Po zabiciu samotnika spojrzał na córkę.
—Jedz, jeśli jesteś głodna.
— Na razie nie — odparła kotka po obmierzeniu pustym spojrzeniem leżące w śniegu ciało.
Nie protestował. Jeśli nie była głodna, to nie zamierzał wciskać jej mięsa na siłę. Wciąż jednak dobrze, aby się nie zmarnowało. Dlatego pozwolił innym kultystom się pożywić i sam oderwał kawałek od truchła, delektując się jego osobliwym smakiem. Nigdy nie rozumiał, czemu koty tak niechętnie podchodziły do kanibalizmu... To mięso było tym samym co mysz, co ptak, jedynie większe.
* * *
Leżał wygodnie na swoim legowisku, obmyślając kolejne plany co do przyszłości klanu; co do wszystkiego, z czym musiał się zmierzyć, aby zapewnić dobro i siłę miejscu, gdzie się wychował. Usłyszał kroki, ale nie odezwał się, dopóki znajomy głos pierwszy się o to nie upomniał.
— Echem. — odchrząknęła Łasiczy Skowyt. — Mroczna Gwiazdo, miałbyś chwilkę?
— Miałbym jej nie mieć dla swojej córki? — odparł spokojnie. — Wchodź. O co chodzi?
— Chciałam cię tylko poinformować, że kilka dni temu na granicy z Klanem Klifu spotkałam jednego z twoich synów. Kruka.
Podniósł wyżej łeb, zaintrygowany i wstał na łapy.
— Rozmawiałaś z nim?
— Oczywiście. Nie zmienił się bardzo. Arogancki i odklejony jak zawsze. Nawet mnie nie poznał!
— Jeśli nie widzieliście się od urodzenia, to się nie dziwię — mruknął. — Jak mu się żyje? Byłby z niego chociaż materiał na kultystę?
— Gadał coś, że ma wojownicze imię, ale już nie pamiętam. Najwidoczniej było tak beznadziejne że usunęłam je z myśli.
— Tyle dobrze, że Lampart go jeszcze nie zabił, bo w sumie mógłbym się tego po nim spodziewać. Chociaż... Jeśli nie jest chętny do dołączenia do nas, to jego los jest mi obojętny. — miauknął. — Liczyłem jednak, że z tego spotkania wyniknie coś więcej. Zebrałaś jakieś dodatkowe informacje?
— Od Kruka niestety nie, ale muszę przyznać, że na ostatnim zgromadzeniu po rozmowie z jedną z wojowniczek Klanu Burzy mogę stwierdzić, że nie mają się najlepiej. A poza tym straszne z nich niedojdy, wyobrażasz sobie, że starsza wojowniczka prawie się przy mnie popłakała? — prychnęła z oburzeniem.
Skrzywił pysk.
— Żałosne. Za coś takiego na miejscu ich liderki nie puściłbym tej wojowniczki już więcej na zgromadzenie. Gdyby tylko u nas ktoś odpierdolił coś takiego... Właśnie dlatego wysyłam na zgromadzenia tylko silnych wojowników. Może oprócz Papli, ale na to nic więcej nie poradzę. To jednak bardzo dobra informacja, Łasiczy Skowycie. Dobrze jest poznać czułe punkty swoich wrogów. Wiesz, jaka to była wojowniczka? Nazywała się jakoś?
Wciąż pamiętał kilka Burzaczek, które miał okazję spotkać na swojej drodze. Był ciekaw, czy znał tą, o której mówiła córka.
— Czarna, już lekko osiwiała. Niestety nie przedstawiła się, bo tak się bała. Z resztą to nieistotne. Skoro Klan Burzy trzyma przy życiu takie porażki, to nie sądzę by byli silni.
— Nie we wszystkich przypadkach, moja droga. W naszym klanie także jest mnóstwo słabych jednostek, ale nie mogę ich wszystkich pozabijać, bo połowa klanu by wymarła, chociaż co po niektórych się pozbyłem. Nie należy przeceniać przeciwnika, ale nie należy także zaniżać jego możliwości. Bo w przeciwnym wypadku uznamy ich za zbyt słabych i okażemy się stratni. Po wrogu trzeba się spodziewać wszystkiego. Kręć się przy Burzakach, może dowiesz się czegoś ciekawego. Co mogłoby pójść na naszą korzyść.
— Właściwie to nie takie głupie ojcze - mruknęła kotka, oblizując pysk. — Ty to jednak masz łeb na karku, wiem że wiele zawdzięczasz Jastrzębiej Gwieździe, ale sam w sobie jesteś bardzo inteligentny. — przyznała.
— Niektórzy rodzą się głupcami, a innych Mroczna Puszcza odbdarzy inteligencją. Choć jedno to ją posiadać, a drugie wykorzystywać ją we właściwy sposób — odparł jedynie. — Dlatego liczę, że przekażesz moją wiedzę młodszemu pokoleniu. Wiesz, co mam na myśli? — miauknął wymownie, wylizując swoją łapę.
— Ja ehm — przełknęła ślinę, słysząc pytanie ojca na dość drażliwy wobec niej temat. — Wiem... Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł? — skrzywiła pysk.
Wyczuł w niej niepewność. Tak znajomą, a jednocześnie tak daleką... Niepewność, którą już ktoś przy nim kiedyś doświadczył. I która nie zwiastowała nic dobrego.
— A ty nie? — zwrócił na nią wzrok, analizując jej reakcję. — Jesteś członkinią kultu, a w dodatku moją córką. Wiesz, czego się od was oczekuje. To twój obowiązek.
— Niby tak, ale jakoś wątpię, że nadaję się na matkę. Poza tym te małe ohydztwa mnie odrzucają. — fuknęła, kątem oka obserwując mimikę pyska kocura.
— Nie martw się. Wybiorę ci dobrego kompana, przy którym będziesz czuć się jak najbardziej komfortowo. Jestem w stanie dogodzić moim dzieciom — miauknął spokojnie, bez żadnej szczególnej emocji wymalowanej na pysku. — Na razie nie musisz o tym myśleć. Jeszcze dużo czasu przed tobą.
Szylkretka zlustrowała go oceniającym wzrokiem, po czym westchnęła cicho.
— Obyś miał rację. — mruknęła, odchodząc od legowiska.
* * *
Podszedł do córki w trakcie postoju. Usiadł obok niej, w cieniu jakiegoś liściastego drzewa. Jego wzrok nic nie mówił ani nie zdradzał, chociaż przez moment pozwolił sobie na błysk zawodu.
— Co się z tobą do cholery stało? Nigdy nie myślałem, że będę musiał kiedykolwiek dawać ci karne imię. Chłodowi? Z pewnością, ale nie tobie. Zawsze byłaś mądrzejsza, a teraz odpierdalasz coś takiego? Zawiodłaś mnie.
Kotka jedynie prychnęła cicho, unikając kontaktu wzrokowego.
— Odpowiesz wreszcie, czy będziesz milczeć przez wieczność? — warknął i zaraz strzepnął ogonem. — Tak. Taka właśnie jest twoja wdzięczność i lojalność. Jak dostajesz słusznie i sprawiedliwie po dupie, to tupiesz nóżką i strzelasz focha. Sądziłem, że masz w sobie trochę więcej inteligencji. Tym bardziej musisz wreszcie przydać się kultowi i odpłacić się za swoje żałosne zagranie. Nie myśl, że cię to ominie.
Córka zmierzyła go lodowatym wzrokiem, wzięła głęboki wdech i na spokojnie skonfrontowała spojrzenia.
— Nie uważam, że cokolwiek mnie ominie Mroczna Gwiazdo. W-wybacz mi, spartaczyłam sprawę i żałuję. — przyznała.
— Obiecuję, że przydam się jeszcze kultowi i klanu.
— Twoje obietnice na nic się zdadzą, jeśli puścisz je lekko na wiatr. Lepiej idź do Irgowego Nektaru i ucz się od niej, jak wychowywać kocięta, bo niedługo to tobie przyjdzie to robić. I tym razem mnie nie zawiedź. — prychnął. — Dobrze jednak, że żałujesz. Powinnaś.
— Postaram się — rzuciła sucho. — A tak poza tym, to w końcu uważasz że moje blizny szpecą mi pysk czy nie? — wypaliła nagle zmieniając totalnie temat rozmowy.
— To raczej nie mnie oceniać — mruknął szorstko. — Jeśli sama je docenisz, to będą piękne, a jeśli uważasz, że są szpetne, to takie pozostaną.
Kotka przewróciła tylko oczami.
— Dobra, zapomnij, że pytałam. Tak w ogóle to jest coś do zrobienia?
Spojrzał na nią z lekkim zniesmaczeniem.
— Idź i przekonaj się, zamiast się mnie pytać. To ty powinnaś pilnować porządku i tego, w czym twoje łapy by się przydały. — odparł, odwracając się bezceremonialnie.
Córka fuknęła w odpowiedzi machając puchatą kitą na lewo i prawo.
*po dotarciu na nowe tereny*
Klan wciąż był zapracowany, chcąc stworzyć azyl bezpieczny dla Wilczaków. Omen nawet chwilę sam pomagał przy robocie, ale nie zamierzał brudzić sobie łap na dłuższą metę, gdy nie musiał tego robić, dlatego udał się do swojej córki. Miał z nią do pogadania, nawet jeśli ostatnio ich stosunki znacznie się pogorszyły.
— Musimy porozmawiać.
<Łasica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz