemne ślepia zdawały się przeszywać jej duszę. Powiedziała jeszcze coś, co zabrzmiało całkiem znajomo. Uderzenie serca zajęło Jaskółce zrozumienie, że siwa posłużyła się się kocim językiem, tylko bardzo zniekształconym, jakby każde słowo warczała. – Nie za wiele mowy ludu nor was nauczyła.
– Nie miała czasu – odparła. – Odeszła.
Lisica zawyła gardłowo. Reszta natychmiast jej odpowiedziała.
– Niech Matka o trzech obliczach przygarnie ją do siebie – wymamrotała, bardziej do siebie niż kocicy, która i tak nie zrozumiała jej słów. – Dlaczego więc przychodzicie w jej imieniu, nocni łowcy?
– Była naszą przyjaciółką. I mentorką. Mówiła, że jesteście naszymi przyjaciółmi.
Lisica przyjrzała im się uważnie.
– Czego oczekujecie?
– Pokoju – odparła bez wahania. Żurawina i Krecik potwierdzili jej słowa, kiwając głowami.
– Znów odbieracie pokarm naszym młodym.
Kocica pierwszy raz odważyła się spojrzeć jej w oczy.
– Nadchodzi niebezpieczeństwo. Dwunożni. Tylko razem sobie poradzimy.
Siwa zdawała się nie zrozumieć, o czym Jaskółka mówi.
– Wysokie bezwłose stworzenia – miauknęła niespodziewanie Krecik. – Zamordowali moją matkę.
– N-nie znają litości... – odważył się otworzyć pysk Żurawinek. – Za-zabijają bez zawahania. Starszych, jak i-i... młode...
– N-nie znają litości... – odważył się otworzyć pysk Żurawinek. – Za-zabijają bez zawahania. Starszych, jak i-i... młode...
Lisica chyba zrozumiała, bo wydała krótki szczek. Reszta lisów opowiedziała krótkimi, urywanymi dźwiękami.
– Widzę. – Siwa wydała z siebie parę szybkich dźwięków, brzmiących jak wołanie. W parę uderzeń serca stanęła przed nią kolejna ruda postać. Po przyjrzeniu się jej lepiej, Jaskółka dostrzegła w niej podobieństwo do siwej lisicy. Mogły być matką i córką.
– To moja… – chwilę szukała słowa obcego jej języka, które odda sens tego, co chciała powiedzieć. – następczyni. Podejdź, nocna łowczyni.
Krecik i Żurawina skinęli jej głową, dodając otuchy. Jaskółka niepewnie zrobiła krok w przód. Czuła na sobie spojrzenia wszystkich lisów. Obserwowali jej każde najmniejsze drgnięcie.
– Oferujemy tobie i twoim siostrom przyjaźń ludu nor. Czy ją przyjmujesz?
– Tak – miauknęła bez wahania. Jej serce przyspieszyło.
– Wyciągnij łapę.
Czarna podała jej swoją łapę starając się, żeby nie drżała. Młodsza lisica zrobiła to samo. Ich oczy się spotkały. Brązowe niczym jej. Ruda się uśmiechnęła. Szczerze i pogodnie.
Jednym szybkim ruchem siwa lisica nacięła poduszki łap obu i zetknęła je ze sobą. Czarna syknęła zaskoczona. Krecik zjeżyła futro. Kilka kropel lisio-kociej krwi skapnęło na trawę.
Głos siwej rozniósł się po moczarach. Jaskółka nie rozumiała słów, ale czuła tkwiącą w nich moc. Po wszystkim rozległy się krótkie szczeknięcia aprobaty zgromadzonych lisów.
– Od tej chwili jesteście jednym duchem – zwróciła się do Jaskółki. – Jesteś córką ludu nor, a Pokrzyk twoją siostrą i córką nocnych łowców. Jesteś zawsze mile widziana w naszych norach, a twoi przyjaciele będą naszymi przyjaciółmi. Oczekujemy tego samego.
– Tak będzie – miauknęła czarna z pełnym przekonaniem. – Koty Owocowego Lasu zawsze przyjdą wam z pomocą.
Napięcie opadło. Kątem oka dostrzegła, że któryś z lisów próbował porozmawiać z Krecik. Partnerka nieco spanikowana rzuciła jej przerażone spojrzenie. Jaskółka uśmiechnęła się do niej ciepło, starając się dodać kotce otuchy. Żurawinek otoczony rudzielcami jedynie uśmiechał się sztucznie, nie rozumiejąc za wiele z szczeknięć lisów. Ulga wypełniła serce Jaskółki. Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele. Udało się. Osiągnęli to. Zakończyli niepotrzebny spór pomiędzy lisami i kotami. Koniec z głodem. Koniec z walką o zwierzynę. Koniec z wrogością i lękiem pomiędzy nimi. Od dziś byli braćmi i siostrami. Razem będą budować lepszą przyszłość. Do niej samej podeszła jej nowa siostra. Ruda z zaciekawionym spojrzeniem lustrowała kotkę. Jej brązowe ślipia iskrzyły się radośnie.
– Siostro. – Uśmiechnęła się.
Sporawej wielkości zając został położony przed jej łapami. Spojrzała zdezorientowana na srebrzystego lisa.
– Dziś... uczta... – wydał z siebie ledwo zrozumiałe dźwięki osobnik o zagadkowym futrze. – Ja... i-mię... Szelma...
Jaskółka przechyliła łeb zdziwiona. "Szelma"? Nie znała takiego pojęcia. Lis widząc jej spojrzenie, dodał.
– Dawno... dać... to... imię... dwunożni... – wyjaśnił, łamanym kocim językiem.
Czarna nie spodziewała się tego. To wyjaśniało barwę futra osobnika. Nie sądziła jednak, że Dwunożni trzymają i lisy jako swoje pieszczochy. Chciała dopytać Szelmę o więcej szczegółów z jego przeszłości, lecz zawołany przez jednego swych braci odszedł, pozostawiając ją z jej nową siostrą. Następczyni nie zdawała się rozumieć kociej mowy. Siedziała wyprostowana koło jej boku, zaznaczając pozostałym do czego dziś doszło. Zauważywszy na sobie wzrok kotki, trąciła zająca.
Sporawej wielkości zając został położony przed jej łapami. Spojrzała zdezorientowana na srebrzystego lisa.
– Dziś... uczta... – wydał z siebie ledwo zrozumiałe dźwięki osobnik o zagadkowym futrze. – Ja... i-mię... Szelma...
Jaskółka przechyliła łeb zdziwiona. "Szelma"? Nie znała takiego pojęcia. Lis widząc jej spojrzenie, dodał.
– Dawno... dać... to... imię... dwunożni... – wyjaśnił, łamanym kocim językiem.
Czarna nie spodziewała się tego. To wyjaśniało barwę futra osobnika. Nie sądziła jednak, że Dwunożni trzymają i lisy jako swoje pieszczochy. Chciała dopytać Szelmę o więcej szczegółów z jego przeszłości, lecz zawołany przez jednego swych braci odszedł, pozostawiając ją z jej nową siostrą. Następczyni nie zdawała się rozumieć kociej mowy. Siedziała wyprostowana koło jej boku, zaznaczając pozostałym do czego dziś doszło. Zauważywszy na sobie wzrok kotki, trąciła zająca.
* * *
Słońce już chowało się za horyzontem, gdy powitały ich znajome tereny. Przystanęli pod drzewem, by podziękować Matce za kończący się dzień.
W obozie przywitały ich pytające spojrzenia. Koty wyglądały z każdej nory obozowiska na nich zaciekawione. Wszyscy czuli zapach, który unosił się od nich. Rana na łapie Jaskółki budziła szepty wśród pobratymców.
– Przeżyli... – miauknął z ulgą Zimoziół.
Jaskółka posłała mu niepewny uśmiech. Nie on jeden pewnie zwątpił w ich powrót. Komar z Sadzą czujnie obserwowali jej ruchy. Czuła palące spojrzenie kocurów na sobie. Wyprostowała się, próbując dodać sobie odwagi.
– Dotychczas jedynie Iskra potrafiła wrócić ze spotkania z lisem cała. – szepnęła do Zięby Bielik.
Błysk czekała na nich przed swoim nowym legowiskiem w pustym konarze drzewa. Jej kita chodziła na prawo i lewo niespokojnie. Żółte ślipia zdawały się być wypełnione lękiem jak i nadzieją. Jaskółka pożegnała się krótko z partnerką, obiecując że zaraz do niej wróci i nie czekając udała się do liderki. Bura weszła do legowiska.
– Przeżyli... – miauknął z ulgą Zimoziół.
Jaskółka posłała mu niepewny uśmiech. Nie on jeden pewnie zwątpił w ich powrót. Komar z Sadzą czujnie obserwowali jej ruchy. Czuła palące spojrzenie kocurów na sobie. Wyprostowała się, próbując dodać sobie odwagi.
– Dotychczas jedynie Iskra potrafiła wrócić ze spotkania z lisem cała. – szepnęła do Zięby Bielik.
Błysk czekała na nich przed swoim nowym legowiskiem w pustym konarze drzewa. Jej kita chodziła na prawo i lewo niespokojnie. Żółte ślipia zdawały się być wypełnione lękiem jak i nadzieją. Jaskółka pożegnała się krótko z partnerką, obiecując że zaraz do niej wróci i nie czekając udała się do liderki. Bura weszła do legowiska.
– Udało się – miauknęła już w progu.
Napięcie lekko zeszło z Błysk.
– Lisy są naszymi sojusznikami. Chcą spotkać się za dwa wschody słońca żeby przypieczętować umowę i ustalić szczegóły współpracy. – dodała kotka.
– A to co? – zapytała podejrzliwie liderka, wskazując na łapę czarnej.
Jaskółka uśmiechnęła się lekko, spoglądając na ranę.
– Oznaka braterstwa. Ja i córką ich liderki zostałyśmy siostrami. Od dziś jesteśmy mile widziani w ich norach i oczekują tego samego. – powtórzyła słowa lisicy. – Nie są tacy straszni. Myślą nieco inaczej niż my. Lecz więcej nas łączy niż różni.
Błysk spojrzała zmartwiona na łapy.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. Za dużo pomyłek już popełniliśmy.
Napięcie lekko zeszło z Błysk.
– Lisy są naszymi sojusznikami. Chcą spotkać się za dwa wschody słońca żeby przypieczętować umowę i ustalić szczegóły współpracy. – dodała kotka.
– A to co? – zapytała podejrzliwie liderka, wskazując na łapę czarnej.
Jaskółka uśmiechnęła się lekko, spoglądając na ranę.
– Oznaka braterstwa. Ja i córką ich liderki zostałyśmy siostrami. Od dziś jesteśmy mile widziani w ich norach i oczekują tego samego. – powtórzyła słowa lisicy. – Nie są tacy straszni. Myślą nieco inaczej niż my. Lecz więcej nas łączy niż różni.
Błysk spojrzała zmartwiona na łapy.
– Mam nadzieję, że się nie mylisz. Za dużo pomyłek już popełniliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz