Małe czerwone ślipia otworzyły się, gdy do żłobka wpadło światło. Kocurek niemal natychmiast odwrócił wzrok i zamrugał kilka razy, czując napierającą wilgoć. Wstał powoli i przeciągnął się, spoglądając kątem oka na Rdzawe Futro i na rodzeństwo.
Uśmiechnął się, gdy zobaczył, że matka również się obudziła. Kotka zamruczała.
— Zawsze z ciebie taki ranny ptaszek? — miauknęła.
— Nie mogę marnować dni, które można przeznaczyć na coś innego — odparł Blask, wypinając dumnie pierś i zamykając oczy.
Matka trąciła go żartobliwie w bok.
— Widzę, że urodziłam pracowitego synka. To dobrze — zaśmiała się krótką chwilę. — Ale na razie lepiej zostać w żłobku, słońce.
Blask westchnął, uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy oczy powędrowały ku wyjściu. I zmrużyły się instynktownie, by zaraz potem albinos ponownie odwrócił głowę od dopływu promieni słonecznych i spojrzał na Rdzawą.
Niemal czuł się, jakby wyjście ze żłobka uśmiechało się do niego sardonicznie za każdym razem, gdy tylko prosił o możliwość opuszczenia go i otrzymywał w zamian przeczącą odpowiedź.
— Dlaczego? — miauknął. W jego głosie nie było rezygnacji czy zawodu, był po prostu ciekawy.
— Śnieg jest tak wielki tej pory nagich drzew, że łatwo się w nim zatopisz. A jak mamy znaleźć kogoś z tak bielutkim futrem?
Blask zamyślił się na chwilę. W końcu maluch strzepnął ogonem nerwowo.
— A gdybym był w towarzystwie wojowników? Puściłabyś mnie, mamo?
— Nie rób problemu wojownikom, skarbie. Mają dużo obowiązków.
— Nie zamierzam im przeszkadzać — powiedział Blask, wpatrując się w kotkę okrągłymi dużymi ślipiami. — Na pewno mieliby dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia. Proszę?
Rdzawe Futro na chwilę zastygła z lekkim uśmiechem na pysku, po czym podniosła się, a koniuszek jej ogona zadrgał.
— To pójdę z tobą.
Na pysku albinosa pojawił się trochę z uprzejmości, trochę to ze szczęścia, mały uśmiech. Kocię niezdarnie ruszyło za wychodzącą ze żłobka matką. Mróz uderzył go niemal natychmiast jak solidny policzek. Malec zadrżał z zimna, gdy poduszki jego łap spoczęły na śniegu.
— A nie mówiłam? — wymruczała Rdzawe Futro, gdy zobaczyła jego próby ukrywania, że jest mu zimno. Jednak takie małe kocię nie byłoby w stanie fizycznie nie pokazać po sobie niezadowolenia z panującej pogody. Wojowniczka chwyciła go za kark, a Blask mimo protestów i słów, że sam sobie poradzi, nie mógł skłamać, że gdy tylko matka mu pomogła, poczuł rozchodzące się po ciele, przyjemne ciepło. Rozejrzał się wokół, po obozie, korzystając z tej chwili wytchnienia. Tu było pięknie. Mimo, że wszystko było tak ogromne dla maluszka.
— I jak? Podoba ci się tu? — spytała przez zęby królowa i położyła malca z powrotem na ziemię.
Blask nie odpowiedział. Gdy tylko zobaczył dwóch wojowników idących obok siebie i rozmawiających o czymś, podszedł do nich. To... Pląsający Wiesiołek? I Słoneczna Polana. Rdzawa trochę wspominała o członkach klanu.
— Witajcie — miauknął Blask, uśmiechając się z typową dla siebie uprzejmością. Kociak był spokojny we wszystkim, co mówił, a przy tym jednocześnie miły i grzeczny. Szanował wojowników. Widział w nich trochę priorytet.
— Witaj, młodziku — miauknął Wiesiołek, uśmiechając się, gdy w jego oku zabłysnęli coś zmieszanego ze spokojem i smutkiem. Spojrzał się na Rdzawe Futro, która wydawała się zmieszana tym, że jej dzieciak zagaduje klanowiczów.
— Wybaczcie — rzekła, ale wojownik tylko się zaśmiał.
— Żaden problem. — miauknął. — Co tam chcesz usłyszeć, mały?
— Jak wygląda życie wojownika? — spytał Blask, siadając i owijając ogon wokół swoich łap. — Co robicie?
— No wiesz. Chodzimy na patrole, dzielimy się językami. Prawda, Słoneczna Polano?
Kotka kiwnęła głową i uśmiechnęła się ciepło.
— Każdego dnia oznaczamy granice lub polujemy dla klanu. Niektórzy szkolą swoich uczniów.
— Co robią uczniowie? — spytał kocur.
W rozmowie z klanowiczami starał się być jak najspokojniejszy i najgrzeczniejszy. Chciał sprawiać dobre wrażenie, by mama była z niego dumna. I "tata" też. Nie chciał, by rodzice byli zażenowani jego postawą.
— Uczą się. Pomagają starszym wyciągać kleszcze z futra. Wykonują polecenia wojowników. Mają swoich mentorów, którzy zawsze pomogą im w potrzebie. — miauknęła Słoneczna Polana. — A co ty się tak wygrywasz do przodu, maluchu?
— Bo nie mogę się doczekać — odparł Blask. Na jego pyszczku pojawił się uśmiech. — Rozumiem, że muszę jeszcze podrosnąć. Ale bardzo chcę się w końcu do czegoś przydać.
Rdzawe Futro trąciła go w bok.
— Musimy wracać do kociarni, słońce. — obwieściła. — Twoje rodzeństwo też potrzebuje towarzystwa mamy.
Biały pokiwał głową. Gdy odchodził z kotką z powrotem do legowiska, zdążył tylko odwrócić się i posłać dwóm starszym wojownikom wdzięczne spojrzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz