Z dnia na dzień powietrze stawało się coraz mroźniejsze. Jak było za gorąco, tak teraz pogoda robiła na złość w drugą stronę. Z nieba leciały pierwsze płatki śniegu, które jednak topiły się w kontakcie ze ściółką. Błoto górowało na większości terenów - każdy wojownik łatwo wpadał w brązową glajzę i z niesmakiem zlizywał ją z łap, narzekając nadarzającym się współlokatorom. Nic w tym dziwnego, każdy miał dość wiecznego brudzenia futra. Prace szły dość mozolnie, lecz z efektem. Obóz stawał się coraz przyjaźniejszy dla życia i mniej problemów napotykano podczas patroli. Radowało to niezmiernie Szakal. Teraz miała cztery księżyce - tylko dwa więcej i zostanie wreszcie uczniem. Zapewne nie wyślą ją na najgorsze roboty, więc będzie w spokoju ćwiczyć pod okiem jakiegoś wojownika. Nie ukrywała, że bardzo chciała Irgowy Nektar za mentora, jednak szanse na to były marne. Zgadywała, że trafi pod skrzydła kota spoza kultu i tyle w temacie.
Noc w lesie całkowicie samemu, zdanie na własny los - pomyślała. Musiała się do tego przygotować. Pierwszym jej pomysłem była wspinaczka po drzewie - większość niebezpiecznych stworzeń poruszała się wyłącznie po pewnej ziemi. Wyciągnęła pazury jak najmocniej jak się da i wczepiła się w korę drzewa. Jedna łapa szła za drugą. Jej ciało wierzgało na wysokości lisiego ogona. Ledwo zaczęła, jednak nie miała już siły, by wspiąć się wyżej.
– Złe rozwiązanie. - sapnęła i zeskoczyła z kory. – Sam borsuk pewnie by mnie ściągnął z powrotem. Czas poszukać inne rozwiązanie.
Następna myśl związała się z ziołami. Zastępczyni krótko ją uczyła o pomocnych roślinach, które mogłyby uratować życie. Szakal przechadzała się w pobliżu obozu w poszukiwaniu potrzebnych składników. Miała pomysł na to, co powinna wziąć ze sobą, jednakże pamięć szwankowała i nie pomagała w zadaniu.
– Na ugryzienie szczurów stosowało się korzeń, ale jaki korzeń? Na pewno miał swoją nazwę. I jak on wyglądał? Ugh. – parsknęła z irytacją. – A lawenda? Ku czemu służyła? Ah, no tak - trupy. Wolę być mimo wszystko żywa. Pod tym względem również nic nie zdziałam.
Wkurzenie narastało w niej jak gotująca się woda. Wszelkie opcje zdawały się obracać przeciwko niej. Może powinna przespać się z myślami? Brzmiało to jak najodpowiedniejsza metoda na obecną chwilę. Nic logicznego już nie przechodziło przez jej mózg.
Niechętnie zawróciła się do matki i siostry, siedzących przed wejściem do żłobka. Na boku czekało truchło pulchnej myszy, które nie wywoływało ślinki w pysku. Normalny drapieżnik rzuciłby się na taką zdobycz, ale nie Szakal. Każdy skubany kawałek wywoływał w duszy poczucie winy, a najgorsze było to, że mięso jej smakowało. Niestety świadomość praw natury skłaniała ją do dalszego spożytkowania upolowanej zwierzyny. Zjadła do połowy, by nikt się nie przyczepił i ułożyła głowę na mchu, oczekując nadchodzącego snu.
– Szakal, a co to za pozostawiona mysz? Myślisz, że nie widzę co wyprawiasz? – Stokrotkowa Polana warknęła przez ramię, dalej skubiąc drozda. – Irgowy Nektar opowiadała mi o twoim zakochaniu względem owocków i warzywek. Mam czasami wrażenie, że urodziłam zająca, a nie przyszłą członkinię kultu.
Szakal drgnęła. Nie jest jakimś głupim zającem! Nadal mogła być dumną wojowniczką klanu, nawet jeżeli jej dieta będzie nieco inna. Słowa matki wzburzyły ją do granic możliwości - niech wreszcie zrozumie, że mam swoje dziwactwa!
– Następnym razem zjem więcej, po prostu nie jestem głodna – spojrzała spode łba na zajadające kotki.
– Mam nadzieję, że nie kłamiesz, bo zamiast rosnąć tak jak reszta, to zostajesz w tyle. Niedługo na siłę wcisnę ci piszczki do gardła, jeżeli doprowadzisz mnie do ostateczności.
– Tak, tak. Daruj sobie. – burknęła.
Za pomocą ruchu łapek ułożyła swoje posłanie tak, jak tego sobie życzyła. Okręciła się wokół jednego miejsca i położyła swoje cielsko w sposób, by choć trochę słońca ogrzewało skórę. Przeciągły ziew wypłynął z pyska, a niedługo potem Szakal miarowo oddychała, nieświadoma tego, co dzieje się na zewnątrz.
***
Mrok zalewał cały otaczający świat. Nie wiadomo było, co jest ciemniejsze - wysokie drzewa bądź niebo. Kotka na oślep poruszała się pomiędzy gęstymi krzakami, ledwie wymijając wystające korzenie lub chaszcze. Ptaki śmierci skrzeczały gdzieś pomiędzy gałęziami, roznosząc swój dźwięk przypominający śmiech, mrożący krew w żyłach. Z nastroszonym futrem przemierzała kolejne części tajemniczego lasu, który zdawał się nie zmieniać - te same głosy i rośliny okrążały Szakal, chcąc swoimi mackami złapać za kołnierz i porwać gdzieś w niewiadome. Nie miała pozytywnego przeczucia o tej przestrzeni. Z każdym krokiem jej serce przyspieszało bicie, a oddech stawał się szybszy i płytszy. Gdzie ona się znalazła? Kompletnie nie poznawała terenu, nie wywęszyła nawet jednego znajomego zapachu. To musiała być pułapka, nie było innej opcji.
Spomiędzy ciemnych chmur wysunął się księżyc będący w pierwszej kwadrze. Lekko oświetlił drogę, pozwalając zagubionej na zorientowanie się w sytuacji. Szakal poczuła gdzieś w piersi ulgę i drobnymi skokami znalazła się za gęstym podszyciem, które wciąż złowrogo szeleszczało. Do teraz nie zdawała sobie sprawy z tego, jak coś, co daje zwierzynę, może być straszne. Niepewnie biegła przed siebie, chcąc oddalić się od puszczy oraz ściskającego niepokoju. Ogromne drzewa zastępowała wysoka trawa, a pomiędzy nią zjawiły się pierwsze koryta rzeki. Pachniało bryzą, rybami i… krwią? Coś tu nie pasowało. Ponownie wchłonęła nozdrzami wszelkie wonie, lecz stan pozostał taki sam. Ten zapach, który towarzyszył Spasionej Świni księżyce temu, był niemal identyczny. Na myśl po barku kotki przeszedł dreszcz - wolała nie natykać się na podobne okoliczności, przez które znowu będzie miała problemy ze snem.
Jakim sposobem obudziła się w tym miejscu? A może to był tylko koszmar? Szakal nie mogła rozróżnić fikcji od rzeczywistości, wszystko tutaj wydawało się być takie… realne. Zerknęła kątem oka na swoją łapę - była normalna, nic też nie rozmazywało się w zasięgu wzroku. Przeczuwała, że zagadka nie rozwiąże się do czasu, aż nie znajdzie źródła stęchlizny, ukrytego gdzieś w okolicy. Wzięła głęboki oddech i zanurzyła się w gąszcz, licząc na optymistyczne zakończenie.
Zagubienie pośród moczarów nie trwało długo. Po czasie przed nią ukazał się wolny teren z wartko płynącą wodą, którą nic nie zakłócało. Może powinna usiąść tu choć na złapanie oddechu? Długa podróż zdążyła już ją zmęczyć, szczególnie z tak krótkimi kończynami, jakimi się charakteryzowała. Chyba rzeczywiście zacznie jeść to przebrzydłe mięso. Była opcja, że jej rodzina ma rację. Matka żyła dłużej niż ona, więc z pewnością posiadała większe doświadczenie, a co dopiero babcia.
Szakal spojrzała na swoje odbicie w tafli przepływającej wody. Nieraz w obozie powiadano, że przypomina Irgowy Nektar. Tyczyło się to jednak tylko wyglądu. Nie potrafiła być tak ostra i zarazem łagodna w słowach jak jej wybrana idolka. Z tego powodu nieraz błagała Mroczną Puszczę o oświecenie. Czy odpowiedź nadeszła? Nigdy w życiu, najwyraźniej byli zajęci ważniejszymi kwestiami od zagubionego dzieciaka. Mała przyjrzała się swojemu łebkowi - sierść stała w nieładzie tak, jak zawsze. Uśmiechnęła się nieznacznie do samej siebie. Większość dbała o własny wygląd, gdy Szakal miała to głęboko gdzieś i cieszyła się z tego, co ma. Było jej jakoś lekko z tą myślą. Niemartwienie się wszelkimi pierdołami, znajdowanie lepszych, bardziej przydatnych zajęć - tak żyła ona, wolna jak ptak. Właśnie, ptaki. Uniosła łeb do góry, by choćby złapać uszami jakikolwiek dźwięk, nawet najdrobniejszy, lecz jedynie odpowiedziała cisza, nienaturalna i jakby śmiertelnie poważna.
– Wygląda na to, że jestem tu samotna. – powróciła wzrokiem do rzeki. – huh?
TW: krew
Przepływający nurt nie był już tak czysty jak przedtem. Oprócz ciemno-błękitnej barwy naznaczył się na powierzchni kolor posoki, przyciągający uwagę jaskrawością. Złota zdusiła w sobie pisk. Nie mogła popełnić błędu drugi raz, gdy obiecała bliskim poprawę charakteru. Być może obcowała z jakimś dziwnym testem, który sprawdzał jej siłę psychiczną. Szakal sztywno wstała znad brzegu i wodziła wzrokiem za źródłem krwi. Jej oczy przykuł nieruszający się kształt leżącego stworzenia z łagodnie drgającą sierścią. Klatka piersiowa nie podnosiła się, nie widziała również żadnego ruchu ogona bądź uszu. Ostrożnie podeszła do zastygłego ciała, wdychając raz po raz drażniący zapach, już tak jej znajomy w młodym wieku. Ktokolwiek to był, już nie żył. Dla pewności dotknęła łapką barku i przesunęła delikatnie brzuch wraz z przednią częścią ciała - zobaczyła nadgryzienie na puszystej szyi, z której sączyło się w połowie zaschnięte osocze. Z rany wyrwano sporą ilość mięśni - w takim stopniu, że na zewnątrz lśniła nienaruszona kość i chrząstki. W otaczającym mroku kotka starała się zidentyfikować postać za pomocą budowy ciała oraz umaszczenia. Noc jednak nie była łaskawa - wszystko nabrało odcieni szarości, co uniemożliwiło dalszą inwestygację. Znalazła się w kropce, której krawędzie zdawały się niemiłosiernie zawężać.
– Halo, jest tu kto? – głośno zawołała. – Potrzebuję pomocy!
Trzask! Za plecami pękła sucha gałąź, powiadamiając o czyjejś obecności. Z wolna pojawiły się żółte, hipnotyzujące tęczówki i rzędy zębów, lśniące w blasku księżyca, zabarwione czerwoną cieczą. To musiał być zabójca! Kocica szybko cofnęła się, przypadkowo wpadając łapami w mroźną wodę, która obudziła ją dostatecznie. Ledwo zauważała kontury zbliżającego się łowcy, lecz stwierdziła jedno - był głodny dalszego cierpienia kolejnej ofiary, stojącej na jego widoku.
– S-stop! – jej gardło zaschło ze strachu. Kompletnie nie wiedziała, co robić. – Nie zbliżaj się! Popatrz no tylko na mnie, jak takim czymś możesz się najeść? N-na pewno istnieją lepsze przekąski. Ponoć króliki są smaczne, zapoluj na nie!
Rozmowa będąca bardziej monologiem nic nie wskórała. Potwór nieubłaganie zbliżał się - bezszelestnie, z rozszerzoną paszczą, ostrymi pazurami i warczeniem wydobywającym się z głębi gardzieli. Zanim Szakal zdobyła się na pierwszy ruch, będący ucieczką, ostre kły zatopiły się w czarnym karku, przeszywając cały organizm niewyobrażalnym bólem…
***
Obudziła się, ciężko dysząc. Całe futro pokryte było potem. Jeszcze nigdy nie przeraziła się snem w takim stopniu, ale przynajmniej to tylko umysł wykonał nieśmieszny psikus. Żyła, nikt jej nie zabił ani nie zagryzł.
Słońce wschodziło za horyzontem, zapowiadając kolejny, wyjątkowo ciepły dzień. Szakal rozciągnęła się, a następnie wychyliła nos poza maleńki otwór, radując się dobrą pogodą.
– Wychodzi na to, że nawet spanie jest nieodpowiednim wyjściem. - mruknęła cicho. – Poszukiwałam odpowiedzi, a mam za to więcej pytań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz