dawno
— Mam ałka — miauknął Gąsiorek, wystawiając rączkę — przez mamę.
Cisowa Kołysanka westchnęła jedynie, nic nie dodając.
— Oh, biedaczek — Papla spojrzała na malca, który widocznie skaleczył się w prawą łapę. — Zaraz poradzimy sobie z twoim ałkiem. Ale najpierw...
— Spadł z drzewa, głupek mały. — uśmiechnęła się, tarmosząc synowi sierść na głowie. — Ale chyba nic mu się wielkiego nie stało. Mam nadzieję przynajmniej — Cis wyglądała na zmartwioną. Paplająca Łapa znów zwróciła się w stronę kocięcia, by delikatnie dotknąć jego zranienia.
— Boli, gdy cię tu dotykam?
— Ał.
— A tu?
— Mhm. — burknął tylko.
— Nic wielkiego. Do wesela się zagoi. — parsknęła cicho śmiechem Papla i chwyciła zioła, by zrobić Gąsiorkowi opatrunek. — Nie brykaj już tak dużo przez jakiś czas, dobrze?
— Będę go pilnować. — zapewniła ją Cisowa Kołysanka, zanim Gęś mógł sam odpowiedzieć. Podziękowała Paplającej Łapie na migi, po czym niezadowolonego kociaka chwyciła w zęby za kark i odeszła w stronę legowiska dla karmicielek.
— Nieźle. — zamruczał jedynie z oddali Deszczowa Chmura, sprawiając na pysku Paplającej Łapy szeroki uśmiech.
***
— Dzień dobry? — mruknęła Dzicza Siła, wchodząc do legowiska medyka. Kunia Norka niemal podskoczyła, ale szybko otrząsnęła się z zaskoczenia. — Oh, chyba...
— Nie, jest dobrze. Po prostu się nie spodziewałam. — zaśmiała się słabo Kuna, a legowisko zapadło w ciszę.
— Dobra to chyba mogę przejść już do rzeczy? — odezwała się w końcu Dzik po niezręcznej cichocie.
— Oczywiście, oczywiście. Mów, a zaraz ci pomogę.
— Boli mnie głowa... Migrena jakaś. Od kilku dni już. Nie jest źle, ale mi nie przechodzi i irytuje, więc chyba musiałam się skierować do ciebie. — skwitowała beznamiętnie, jakby żałowała, że w ogóle tu jest. Widocznie odczuwała większy ból niż to co skróciła za pomocą "nie jest źle".
— Spokojnie, zaraz zaradzimy. Żadna hańba do lekarza się skierować. — odwróciła się, by przejrzeć zapełniony po brzegi składzik. Deszczowa Chmura ostatnimi czasy energicznie i wielokrotnie wyruszał na poszukiwanie leków i przynajmniej raz byli na zimną porę nagich drzew przygotowani. Dlatego też w ogromie malinowych jagód, liści miętowych i korzeni łopianu trudno było jej dorwać coś na ból głowy. W końcu jednak napatoczyła jej się wrotycz, którą pośpiesznie zaniosła kotce.
— Dzięki. — wzięła ziele i odeszła, by spożytkować je w samotności.
— Tylko dokładnie przeżuj! — miauknęła jeszcze zanim usłyszała dziwne dźwięki dochodzące z obrzeży obozu. Nie brzmiały jak nic dobrego, więc poszła szybko w ich stronę.
Za legowiskiem uczniów dojrzała rude plecy, należące do Deszczowej Chmury. Całkiem już zaniepokojona pognała w jego kierunku, kładąc po sobie uszy.
— Wszystko dobrze? — spytała piskliwie, patrząc na na wpół leżącego medyka.
— Spokoj... — chciał coś powiedzieć, jednak zamiast tego uniósł się i zwymiotował na ziemię. Kuna odsunęła się delikatnie, by samemu nie ubrudzić sobie łap wymiocinami. — ...nie. Ugh, musiałem zjeść coś niedobrego...
— Dobrze się czujesz? Mam iść po zioła?
— Nie, nie trzeba. Chyba mi już przeszło... — westchnął, gdy łapą i językiem przetarł pysk, by pozbyć się reszty bełtu.
— Co się tu dzieje? — pojawił się za nimi cień, który wraz z głosem przykuł uwagę Kuniej Norki.
— Deszczowa Chmura się źle poczuł... Ale chyba juz jest dobrze, prawda?
W tej chwili kocur ponownie zwrócił zawartość żołądka.
<Gęsi Wrzasku?>
Wyleczeni: Dzicza Siła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz