Otrzepał się z tego białego cholerstwa, strząsając zamarznięte kawałki wody ze swoich wąsów. Nienawidził tej pory roku, ledwo się zaczęła a Srocze Pióro miał dosyć. Miał problem żeby znaleźć jakiekolwiek żyjątko na zewnątrz, a jeśli jakimś cholernym cudem coś złapał - była to licha mysz, którą nawet kocię by się nie najadło.
Kopnął niczemu winny kawałek mchu, wchodząc do ciepłego legowiska. Przeciągnął się, wyginając grzbiet w łuk. Całe ciało miał zmarznięte i dosłownie nie czuł nawet swojego koniuszka ogona. Srocze Pióro rozejrzał się po wnętrzu, kichając.
Przyglądał się bratu, który zmieniał mech w legowisku po kolejnym chorym.
— Wszystko dobrze, Sroczku?
— T-tak... C-chyba c-coś mnie ł-łapie... — mruknął cicho, podchodząc do brata. Ten pokiwał głową w zadumie, poprawiając jeden bok legowiska.
— No dobrze, w takim razie daj mi moment. Niestety musisz poczekać, przed tobą zgłosił się jeszcze Droździ Trel, ale wybiegł szybko mówiąc, że musi wymiotować. Jeszcze Cicha Kołysanka czuła się źle od rana... Co prawda jest już lepiej, jednak nie będę jej męczyć. Niech odpocznie. Wiesz, jak jest.
Oczywiście, że rozumiał brata. Sam był ledwie przeziębiony, więc może poczekać. Nic takiego się przecież nie stanie... Na wspomnienie Drozda jego serducho szybciej zabiło, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej.
Uśmiechnął się nerwowo, gdy tylko wcześniej wspomniane, bure futro pojawiło się w wejściu do nory. Drozd wytarł mordkę, wchodząc głębiej, drżąc z zimna.
— H-hej... S-sroczku...
Sroczemu Pióru łapy się niemalże rozjechały, gdy usłyszał zdrobnienie swojego imienia. Przywitał się ładnie, próbując nie spalić buraka.
Odwrócił wzrok, pocierając nerwowo swoje łapy. Drozd uśmiechnął się słodko, podchodząc bliżej. Dosłownie w tym momencie Sroczek miał wrażenie, że ma gorączkę i za chwilę zjedzie. Łapy osunęły mu się lekko, gdy oparł się grzbietem o ścianę legowiska.
— Ej, Sroczek! Nie umieraj mi! — zesztywniał na głos Złotej Pręgi. Od sytuacji na zebraniu klanu nabrał do niej sporawego dystansu. O tyle, o ile nadal lubił kotkę, tak nie miał pewności co do słuszności jej agresywnego zachowania.
— H-hej Z-złota... — pisnął, przesuwając się bliżej brata. Bluszcz zerknął na niego pytająco, bury nie był jednak w stanie ruszyć się ani odrobinę. Miał wrażenie, jakby utknął między młotem a kowadłem.
— Ojej, ojej, ojej! Czy mnie oczy nie mylą? Rajuśku ależ romans nam się w klanie klifu kroi! — kotka poruszyła wąsami z ekscytacji, podrygując radośnie — HEJ! ŁABĘDZI ŚPIEWIE! GAWRONIE SKRZYDŁO! CHODŹCIE ZOBACZYĆ!
Sroczek wtulił się odruchowo w klatkę piersiową Drozda, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Najgorsze jest to, że zawołane przez rudą pozostałe dwie kotki - faktycznie przyszły. Czuł na sobie ich spojrzenie, kryjąc pyszczek między łapami.
— No, teraz buzi buzi, chłopaki.
Zerknął przez szczelinę między palcami, obserwując jak Gawron daje starszej kotce ostrzegawczego kuksańca.
— Weź daj chłopakom spokój! Widzisz, że zaraz na zawał zejdą — fuknęła ostrzegawczo, uderzając ogonem o ziemię. Łabędź zaś patrzyła na to wszystko z dobrze znaną wyższością. Srocze Pióro dosłownie widział obrzydzenie malujące się na jej pyszczku.
— Pizda z pizdą, nic ciekawego. Myślałam, że wydarzyło się coś ciekawszego — prychnęła, opuszczając legowisko i zostawiając po sobie jedynie niesmak. Bury zerknął na nią ukradkiem, krzyżując z kotką spojrzenia. Stęknął cicho, gdy uświadomił sobie, jak pełne nienawiści i pogardy do jego osoby ono było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz