To, że był wściekły, było aż za mało powiedziane. Tym razem nie został wybrany ani do partii łowieckiej ani do patrolowej. Zamiast tego wraz z tym zakichanym lisim bobkiem - Bażantem, został niemalże zmuszony do pomocy medykom.
To nie tak, że nie doceniał ich pracy, po prostu... nie czuł się komfortowo w towarzystwie tych dwóch stetryczałych dziadów. Wzdrygnął się, przepychając przed Bażantem i wchodząc do środka.
Pora nagich drzew już na samym starcie dała się we znaki wszystkim kotom. Złote Runo obserwował całą armię rozłożonych na dobre wojowników, marszcząc nos. Jego samego zaczęło coś łapać, od dłuższego czasu doskwierał mu katar, jednakże ignorował to przez częste treningi, a po mianowaniu, przez patrole a także inne obowiązki.
— A wy czego tutaj?
Drgnął na dźwięk głosu Kaczego Pióra, krzywiąc się srogo. Rudzielec przyglądał się im obu, jakby przyszli z zamiarem jakiegoś krwawego mordu. Bażant zaś - wywrócił ślepiami, przedrzeźniając medyka na każdy, znany mu sposób.
Złote Runo wepchnął się przed niego.
— Zbożowa Gwiazda kazała nam wam pomóc — sprostował sytuację, wbijając błękitne ślepia w rudzielca. Ten, burknął coś niezrozumiałego pod nosem, jednakże wojownik mógł to zakwalifikować jako "Tsa, jasne", czy inną pierdołę tego pokroju. Od rudego biła ogromna, wręcz obrzydliwa niechęć, jednak Złoty nie miał zamiaru się wycofać. Liderka dała mu zadanie, także musiał je wykonać, nie ważne, że ich medyk łaził z kijem w dupie.
— Kurkowa Pieśń ma katar, Przepiórcze Gniazdo podobnie, Brokułowa Łodyga kaszle gorzej niż gruźlik a Bławatkowy Potok zarwała kolejną noc — Kaczor urwał, biorąc głębszy wdech i kontynuując — Węgorzowa Łapa smarka gilami gorzej niż stąd, do klanu wilka, Deszczowy Taniec skręciła sobie łapę a Trzcinek ma bolący brzuch.
— Kijankę boli gardło — dodał cicho Muchomorzy Jad, segregując ostatki ziół, które i tak zostały ostro nadszarpnięte przez hordy chorych.
— Tu macie paczki dla chorych, zanieście je a dostaniecie kolejne, dopilnujcie, żeby zjedli wszystko, do ostatniego listka.
Bażant prychnął rozeźlony, jakby ktoś kazał mu wysprzątać cały las z mysich bobków.
— I mam latać jak taki frajer na posyłki?! ZAPOMNIJCIE!
— Przestań jojczyć i bierz się do pracy — Złote Runo wziął paczkę przeznaczoną dla kurkowej pieśni, zawijając się z legowiska wiecznie niezadowolonych brynczydup.
* * *
Zadanie mimo wszystko było proste, jednak czy Złote Runo miał dosyć latania za fujarami, którym nie łaska było ruszyć zadka do medyków? Jeszcze jak. Na domiar złego musiał słuchać niestworzonych rzeczy, wymyślanych przez Kurkową Pieśń, kocur był wręcz idealnym bajkopisarzem. Do tego sprawiał wrażenie, jakby myślał, że Złote Runo jak najbardziej mu uwierzył.
Unikając kolejnej opowieści, młody wojownik wycofał się, zostawiając paczuszkę z ziołami.
Kolejna była Przepiórcze Gniazdo, ją akurat wiedział gdzie znaleźć.
Rozejrzał się dookoła, nim wyszedł z obozu, krocząc wprost w stronę rzeki. Co prawda strzelał, jednakże trafił w samiutką dziesiąteczkę. Przepiórka wraz z Bławatką, próbując łowić ryby w przeręblu.
Śnieg skrzypiał pod łapami kocura, gdy ten parł na przód, mając wrażenie, że z każdym uderzeniem serca tylko bardziej się zapada. Kichnął, strząsając z siebie biały puch.
— Przepiórcze Gniazdo! Mam coś dla ciebie — kotka skuliła się odruchowo na dźwięk jego głosu. Bławatka trąciła ją nosem, samemu pesząc się z lekka. Liznęła kotkę za uchem, uśmiechając się pod wąsem.
— A to nie może zaczekać? — Bławatka machnęła ogonem, drżąc lekko z zimna. Złoty obserwował z lekkim rozbawieniem, jak jego siostra przylega bardziej do kotki.
Uniósł brew, parskając cichym śmiechem.
— Kacze Pióro kazał ci to dać — miauknął, kładąc przed Przepiórką pakunek — A ty masz do niego przyjść po jakieś zielsko na bezsenność, inaczej skopie ci dupsko — zwrócił się do siostry, która wywróciła ślepiami na jego słowa. Kotka szepnęła coś na ucho burej, zaś ta zaczęła nieśmiało chichotać. Złoty nie mając ochoty tego dłużej słuchać, odwrócił się, wracając do obozu.
— Ej, jak tam sprawy z Bażantem?!
Nie odpowiedział, po prostu przyśpieszył kroku, ignorując palące końcówki uszu.
* * *
Miał dosyć łażenia za każdym. No, może nie tyle miał dosyć, co też był po prostu zmęczony. Znudzone ślepia rozglądały się po obozie w poszukiwaniu Brokuła i Węgorza.
Pf, brokuł... Nie sądził, że Wrzoścowy Cień byłby w stanie tak durnowato nazwać dziecko, dosłownie wszystko mogło być lepsze od imienia Brokuł, nawet nazwanie ziemniakiem. Właściwie to... czym był brokuł? To jakiś ptak? Czy może jedno ze stworzeń dwunogów? Zmarszczył brwi.
— Patrzysz się tak, jakbyś chciał kogoś zabić.
Odwrócił łeb w stronę Wrzoścowego Cienia.
— Szukam twojej córki — odparł krótko, wypatrując jasnego futra, które i tak odbijałoby się na śniegu. Wrzosiec machnął ogonem kilkanaście razy, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Pewnie pląsa sobie gdzieś z Węgorzową Łapą. Ah! Młodzi i miłość! — Złoty stęknął, gdy kocur uwalił się na nim w ferworze swoich ekscesji.
Niebieskooki wywrócił ślepiami, zupełnie ignorując jego radosne ochy i achy, jak to jego malusieńka córeczka znalazła sobie kochasia.
Machnął ogonem, spinając mięśnie. Dopiero wiele uderzeń serca później coś sobie uświadomił.
— A-ale on ma z dwanaście księżyców
— I?
— A Brokuł z dwadzieścia? Dwadzieścia-ileś?
— Kiedy miłość dotknie cię strzałą amora, mój mały i słodki Złociszku, wiek nie ma znaczenia-
Wojownik uwiesił się na szyi młodszego, wywołując u niego burknięcie niezadowolenia. Cynamon machnął ogonem, wycofując się z morderczego uścisku, starczyło, że zżerał go dyskomfort za samo nazwanie go "Złociszkiem". Żołądek kocura wywrócił się na lewą stronę robiąc trzy i pół obrotu dookoła własnej osi.
Zniknął z pola widzenia Wrzoścowego Cienia, nim ten zdołał jakkolwiek zareagować. Mimo wszystko w jednej kwestii musiał mu przyznać rację - Brokuł siedziała wraz z Węgorzem. No, może raczej wracała ze wspólnego polowania. Wojowniczka wraz z uczniem nieśli na spółkę kuropatwę, której łeb i tak zwisał, tworząc na ziemi krwawy ślaczek.
Cynamon zamruczał na powitanie, uśmiechając się pod wąsem.
— Cześć Brokułowa Łodygo, Węgorzowa Łapo — skinął im obu głową, podchodząc bliżej. Kocica oblizała pyszczek z krwi, odpowiadając na przywitanie.
— Hej, Złote Runo, widziałeś może Jagodowy Krok?
— Pewnie siedzi w kociarni, chyba... Przynajmniej powinien tam być, wiesz jak z Deszczowym Tańcem, zarówno ich dwójka jak i ich kociaki są prawdziwym fenomenem w klanie.
— Pewnie nikt by nie zwrócił na to uwagi, gdyby nie klątwa — Złoty wywrócił ślepiami na słowa Brokuł, ułożył przed nimi pakunki, informując po co, jak i dlaczego, nim zawinął się sprzed pola widzenia kolejnych zakochańców.
* * *
Ostatnim przystankiem była Deszcz i kociaki. Na samą myśl o tych hałasujących, wiecznie coś psujących berbeciach Złotemu robiło się niedobrze. Spiął mięśnie, słysząc piski i syki już od samego progu kociarni. Mimo to - coś zachęcało go do wejścia do środka. Tym czymś był zapach mleka i kojarzące mu się z nim bliskość matki oraz jej ciepło i miłość.
Zawahał się na uderzenie serca, wstrzymując oddech w płucach.
— Cześć Deszczowy Tańcu — skinął kotce łbem na powitanie, biorąc głęboki wdech. Na moment rozkojarzył się słodkim, miodowym zapachem.
Kocica mimo wyczerpania uśmiechała się doń pogodnie, co jakiś czas liżąc po policzku swojego ukochanego. Jagodowy Krok przyjmował czułości z ochotą, jednak widząc pojawienie się Złotego, natychmiast przyjął gburowatą minę.
— To dla ciebie, od Kaczego Pióra. Masz tym smarować nogę.
Deszcz skinęła mu głową ze zrozumieniem, chcąc wziąć zawiniątko w pyszczek. Jagodowy Krok był jednak szybszy, zgarnął pakunek między swoje pazury, dokładnie obwąchując go.
— Co tam jest? — gdyby wzrok mógł zabijać, to z calusieńką pewnością Złote Runo już byłby dawno martwy. Kocur westchnął ciężko, tłumacząc, że w środku jest pewnie jakieś zielsko czy inna breja do smarowania, a po więcej instrukcji powinien udać się do medyków. Zostawił jeszcze dwa pakunki dla Trzcinka i Kijanki, wychodząc na zewnątrz.
Udał się do stosu ze zwierzyną.
Musiał coś zjeść.
Wyleczeni: Kurkowa Pieśń, Przepiórcze Gniazdo, Brokułowa Łodyga, Bławatkowy Potok, Węgorza Łapa, Deszczowy Taniec, Trzcinek, Kijanka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz