Ostatnio każdy poranek Sroczej Łapy wyglądał podobnie do poprzedniego. Wstawała, przydzielano jej zadania, wykonywała je, a potem siedziała gdzieś sama, czasami zaczepiona przez Paskudę czy innego ucznia. Wschód mijał za wschodem, a Sroka czuła narastającą w niej tęsknotę za swoją mentorką. Z każdą mijającą chwilą, miała coraz większe wrażenie, że Dalia z premedytacją się jej wypiera, podrzuca innym wojownikom i unika spotkań z kocicą. Łaciata nie miała pojęcia co mogła zrobić źle, skoro jeszcze do niedawna wszystko między nimi się dobrze układało. Ich treningi może i nie należały do najlepszych, bo dało się wyczuć, że Daliowy Pąk dostosowuje je bardziej pod siebie niż pod swoją terminatorkę, skupiając się na własnych silnych stronach, ale Sroka nie miała nic przeciwko nim. Często się razem śmiały, biegały, spacerowały odkrywając coraz to ciekawsze zakamarki ich nowych terenów. Szylkretka miała w zwyczaju dzielić się z uczennicą usłyszanymi plotkami, czy skarżyć na niektóre koty, które zaszły jej za skórę. Srocza Łapa lubiła jej słuchać i patrzeć jak bardzo ekspresywny potrafi być pyszczek pomarańczowookiej. To uczucie było miłe. Nawet bardzo. Czuła się wyjątkowa i była z tego powodu naprawdę szczęśliwa. Ale teraz to wszystko zniknęło, pozostawiając Sroczą Łapę samą sobie.
Czyjaś łapa szturchnęła uczennicę w czoło, wybudzając ją z głębokiego snu. Łaciata powoli podniosła powieki, chcąc się dowiedzieć, kto ją zbudził.
– Dzień dobry – do uszu Sroki dotarł dobrze jej znany, utęskniony głos.
Z szoku jaki nią zawładnął aż podskoczyła na swoim mchowym posłaniu, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w szylkretowy pyszczek Daliowego Pąku.
– No i co taka zdziwiona? – parsknęła pomarańczowooka, przekrzywiając przyjaźnie łebek w stronę Sroczej – Chodź, słońce już wstało.
Sroka czuła, jak radość przepełnia ją od nakrapianych poduszczek łap, aż po koniuszki czarnych uszu. Wiedziała, że jej mentorka by jej od tak nie zostawiła. Musiała być po prostu bardzo zajęta, a teraz w końcu znalazła dla niej czas!
Kotki szły w ciszy całą drogę, co jednak nie martwiło Sroki w żaden sposób. Sama nie należała do gadatliwych kotów, dlatego też milczenie nie było dla niej żadnym problemem. Zatrzymały się dopiero przy dwóch znajomych drzewach, na których jeszcze kilka księżyców temu pierwszy raz ćwiczyła wspinaczkę. Od tamtej pory odwiedzały to miejsce jeszcze parę razy, uznając je za jedne z lepszych na ćwiczenia. Przyjemny dreszcz wywołany wspomnieniami przebiegł kotce po grzbiecie. Sterty kolorowych liści powiększyły się jeszcze bardziej, odkąd ostatnio tutaj przyszły. Drzewa wyglądały teraz trochę smętnie, pozbawione większości swych jeszcze do niedawna gęstych koron.
– Co dzisiaj będziemy ćwiczyć? – zapytała Sroka, wciągając chłodne powietrze.
– Nic. Chciałabym o czymś z tobą porozmawiać – miauknęła w odpowiedzi Daliowy Pąk, a na jej pysk wstąpił tajemniczy uśmiech. Ogonem nakazała swojej uczennicy spocząć, kiedy sama ułożyła się wygodnie na jednej z miękkich kupek liści.
Białe wąsiki zielonookiej zadrgały z zaintrygowaniem, kiedy usadowiła się wygodnie naprzeciwko mentorki.
Daliowy Pąk odetchnęła głęboko zanim zaczęła mówić.
– Jesteś moją ulubioną uczennicą, Srocza Łapo – zaczęła kotka, przez co Sroka z zawstydzeniem uciekła wzrokiem w bok – dlatego też chciałabym, żebyś wiedziała co się niedługo stanie. – dodała Dalia, ujmując łapkę Sroki w swoje białe łapy.
Łaciata skinęła swojej mentorce ze zrozumieniem głową, dając znać, że może kontynuować. Czuła, jak z każdą chwilą spędzoną w niewiedzy narasta w niej napięcie.
– Ja… Ja i Rudzikowy Śpiew spodziewamy się kociąt! – zaszczebiotała z nieukrywaną radością wojowniczka, a jej oczy zamigotały – Moje dzieci będą pierwszymi, które urodzą się na nowych terenach! Jestem taka szczęśliwa, Sroczko. Będą rosły duże i silne, zupełnie jak mamusia! – roześmiała się ciepło, jednak zauważając brak reakcji ze strony zielonookiej, powtórzyła imię uczennicy – Sroczko?
Ale “Sroczka” nie słuchała. Nic co padło z pyska szylkretki po informacji, że spodziewa się kociąt, nie dotarło do uszu terminatorki. Czuła jak jej serce miota się w klatce piersiowej, a oddech przyspiesza. Zachwiała się, wyrywając łapę z łap zaskoczonej Daliowej.
– C-czemu…? – wydukała, cofając się o krok w tył.
– Co znaczy “czemu”? – prychnęła Daliowy Pąk, prostując się. – Myślałam, że będziesz się cieszyć, że w końcu będę miała prawdziwą, upragnioną rodzinę, a ty co? – kotka zmarszczyła nos, podchodząc bliżej Sroki. Jej mimika diametralnie się zmieniła w ciągu kilku uderzeń serca.
Nie rozumiała. Przecież Dalia nigdy nie była blisko z ich obecnym liderem, więc czemu teraz nagle mają mieć wspólnie kocięta? Kotka miała problem z poukładaniem sobie myśli w głowie, wszystko się jej mieszało i splatało ze sobą, przypominając tym samym dziki, leśny gąszcz. Nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Przypomniała sobie z bólem to, co mówiły Cedrowa i Pszczela Łapa i kiedy ona uznała to za zwykłe pogłoski, zbywając siostry syknięciem. Cofnęła się znowu do tyłu, z trudem próbując zapanować nad swoimi emocjami.
– J-ja… Ja muszę iść – te słowa były jedynym sensownym zdaniem, które udało się Sroce poskładać w głowie.
Obróciła się na pięcie i powoli zaczęła iść przed siebie. Usłyszała za sobą przepełnione goryczą syknięcie Daliowego Pąka, której aż zabrakło słów w pysku i teraz tylko kręciła z niedowierzaniem głową, wpatrując się w oddalającą od niej sylwetkę uczennicy. Kiedy chciała otworzyć pysk, by coś powiedzieć, Srocza Łapa rzuciła się w dziki pęd przed siebie. Liście umykały jej spod łap, ślizgając się mimo względnie suchego podłoża. Z trudem łapała każdy oddech, kiedy zostawiała swoją mentorkę daleko w tyle. Jedyne o czym była w stanie myśleć, to o ucieczce z tego miejsca.
Kotka nie zatrzymywała się ani na moment, aż nie wypadła z lasu na otwartą przestrzeń. Zwolniła tempa i chwiejnym krokiem skierowała się w stronę rozległego jeziora, z którym łączyła się ich rzeka. Gdy była już blisko brzegu, osunęła się z własnych łap na ziemię. Parę owadów schowanych dotąd w trawie, w popłochu wzbiło się w powietrze. Kotka przez dłuższą chwilę bezskutecznie próbowała uspokoić swój oddech. Czuła, jak wewnątrz własnego gardła formuje się jej gulka nie do przełknięcia. Leżała na boku tępo wpatrując się w poruszane przez wiatr źdźbła trawy. Nie umiała pojąć swoich reakcji. Ona sama wiedziała, że jej zachowanie było irracjonalne, a i tak postąpiła w ten sposób. Z oczu Sroki zaczęły skapywać łzy. Kiedy próbowała skupić się na wiadomościach dostarczonych przez Dalię, w jej głowie powstawał jeszcze większy mętlik. Wilgotna gleba pod kotką zaczęła się obsuwać. Srocza Łapa zjechała na sam błotnisty brzeg. Dopiero po kilku uderzeniach serca udało jej się ociężale stanąć na ugiętych łapach, które wydawały się teraz bardziej przypominać ptasi puch. Zimna ciecz obmyła jej umorusane mułem kończyny. Pochyliła się nad swoim odbiciem w mętnej wodzie. To co w niej ujrzała, wzbudziło w kotce niesmak. Była brudna. Zapłakana. I taka… Słaba. Jej obraz wcale nie odbiegał od codziennego wyglądu Paskudnej Łapy. Z obrzydzeniem uderzyła łapą w taflę wody, nie mogąc dłużej patrzeć na siebie w tak żałosnym stanie.
***
Ciążę Daliowego Pąka dostrzegłby teraz nawet ślepy kot. Brzuch miała duży i okrągły, a i jadła za dwóch. Każdy w klanie wiedział czyje były to dzieci, bo kocica ochoczo się do tego przyznawała. Srocza Łapa za każdym razem gdy widziała Rudzikowy Śpiew przeklinała go w myślach. Dla niej był już tylko rudą szują, niezasługującą ani na pozycję lidera, ani tym bardziej na serce Dalii. Wszyscy widzieli, jak niedyskretnie mizia się ze Zdradziecką Rybką, co Srokę przyprawiało o wymioty.
Natomiast z samą Dalią… Srocza Łapa nie rozmawiała już wcale. Jej mentorka spędzała cały swój czas w żłobku, pod czujnym okiem medyka, z niecierpliwością wyczekując nieubłaganie zbliżających się narodzin kociąt. Czarno-biała ciężko trenowała i w dalszym ciągu pomagała w budowie obozu. Nie oznaczało to jednak, że pogodziła się ze wcześniejszymi wydarzeniami. Po prostu zobojętniała.
[przyznano 5%]
*pata Sroczkę*
OdpowiedzUsuń