Małego szylkretowego kotka zbudził różowy blask zachodzącego słońca. Fiolet wyciągnęła łapki, napięła mięśnie, by zmienić pozycję. Usiadła, zawinęła ogon wokół białych, puszystych łap i sennie ziewnęła. Kilka uderzeń serca później poczuła coś szorstkiego na grzbiecie. To był język jej mamy.
- Ooo, obudziłaś się wreszcie. - powiedziała ciepłym tonem. - Zobacz, ktoś chciałby się z tobą pobawić.
Niebieskooki, rudy kociak niemal skakał w miejscu. Wirował ogonem na wszystkie strony.
- Obudziłaś się! Teraz musisz się pobawić. Chyba nie chcesz żebym znowu przygniótł cię do ziemi! - miauknął zadziornie Truskawek.
- Przestań! - odskoczyła z sykiem i schowała się za swoją mamą. - Idź się bawić z kimś innym!
- Nie! Inni też chcą się bawić, prawda?
Rudy kocur i bura, szylkretowa kotka skinęli głowami.
Nie wierzyła.
Wiewiór i Kalinka też chcą ją gnębić?
- Ale ja się nie zgadzam! - Fuknęła Fiolet, rozstawiając szeroko łapy.
- Mamo, zrób coś! Ona nigdy się z nami nie pobawi! - wrzasnęła Kalinka.
Duża szylkretowa kotka przyciągnęła swoją córkę ogonem.
- Fiolet, posłuchaj mnie. Wiem, że wolałabyś spać, ale praktycznie nie spędzasz czasu ze swoim rodzeństwem. Pobaw się z nimi chociaż raz, proszą mnie o to od dłuższego czasu, bo sami nie mają siły cię prosić. Zrób to dla mnie. - wytłumaczyła Iskrzący Krok.
Niebieskooka jednak nic nie odpowiedziała.
- To jak? Zrobisz to dla mnie? - ponowiła pytanie.
Kotka skinęła głową ze smutkiem. Nie chciała znowu być przyduszana, przybijana do chłodnego podłoża, nie chciała wysłuchiwać tych żałosnych wrzasków i pisków. Ale musiała to zrobić dla swojej ukochanej mamy. Czuła, że nie byłaby w stanie powiedzieć "nie". Była bliska płaczu. Powolnie zaczęła sunąć do przodu ze zwieszonym łebkiem. Usiadła na środku, szybko została otoczona przez trzy kociaki, które mówiły coś do niej, piszczały, miauczały i wymagały wielu rzeczy. A to przewrócenia się na bok, skoku w przód i tył, przeturlania się w lewo i prawo. Miała dość.
Kalinka zaczęła gryźć ją w grzbiet, a Wiewiór łapał za brzuch. Truskawek próbował złapać jej ogon. Była ich zabawką. Ona nie mogła ich gryźć czy drapać, natychmiast pobiegliby się poskarżyć. Wypełniło ją zdenerwowanie. Fiolet pokazała swoje małe, ostre pazury i odepchnęła rodzeństwo a następnie odskoczyła na bok.
- Jesteście okropni! Skoro tak lubicie walki, walczcie sobie sami! - krzyknęła, a kilka łez spłynęło po jej policzku.
Kocięta nie odpowiedziały. Ktoś przykuł ich uwagę. Do żłobka przyszedł Pierwszy Brzask. Echem w kociarni odbiło się radosne "tata!". Nikt nie przejął się płaczem szylkretowej.
U boku burego kocura szybko pojawiła się Iskrzący Krok.
- Masz może pomysł, co kociaki mogłyby robić? Fiolet nie chce się bawić w walki i jest kłótnia. Brak mi sił. - odetchnęła.
- Hm... - kocur zwiesił głowę, zaczął węszyć. - Chyba mam pomysł.
Pierwszy Brzask znalazł kulkę mchu. Usiadł koło niej i zaczął mówić.
- To nie będzie walka. Będziecie się ścigać.
Kocięta zaczęły z niezwykłym skupieniem słuchać i wpatrywać się w ojca który tłumaczył zasady gry. Nie mogły doczekać się wspólnej gonitwy.
- Start! - wydał się okrzyk.
Kociarnia się zatrzęsła. Radosna zgraja kociaków pobiegła w kierunku swojego ojca i kulki mchu. Nawet Fiolet pobiegła. Chciała zrobić to raz. Pragnęła spokoju od wrzasków rodzeństwa proszących o zabawę.
Przy roślince pojawiła się jako pierwsza. Dwa uderzenia serca później był przy jej boku Wiewiór.
- Ja byłem pierwszy! - krzyknął, przeskakując ku mchu. - Ty nie umiesz się ścigać.
Znowu poczuła się zniechęcona. Chciałaby być psem. Dużym psem, który mógłby przestraszyć jej rodzeństwo.
< Wiewiór? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz