Podeszła do krzaka, pod którym siedziała już kotka. Nie było to najlepsze miejsce; było już zimno i gdy oddychała, z pyska unosiła jej się para. Czuła błoto, którego zimno przenikało przez jej sierść. Ale przynajmniej nie było jeszcze śniegu. Chociaż to byłby ten najgorszy scenariusz, a stukające o liście krople nie były też wcale przyjemne.
— Mhm — przycupnęła sztywno tuż obok, mrużąc oczy — Trochę wpadka, nie sądzisz?
— Uh... Tak, masz rację — wymamrotała, więc zdecydowała się doprecyzować, zgadując, że nie zrozumiała, o co jej chodzi.
— Jesteśmy dorosłe, a zgubiłyśmy się jak kocięta... — prychnęła, jakby gorzko rozbawiona — Chyba jedyne co nas usprawiedliwia to to, że nie znamy tych terenów
— Trochę głupia sytuacja... Mam nadzieję, że uda nam się jakoś wrócić jak się przejaśni, racja?— Liliowa miała wrażenie, że coś ją dotknęło, ale olała to, myśląc, że to gałąź.
— Najwyżej się trochę pokręcimy po okolicy, w którymś momencie musimy znaleźć coś znajomego.
Na nos spadła jej krople i machnęła głową. Wiał wiatr i gałęzie lekko smagały je po grzbietach, dając dodatkowy ciężar. Dziwne, bo przed chwilą go nie czuła. Rozglądała się za potencjalnym zagrożeniem; były na obcym terenie i kto wie, co mogło je napaść. Czasami kątem oka widziała, jak szylkretka patrzy na nią, jakby czegoś wyczekując i niepokojąc się
— Na pewno kogoś znajdziemy... Ale teraz... Może się tym nie przejmujmy? — wyszeptała cicho biała.
— Mhm, to problem na jutro. — spojrzała w bok, wciąż na straży. Nie chciała przejmować się teraz znalezieniem kogoś, bo lepiej, żeby nie pojawił się w środku nocy.
Wyczuła ruch przy boku i zignorowała go, uznając, że kotka tylko się poprawia. Teraz czuła bijące od niej ciepło.
— Wiesz... Jesteś... Śliczna.
— Oh! Um! — odwróciła gwałtownie głowę w jej stronę, zaskoczona, na przemian kładąc i stawiając uszy — Dz-dziękuję?
Kotka skierowała głowę ku ziemi.
— Jesteś... Naprawdę piękna- wydukała Zanikające Echo, bardziej się nachylając ku niej.
Nie rozumiała, czemu kotka to mówi. Nikt wcześniej nie gadał takich rzeczy. Wcale nie była przecież ładna, dlaczego miałby. Drgnęła wąsami, przypominając sobie o błocie. Oh, o to chodziło!
— W-wiesz, nie musisz być miła przez ten wypadek... Takie rzeczy się zdarzają. Błoto się kiedyś zmyje… Wybaczyłam ci już.
Kotka polizała ją po szyi, ściągając z niej brud.
- Tak, kiedyś się zmyje...- zamruczała.
Wzdrygnęła się odruchowo, blokując nieprzyjemne wspomnienia, nim się rozpędziły i odrobinę odsunęła
— N-naprawdę nie musisz... — nie chciała, by wzięła to do siebie.
Teraz to kotka odsunęła się od niej.
— Oh, przepraszam... Coś się stało?— zapytała z… troską? w głosie.
— Nie, nie, wszystko dobrze. — odwróciła głowę w bok, wodząc spojrzeniem po cieniach. Wojowniczki nie było w klanie przy tamtych wydarzeniach. Właściwie to czy ktokolwiek wiedział co dokładnie się tam działo?
Teraz czuła wibracje z jej gardła i miała wrażenie, że towarzyszył temu język przy uchu. Te gałęzie to chyba był ogon. A może jej się wydawało.
Nie chciała, by wiedzieli, co się tam działo. Co stało się z oczami Bezchmurnego Nieba i czemu miała tyle śladów po wbijaniu na karku.
Gdzieś niedaleko spadła gałąź i Źródlany Dzwonek poderwała się na równe łapy, głową przywalając w gałęzie krzaka.
Zanikające Echo, zaskoczona, odsunęła się od kotki.
- W-wszystko dobrze?- zapytała, widząc jej zderzenie z gałęzią.
Trzepnęła bolącą głową i mruknęła coś, wpatrując się w punkt w ciemności. Na zesztywniałych z zimna i bezruchu łapach wyszła na deszcz sprawdzić, czy to tylko wiatr, czy coś czaiło się w koronie drzewa.
Biała wyszła za nią, kładąc jej ogon na plecach.
- Na pewno cię nic nie boli?- zerknęła na nią, po chwili wlepiając wzrok w górę.- Raczej już nie spadnie żadna gałąź... Może wracajmy?
Czy ona nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia? Po tylu księżycach bycia wojownikiem?
— Nie wiemy czemu spadła. To może być teren czegoś niebezpiecznego. — otworzyła pysk, węsząc.
— Masz rację…— wymamrotała, a aura wokół niej zdawała się pogorszyć. Źródlany Dzwonek skuliła się odrobinę. Zagrożenie.— To się może... Rozejrzymy się?
— Mhm — zbliżyła się ostrożnie do drzewa, szczęśliwa, by wyjść z nerwowej atmosfery, powąchała wokół i nie czując nic, i spojrzała w górę, mrużąc oczy. Nic tam niby nie było. Trzepnęła przednią łapą i rozciągnęła tylne, szykując się do wejścia na górę, chcąc pozbyć się ograniczającego mrowienia.
— Wiesz, chyba nie musisz tam wchodzić... Możemy wrócić, nic się już nie dzieje — powiedziała rygorystycznie i stanęła przed nią. Na chwilę się zawahała, czując znowu jak uczennica. Zaraz jednak ominęła ją i czepiła się konaru, po czym sprawnie wspięła się na górę. Nie weszła na żadną gałąź, tylko zatrzymała się w pionie, rozglądając czy powinna iść wyżej.
W dole kotka wściekle syknęła, martwiąc ją. Była zła na nią, że jej nie posłuchała? Ale nie była jej mentorką. O co mogło jej chodzić?
— Już się upewniłaś, że tam niczego nie ma? Chodźmy już, bo zimno jest—mruknęła, strosząc futro.
Jakby pod krzakiem było lepiej. Może z jej dłuższym futrem, ona, z krótkim, tak samo marzła.
Machnęła kikutem ogona, jakby chciała ją uciszyć i weszła jeszcze trochę wyżej. Pomarańczowe liście gałęzi z boku zaszeleściły, zwracając jej uwagę. Obróciła głowę i syknęła, bo właśnie gigantyczne, ciemne coś pofrunęło w jej stronę, łopocząc skrzydłami. Zacisnęła powieki, mocno przywierając do konaru. Chwilę jeszcze słyszała bicie skrzydeł i czuła wiatr z nich, ale to coś zostawiło ją w spokoju i poleciało dalej.
— Uh... To jakiś gawron… —Na pewno nie był to krukowaty.— Czy coś... Wracaj już, bo jeszcze spadniesz...- powtórzyła wojowniczka
—... Idę... — nie chciała dalej jej denerwować, więc powoli zaczęła schodzić; zajęło jej to dłużej niż zwykle, bo robiła to głową w górę, nie mając możliwości obrócenia się.
— Jeszcze mogłaś spaść... Po co ci było tam wchodzić…
— Skąd miałam wiedzieć, że będzie tam siedziało... To coś! — miauknęła, łapą szukając czy już jest dostatecznie nisko, by się puścić
Starsza wstała na dwie łapy i chwyciła się pnia. Złapała kotkę za kark i delikatnie pociągnęła ją na dół i dbając o to, by nie upadła, pomogła jej zejść.
Gwałtownie wciągnęła powietrze i wzdrygnęła się całym ciałem, wisząc bezwładnie w jej pysku. Zaraz zaczęła też drżeć. Tym razem nie udało jej się zatrzymać ponownego odtworzenia 'tego'.
Poza jej umysłem kotka puściła ją, a ona automatycznie przywarła do ziemi.
— Coś się stało? — zapytała, ocierając się o nią i mrucząc. Przytuliła się do niej i polizała za uchem.— Cii... Powiesz mi, o co chodzi?— poprosiła cicho — Boisz się mnie?
Kotka zdawała się być nieobecna umysłem; jej uszy kierowały się w strony, z których nie dochodziły żadne dźwięki. Futro nastroszyło się na całej linii kręgosłupa, z gardła wydobywało się skomlenie.
— Nie musisz się mnie bać... Przecież cię nie skrzywdzę- szepnęła jej do ucha, liżąc ją po głowie.
Kotka nie reagowała, dopiero po dłuższym czasie zaczynając wodzić zmęczonymi oczami po okolicy, w czasie wybijania jakiegoś chaotycznego rytmu ogonem. W końcu potrząsnęła głową i świadomie spojrzała na Zanikające Echo.
Ta odsunęła się lekko od kotki.
— Widzę, że coś jest nie tak... Zrobiłam ci coś?— zapytała cicho jakby urażona.
— N-nie, nic — wciąż uderzała ogonem o ziemię, wodząc spojrzeniem gdzieś nad głową kotki.
— Przepraszam, nie wiedziałam, że... Tak się tym przejmiesz... Nie chciałam ci nic zrobić przecież — powiedziała z żalem.
— Nie ma co przepraszać, nic złego nie zrobiłaś — zmrużyła oczy, chroniąc je przed kroplami i skupiając się na tym, jak czuła je na futrze. Westchnęła ciężko.
— Czy... Ktoś cię skrzywdził, że tak reagujesz?— wypytywała kotka, z powrotem się do niej zbliżając, kładąc na niej swój ogon. Nie podobała jej się ta ciekawość.
— N-nie, po prostu... Wrażliwe miejsce. Kark. Haha. — rozglądnęła się i przeprowadziła szybką ucieczkę pod schronienie, gdzie wcześniej siedziały, a tam załamały się pod nią trzęsące łapy i szybko je schowała pod klatkę piersiową.
Biała szybko podeszła do kotki i ułożyła się obok niej. Nie miała siły się odsunąć. Westchnęły ciężko.
- Naprawdę możesz mi powiedzieć, jeżeli się coś stało... Ja będę przy tobie i nikomu nie wygadam- wymamrotała, obejmując ją ogonem.
— Wrażliwe miejsce. — mruknęła ponownie, odwracając głowę.
Zanikające Echo położyła głowę obok jej boku, cicho mrucząc.
- Na pewno? Czy jest sposób, żeby ci pomóc?- zapytała z troską.
— Mhm. Nie. —Nie ma rozwiązania takiego, by okrągły organ nie tkwił jej w gardle i by te ślady zniknęły.
— Jesteś zmęczona? W końcu dzisiaj tyle nas spotkało... I w ogóle… — wtuliła się w nią.
— Nie. Możesz iść spać, jak chcesz. Popilnuję.
Zasnęła wtulona w Źródlany Dzwonek, przez cały czas mrucząc. Ta pozwoliła jej na to, zgadując, że towarzyszka potrzebowała wsparcia w obcym terenie.
Po jakimś czasie mniejsza kotka wstała i odeszła nieco dalej. Pozwoliła organizmowi pozbyć się płynu, który wciąż podchodził jej do gardła. Na ziemi nie znalazło się żółte ślepie.
< Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz