Chciał się zemścić na mentorce za to co ostatnio zrobiła. Topienie go było bezczelnym aktem desperacji. Trzeba było ją raz na zawsze złamać. W tym celu rozmówił się z Orzechowym Sercem, chcąc by mu pomógł. Kocur na początku nie był chętny, wręcz kazał mu spadać, bo nie będzie brał udziału w takiej głupocie, ale nie dał mu spokoju, zapewniając go, że to tylko taki żart. Jednooki mając dość jego usilnych prób i błagań, w końcu uległ i poszedł z nim do legowiska wojowników, w którym przesiadywała Zanikające Echo.
Kiedy tylko przekroczył próg, uśmiechnął się do niej promiennie, wskazując ją wojownikowi.
- To ona. Widzisz? Nieco starawa, ale się nada. - rzucił do kremowego. - Witaj Echo. Moja cudowna, mentorko. Wiem, że nie chcesz mnie pewnie widzieć, ale spójrz kogo przyprowadziłem!
Kotka pustym wzrokiem spojrzała na ich dwójkę. Wyglądała naprawdę żałośnie, ale wierzył, że może Orzech rzeczywiście zechcę zmienić zdanie i naprawdę zostaną parą.
- Serio? Idziemy na trening, a nie. Idź sobie - rzuciła do kremowego, gapiąc się na niego z obrzydzeniem.
- Twój uczeń powiedział, że chcesz dać klanowi kocięta. - rzucił lekko Orzechowe Serce - Nie zachęcasz mnie... do jakiegoś związku, ale spełnię twoją chęć, byle nie wiedziały, że to ja jestem ich ojcem
Kisnął wewnętrznie widząc wzrok mentorki, do której powoli docierało co ten powiedział. Ha! To było takie cudowne!
Warknęła na niego, wysuwając pazury.
- Nie chcę żadnych kociąt! To on pierdoli jakieś głupoty, bo się dowiedział, że nie lecę na kocury! Jesteś obrzydliwy! Zejdź mi z oczu!
- No nie bądź już taka wstydliwa - mruknął, popychając ją w ramiona jej nowego partnera. Miał nadzieję, że uda mu się przestawić jej myślenie i naprawdę pójdzie z kremowym w krzaczki. Byłby wniebowzięty. Dostałaby brzuch i wszystko by się ułożyło. Dobrze, że przycisnął Bażancie Futro i ten w końcu mu wyśpiewał jak robi się te kocięta, bo nadal byłby w tym zielony, a tak? Ta wiedza pomogła mu zeswatać tą dwójkę.
Wrzasnęła, szybko odskakując od kocura.
- Fuj! Nie zbliżaj się do mnie! Odsuń się!
Próbował powstrzymać śmiech. Reagowała niczym Paskudna Łapa. Nic dziwnego, w końcu była kotką, a one były do siebie pod tym względem bardzo podobne.
- Ojej, ale delikatna. To dam wam nieco swobody - powiedział, zostawiając ich samych.
- Nie! - krzyknęła za uczniem.- Wracaj tu wstrętny bachorze! Nie chcę tu z nim być!- jej głos powoli się załamywał.
Odszedł od tej dwójki, ciskając bekę. Usiadł nieopodal, obserwując wejście do legowiska. Po chwili, zauważył jak ucieka z niego wystraszona kocica. Skrzywił się. A miała taką niepowtarzalną szansę zostać mamą! Nieładnie, nieładnie... No nic... Może wyjdzie następnym razem?
***
Wylegiwał się, oczekując na zjawienie się mentorki. Nie widział jej od czasu tej jej ucieczki od swojego partnera. Może przemyślała sprawę i jednak była już w ciąży? To byłoby dla niej najwłaściwsze. I idealne wytłumaczenie czemu tak długo jej nie było.
Wylizywał łapy akurat w momencie, gdy dostrzegł jak zmierza w jego stronę. Czyli nie zaginęła. A szkoda... Wielka szkoda.
- I jak? Mam już gratulować przyszłej mamie? - zadrwił.
Zadrżała, wykrzywiając pysk w grymasie. Musiał przyznać, że to był piękny widok.
- Nie! Nie zbliżyłabym się do tego oblecha! A ty... Nienawidzę cię! Co ci do głowy strzeliło?!
- No to co chciałaś mi z niej wybić. Dość nieskutecznie. - Uśmiechnął się. - Szkoda, że nie wyszło. Może następnym razem ci się uda.
- Nie będzie następnego razu! Zamknij się! - syczała.
- Jak sobie życzysz - zachichotał zadowolony z siebie, że udało mu się przynajmniej sprawić jej ból i upokorzenie. To nie było to co chciał osiągnąć, ale i tym nie pogardzi.
<Kochana mentorko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz