— P-potworze…!
Zielone ślepia martwego ojca spoglądały na niego - potwora skąpanego we krwi matki. Nie mógł tego znieść. Ciężaru i zawodu. Obrzydzenia. Nie on był problemem. Nie on był winien temu złu. Nie zasługiwał. Nie zasługiwał na to miano.
Uderzył w te powielane kłamstwa. W kpiącą zieleń zatopioną w absurdzie. Rył w niej. Próbował ją zerwać. Roztrzaskać. Gromkie piski i łoskot wrzasku.
Mocny uścisk na karku wyrwał go z rumoru. Zdezorientowane pomarańczowe ślepia nerwowo wyłapywały otaczające go tereny. Ciężki oddech cicho świszczał. Oderwała go. Pociągnęła za sobą. Odciągnęła od przerażonych zielonych ślepi.
Mrok powoli ustępował tonącemu we szkarłacie słońcu. Bordo złączony w tańcu z purpurem malowały niebo. Pomarańczowe ślepia oderwane na uderzenie serca od brutalnej rzeczywistości zatonęły w malującym się krajobrazie.
— Współczuję ci, Źródlany Dzwonku. — głos przerwał ciszę. — Pierwszy uczeń i taka udręka. Na twoim miejscu pozbyłabym się go nim stanie się potworem jak matka. Jak już widzieliśmy ma podobnie nasrane we łbie. — szmaragd jej ślepi wyróżniał się na tle skąpanego w fiolecie nieba.
Jasne futro poprzecinane ciemniejszymi pręgami przybrały rumianą barwę.
— Kurkowa Łapa nie jest Kruczą Gwiazdą. Zostaw nas samych. — syknęła mentorka.
Mrok powoli ustępował tonącemu we szkarłacie słońcu. Bordo złączony w tańcu z purpurem malowały niebo. Pomarańczowe ślepia oderwane na uderzenie serca od brutalnej rzeczywistości zatonęły w malującym się krajobrazie.
— Współczuję ci, Źródlany Dzwonku. — głos przerwał ciszę. — Pierwszy uczeń i taka udręka. Na twoim miejscu pozbyłabym się go nim stanie się potworem jak matka. Jak już widzieliśmy ma podobnie nasrane we łbie. — szmaragd jej ślepi wyróżniał się na tle skąpanego w fiolecie nieba.
Jasne futro poprzecinane ciemniejszymi pręgami przybrały rumianą barwę.
— Kurkowa Łapa nie jest Kruczą Gwiazdą. Zostaw nas samych. — syknęła mentorka.
Czuł, jak emocje wprawiają jego ciało w drżenie. Przepełniony nimi i niezdolny do ruchu, jedynie wpatrywał się tępo w kotki. Makowe Pole spojrzała na niego zniesmaczona.
— To się jeszcze okaże. — rzuciła.
— To się jeszcze okaże. — rzuciła.
* * *
Łysa istota unosiła się na kawałku drewna wśród rzecznych nurtów. Nie zwracała na nich uwagi. Zdawała się skupiona na swoim kiju. Kompletnie bezbronna. Kurkowa Łapa nie rozumiał tego zachowania. Tępy osobnik nie zdawał się zdolny do samodzielnego życia, a mimo to co wschód słońca się tu pojawiał, by unosić się na wodzie do szczytowania słońca.
— Nie zdaje się być zagrożeniem. — odparła mentorka, widząc czujny wzrok ucznia na nim. — Ale musimy się mieć na baczności. Dwunożni są nieprzewidywalni. — dodała.
Czarny trzepnął uchem, lecz wciąż wpatrywał się w dziwną istotę. Kotka kierowała się w stronę piaszczystej łąki, którą przerywała ogromna słona woda. Nikt wcześniej nie widział podobnej. Kurka także nie słyszał. Była fenomenem. Irracjonalna mrzonka.
Kapryś Bóstw.
Uczeń obawiał się jej. Dziwne fale co uderzenie serca skradały się na ląd, próbując pochwycić i wciągnąć w głąb siebie kolejne zdobycze. Mroczna Woda zdawała się żywym organizmem o niesłychanym głodzie.
— Poćwiczymy tu bieg długodystansowy. — oznajmiła liliowa. — Teraz, gdy większość naszych terenów to polany do złapania zwierzyny będziesz potrzebował kondycji i dynamiczności.
Kurka spojrzał zniesmaczony na tonące w piasku łapy. Nic z tego nie rozumiał. Ćwiczenie biegu na piasku. To nie miało sensu. Zirytowany prychnął na mentorkę, jeżąc się.
— To dobre na poprawę sprawności. Piasek jest trudny po poruszania się, obciąża łapy. Nie wiesz też w jakich warunkach w przyszłości będziesz musiał walczyć. — dodała liliowa, zaczynając trening.
— Nie zdaje się być zagrożeniem. — odparła mentorka, widząc czujny wzrok ucznia na nim. — Ale musimy się mieć na baczności. Dwunożni są nieprzewidywalni. — dodała.
Czarny trzepnął uchem, lecz wciąż wpatrywał się w dziwną istotę. Kotka kierowała się w stronę piaszczystej łąki, którą przerywała ogromna słona woda. Nikt wcześniej nie widział podobnej. Kurka także nie słyszał. Była fenomenem. Irracjonalna mrzonka.
Kapryś Bóstw.
Uczeń obawiał się jej. Dziwne fale co uderzenie serca skradały się na ląd, próbując pochwycić i wciągnąć w głąb siebie kolejne zdobycze. Mroczna Woda zdawała się żywym organizmem o niesłychanym głodzie.
— Poćwiczymy tu bieg długodystansowy. — oznajmiła liliowa. — Teraz, gdy większość naszych terenów to polany do złapania zwierzyny będziesz potrzebował kondycji i dynamiczności.
Kurka spojrzał zniesmaczony na tonące w piasku łapy. Nic z tego nie rozumiał. Ćwiczenie biegu na piasku. To nie miało sensu. Zirytowany prychnął na mentorkę, jeżąc się.
— To dobre na poprawę sprawności. Piasek jest trudny po poruszania się, obciąża łapy. Nie wiesz też w jakich warunkach w przyszłości będziesz musiał walczyć. — dodała liliowa, zaczynając trening.
* * *
Szum rzeki zagłuszał resztę świata. Wędrująca pomiędzy kamieniami woda lśniła w jesiennym słońcu ozdobiona tonącymi w niej liśćmi. Uderzył w coś głucho. Widok liliowego kupra sprawił, że szybko odsunął się, sycząc.
— Ciii. — rozkazała mentorka.
Już otworzył ponownie pysk, lecz zaskakująco podłużna sylwetka wyłoniła się z tafli wody. Mokra sierść przylegała sztywno do ciała. Przypominała jednego z nich, lecz zarówno łapy jak i uszy istoty były krótsze. Masywny ogon ciągnął się po ziemi.
— Wydra. — miauknęła liliowa, robiąc krok do tylu. — Nie prowokuj jej. Możliwe, że gdzieś w pobliżu ma norę.
Istota charczała na nich, mierząc ostrym spojrzeniem niewielkich ślepi. Szczuro-kot wydał z siebie kolejny dziwny odgłos. Z każdym ich krokiem w tył stawał się coraz cichszy, lecz wciąż niepokojący. Kurce nie podobało się to. Odejście z podwiniętymi ogonami, niczym bezbronne kocięta. Czarnemu z trudem było nie sprzeciwić się kotce. Zjeżony czujnie obserwował wybryk natury. Wydra go także. Nie zamierzał tego pozostawić. Nie dziś. Lecz kiedyś.
Dopiero po długości drzewa oderwali od siebie spojrzenia. Źródlany Dzwonek spojrzała na niego.
— Jestem dumna, że mnie posłuchałeś. — oznajmiła mu.
Położył uszy, udając, że nie przejął się tym. Wykrzywiony w niesmak pysk powędrował znów ku wodzie.
Lecz gdzieś w środku pod masą czarnych kudłów rozległo się przyjemne ciepło.
— Ciii. — rozkazała mentorka.
Już otworzył ponownie pysk, lecz zaskakująco podłużna sylwetka wyłoniła się z tafli wody. Mokra sierść przylegała sztywno do ciała. Przypominała jednego z nich, lecz zarówno łapy jak i uszy istoty były krótsze. Masywny ogon ciągnął się po ziemi.
— Wydra. — miauknęła liliowa, robiąc krok do tylu. — Nie prowokuj jej. Możliwe, że gdzieś w pobliżu ma norę.
Istota charczała na nich, mierząc ostrym spojrzeniem niewielkich ślepi. Szczuro-kot wydał z siebie kolejny dziwny odgłos. Z każdym ich krokiem w tył stawał się coraz cichszy, lecz wciąż niepokojący. Kurce nie podobało się to. Odejście z podwiniętymi ogonami, niczym bezbronne kocięta. Czarnemu z trudem było nie sprzeciwić się kotce. Zjeżony czujnie obserwował wybryk natury. Wydra go także. Nie zamierzał tego pozostawić. Nie dziś. Lecz kiedyś.
Dopiero po długości drzewa oderwali od siebie spojrzenia. Źródlany Dzwonek spojrzała na niego.
— Jestem dumna, że mnie posłuchałeś. — oznajmiła mu.
Położył uszy, udając, że nie przejął się tym. Wykrzywiony w niesmak pysk powędrował znów ku wodzie.
Lecz gdzieś w środku pod masą czarnych kudłów rozległo się przyjemne ciepło.
<kminek?>
zrobiono: wydra, rybak
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz