- Nie rozkazuję ci - powiedziała z zimnym spojrzeniem kotka, jak zawsze omal nie tracąc cierpliwości przy kuzynie. - Rób co chcesz. Ja wyrażam swoje zdanie, a tego nie możesz mi zabronić.
Prawda. Nie mógł. Jednak nie potrafił uspokoić szalejących nerwów. Musiał znaleźć winnego i go ukarać! Zamordowanie jego matki przechyliło szalę. Nie spocznie póki nie dowie się, kto za tym stoi. A wtedy... Och wtedy odpłaci się mordercy z nawiązką. Skończyła się zabawa. Nawet jeśli Słonecznikowa Łodyga był niewinny, to on ostatni raz widział Pszczeli Pyłek. Sam pewnie zaproponował, aby udali się nad rzekę. Sami! Aby wyznać jej miłość! Jakby nie mógł tego zrobić przy skale!
- Dobra! Zrobię to co uważam za słuszne! - po czym oddalił się od kuzynki.
Ruszył na miejsce zbrodni.
Tylko... gdzie ono dokładnie się znajdowało? Tak się zagalopował, że zapomniał o to zapytać liderkę. Krocząc tak teraz przy rzece, klnął na swój błąd. Po jakimś jednak czasie obszedł całą okolicę. Nie znalazł jednak nic, co mogłoby go naprowadzić na ślady mordercy.
***
Słonecznikowa Łodyga stał się jego celem. Łaził za nim krok w krok, a gdy ten truchtał ze strachu, próbując dowiedzieć się o co mu chodzi, ten darł się na niego jak popapraniec. Przemyślał całą sprawę. Skoro to nie on był jego ojcem, bo gdyby był, nie wyznałby matce miłości dopiero teraz, kiedy odchowała już dzieci, to oznaczało, że chciał odebrać ją tacie. Nie miał pojęcia co stało się z jego rodzicem, lecz nawet gdyby umarł, czy żył, ten kocur chciał go zastąpić! Więc skoro tak bardzo kochał Pszczeli Pyłek, musiał przywyknąć do "syna", który starał się "zacisnąć" więzi. Nawet jeśli to oznaczało, chęć uduszenia go przez rudego, póki ten nie da mu jakiegokolwiek tropu.
- M-mówię, że... nie wiem co się s-stało - wyjąkał już któryś raz, gdy pojawił się tuż przed nim.
Wrócili do obozu i nierudzi zajmowali się pracami naprawczymi. Było tego sporo, w końcu lód wszystko zniszczył. On oczywiście nie robił nic, aby im pomóc. Miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż dach nad głową.
- A skąd wiesz, o co chciałem zapytać? - warknął, szczerząc kły w jego stronę.
- Z-z-zawsze o to pytasz...
- No to co! Dzisiaj udowodnisz mi, czy ją kochałeś naprawdę! - oświadczył, zaczynając ciągnąć zaskoczonego kocura w stronę Wiśniowej Łapy, która próbowała ogarnąć jamę medyków.
- E ty! Wiśniowa Łapo! Chodź na chwilę! - zwołał kotkę.
Ta widząc go, niechętnie podeszła, rzucając spojrzenie na jego kompana.
- Daj tu nam jakąś truciznę
- C-co? - Słonecznikowa Łodyga otworzył zaskoczony pysk. - J-jak to ma udowodnić... moją miłość...?
- Normalnie! Jak zjesz i przeżyjesz, to znaczy, że mówisz prawdę! A jak zdechniesz to jesteś perfidnym kłamcą!
Tak. Jego plan był cudowny. Musiał tylko przekonać do tego tą dwójkę. Wiśniowa Łapa już coś kręciła nosem. Ale on nie zamierzał odpuszczać. Wepchnie mu zioła do pyska, czy tego chciał czy nie.
<Wiśniowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz