No, jeśli Wypłosz przeżyje i nie zgłupieje, postanawiając nie wykonać zadania, to będzie miała super kamień do swojej kolekcji! Taki piękny, błyszczący kamień…już wyobrażała sobie gładzenie kryształowej powierzchni i oglądanie z każdej strony takiego wspaniałego łupu…
***
Czekała, czekała i czekała. Słońce zachodziło, a burego ani widu ani słychu. Ze zirytowaniem biła ogonem, czekając na kocura. Gdzie podziewał się ten palant?! Może faktycznie zginął?
Czekała i czekała. Zapadł zmrok, a ona stała się jeszcze czujniejsza. Słyszała warkoty potworów dwunogów, szczekanie psów, szczęk zamykanych metalowych wjazdów do większych gniazd…księżyc jasno świecił na niebie, podczas gdy stara kocica dalej tam sterczała. Skryła się między kubłem a płotem w cieniu, obserwując otoczenie z oczami wielkości spodków.
Coraz mniej zaczynało jej się podobać. Ta ulica bynajmniej nie była spokojna.
Nagle dostrzegła dwóch dwunożnych, którzy pyli ten dziwnie pachnący płyn. Wiedziała, że tacy potrafili być dość nerwowi. Po chwili wybuchła między nimi kłótnia, kiedy przysiadła się do nich pewna wyprostowana, również z płynem w szklanej butelce. Ci zaczęli się naparzać, rozwalając wszystko wokół, roztrzaskując szkło na kawałki i wrzeszcząc. Przerażona Bylica obserwowała to. Po chwili przyjechał potwór dwunożnych, biało niebieski z świecącymi lampami na łbie. Wysiedli z niego dwunożni w czarnych garniakach po czym zaczęli wyłapywać całe zbiorowisko, w tym gapiów. Kiedy jeden z pijanych dwunogów upadł na śmietnik, za którym ukrywała się Bylica, serce podeszło jej do gardło. Przerażona z wrzaskiem czmychnęła, uciekając z miejsca zdarzenia, uznając, że to nie było na jej nerwy.
***
Stara kocica przechadzała się po ogrodzie dwunożnych. Lubiła to robić, bo czasem mogła napotkać nowe rośliny - dwunogi miały pełno coraz to nowszych okazów, które uwielbiała oglądać. I wtedy dostrzegła kogoś, o kim zapomniała, przez pewne sprawy.
Wypłosza.
Sterczała tam wtedy, około tygodnia temu, w umówionym miejscu, a ten nie przyszedł. Przez to mocno się naraziła. Nie dość, że blisko było do zgniecenia przez dwunożnych, to jeszcze nieomal wbiła sobie szkło w łapę przez bijatykę wyprostowanych! Była wściekła. Nie, to mało powiedziane, była w nieomal furii. Od razu przygniotła kocura do ziemi z warkotem. Znowu. Znowu się na nim zawiodła. Znów ją zdenerwował, i to nie na żarty. Chyba serio chciał, by mu odgryzła to ucho i wydrapała oko.
- Czy ty serio myślisz, że ja ci tak po prostu dam odejść? Uciec? Nie zrobić tego, co każę? Że ci odpuszczę, że nie zginiesz z moich łap przez nieposłuszeństwo? - spytała, po czym zadała mu porządny cios łapą z wysuniętymi pazurami. - lepiej naucz się Wypłosz, że ze mną nie ma lekko, jeśli się mi narazić - syknęła.
Krzyknął, nie spodziewając się tu Bylicy. Zamiast wrzeszczeć, niech się na jasne głazy tłumaczy!
- J-ja... ja nie zdobyłem tego, bo... Bo to trudno znaleźć! Samotnicy mówili, że to małe jest niczym piasek i zwykle noszą to Wyprostowani na obręczach na łapie. Nie umiem walczyć a co dopiero atakować takiego potwora! To jest niewykonalne! Jesteś okrutna!
Tego już było za wiele. Przeginał. Przeginał i to ostro!
- A coś ty myślał, szczurze?! - spytała, drapiąc go mocno po grzbiecie, kilka razy przejeżdżając po już zrobionych ranach - i nie miałam na myśli tych co mają na obrączkach! - warknęła - za mną, albo skończysz bez ucha - warknęła, udając się w stronę dziury w płocie. Myślała, że Wypłosz dowie się tego, co ona wcześniej, ale najwyraźniej przeceniła jego możliwości.
Że też raz zachowywał się inteligentnie, a raz jak palant…czy serio chciała dalej to ciągnąć? Mogła go w końcu porządniej już ukarać za nieposłuszeństwo…chociaż w sumie, to chyba już zapamięta tę lekcję na zawsze. I może warto mu dać jeszcze jedną szansę na zrobienie tego, co kazała? Na wypełnienie jej rozkazu? Poza tym, lepiej, żeby przed śmiercią trochę się jeszcze namęczył i pocierpiał…tak…
Dotarła do domu dwunogów. Skoczyła na parapet.
- No. Dalej. Nie mam całego dnia. Wskakuj albo cię obedrę ze skóry. - warknęła charkotliwie z irytacją w głosie, wbijając w niego oczekujące spojrzenie.
Ból był potworny. Wrzasnął, czując krew, spływającą mu po grzbiecie. Ruszył kulejąc za kotką, chociaż pragnął uciec. Nie wskoczył jednak na parapet, patrząc na to z obawą. Przecież to... to było miejsce, gdzie żyli Wyprostowani! Nie było mowy, by tam się zbliżył.
- N-nie umiem tak wysoko skakać... - cofnął się. Ugh! Jakiż on był irytujący!
Przyskoczyła do niego, rozeźlona.
- Chodź. Na. Jasny. Księżyc. Rusz. Do cholery. To. Dupsko! - warknęła, chwytając go za kark, po czym próbując wskoczyć na parapet, co zakończyło się upadkiem. A no, racja, on już nie był cherlawym kociakiem. Upadła wraz z kocurem ciężko na ziemię, aż ją w kościach zabolało, przez co jęknęła z bólu. Po chwili mimo niego wstała, po czym rozejrzała się po otoczeniu. Dostrzegła duży głaz. Po szybkiej rozmowie ze skałą, przysunęła ją blisko parapetu, na tyle, na ile miała siły, bo kamień był dosyć ciężki. - No. Teraz to nawet tobie powinno się udać. Łapami się zaczep, nie wiem, coś wymyślisz, masz olej w głowie. - wskoczyła znów na parapet, czekając ponownie na burego. Ten wszedł na kamień, a potem łapami zaparł się o parapet, wchodząc na niego z trudem. Tygrysio pręgowany zjeżył sierść, patrząc przez szklaną tafle na gniazdo wyprostowanych. No nareszcie tu wlazł! Jak on się uwielbiał guzdrać…
- Spójrz - warknęła, wskazując łapą na stół. Leżał na nim duży, wyszlifowany kamień o jasno różowym kolorze - o to mi chodziło - warknęła - a teraz tam wleź, i to stamtąd zabierz i mi przynieś. Ułatwiam ci robotę, nie zmarnuj mej łaski - rzekła z powagą.
Czemu nie wlezie tam sama? A no cóż…był mały haczyk, którego nie chciała kocurowi zdradzić…w końcu, po co miała się narażać, skoro mogła wykorzystać tego parszywca? Niech się postara…jeśli chce przeżyć.
- N-n-nie! Sama możesz tam wejść i zabrać skoro dla ciebie to takie proste. Ty wyżerałaś pieszczochą karmę. Znasz teren. A tam nie ma nawet wejścia! - Zeskoczył na ziemię.
- DO JASNEJ CIASNEJ CHCESZ ŻYĆ CZY NIE?! - wrzasnęła - drzwi są tam! I to TY masz to zrobić bo tylko dlatego jeszcze cię z futra nie oberwałam, no, ruszaj! - wrzasnęła - czy mam cię zmotywować, odgryzając ucho? Prawe czy lewe? - spytała. Naprawdę, ten szczur doprowadzał ją do szewskiej pasji… bury chyba był mistrzem w wnerwianiu jej. Samotnik skulił się, kierując zbolałe kroki do wejścia. Patrzył na nie, nie mając pojęcia co zrobić. Strach sprawił, że zaczął się trząść jak galareta. Zatrzymał się. Nosz…cóż znowu?!
- Z-zamknięte. Tu nie ma wejścia - pisnął.
- A właśnie, że jest, debilu - dodała, podchodząc bliżej, już na granicy wyczerpania cierpliwości. Następnie pchnęła drzwi, które ze skrzypnięciem się otworzyły - jak idą do domu obok to zawsze zapominają zamknąć - dodała, pchając go do wejścia. - no już! Ruch, ruchy, ruchy! - syknęła zirytowana na pręgowanego.
Kiedy tylko ten wszedł, ta skierowała się w stronę płotu. Wskoczyła na niego, obserwując wejście. Wiedziała, co się zaraz pewnie stanie, wolała więc nie być zbyt…dostępna z ziemi.
Już po chwili usłyszała wrzask, którego się spodziewała, a który był miodem dla jej uszu. Wypłosz wybiegł z domostwa, a za nim szczekał pies, goniący go. Bury kocur jednak, na szczęście dla Bylicy (choć w sumie, gdyby pies go rozszarpał, to mogła by też zabrać kamień, bo raczej pupil dwunogów nie zabrał by go ze sobą, a zajął się truchłem tego pchlarza) dobiegł na tych swoich trzech łapach do dziury w płodzie, trzymając kamień w gębie. Dobrze! Niech się jej bez niego nawet nie pokazuje! Już po wydostaniu się z morderczego ogrodu, jednooki wywrócił się na ulicy, wpadając w jakiś krzak. No! Misja udana! Zeskoczyła z płotu, z którego obserwowała całą akcję, uprzednio jeszcze sycząc na psa, który aż się wystraszył, bo jej wcześniej nie zauważył. Weszła do krzewu, w którym skrył się Wypłosz, a jej oczom ukazał się lśniący kamień. Wzięła szlachetną skałę w objęcia, mrucząc.
- No...dobra robota...nareszcie się na coś przydałeś - miauknęła. Miała nadzieję, że pies go chociaż uszczknie, ale trudno. Miała kamień, tylko to się liczyło. - spotkamy się przy tym krzewie za księżyc. Wtedy dam ci drugie zadanie, które wykonasz - miauknęła, chwytając kamień w pysk i odchodząc.
Miała swoje trofeum, symbol tryumfu i dominacji nad tym pchlarzem. Niech głupiec zna swoje miejsce! Już myślała, gdzie umieści ten piękny kamień, kierując się w stronę granicy miasta…
<Wypłosz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz