— To tak nie działa! — oburzyła się, gryząc go ze złości w ucho. — Sam musisz tego chcieć.
Skrzywił się, trzepocząc łbem na boki, a ona na moment utraciła równowagę.
— A jak odpowiem, że tak, to dasz mi spokój? — mruknął.
Nie wytrzymała i zsunęła się gwałtownie z jego grzbietu. Wylądowała miękko na ziemi, a następnie okręciła się wokół niego, zatrzymując się na koniec na przeciw jego pyska i podnosząc wzrok ku górze. Jego ciemne, brązowe niczym kora drzewa ślepia, wpatrywały się w nią bez emocji.
— Tak — zapewniła, ale widząc jego poważną minę, poczuła się przytłoczona. — To znaczy, może... — poprawiła się. — Nie mogę obiecać — przyznała zgodnie z prawdą.
Kocur westchnął i rozejrzał się na boki, jakby odpowiedź sama miała mu spaść z drzewa.
— A jak się nie zgodzę, to dalej będziesz za mną chodzić? — zapytał bez jakichkolwiek oznak wiary w pozytywną odpowiedź.
— A jak myślisz? — zamruczała zalotnie, nie chcąc psuć mu humoru, którego w sumie i tak nie miał. Był drętwy jak patyk. — Nie mogę dać ci spokoju. Jesteś taki samotny, że aż serce mnie boli, jak cię widzę. Potrzebujesz towarzystwa, wiesz? — dodała, patrząc na niego z żalem.
Przez moment wydawał się skamieniały, jednak po paru mrugnięciach zdawał się wrócić do swej normalnej powłoki.
— Nie boli mnie serce z tego powodu — poinformował ją. — Byłem samotnikiem, nazwa sama za siebie tłumaczy, że nie potrzebowałem nikogo bliskiego. Jednakże skoro się uparłaś... — Ominął ją i zaczął iść dalej. — To przecież nie zmuszę cię do zaprzestania.
— Właśnie! — Pisnęła, goniąc go. — BYŁEŚ samotnikiem. Teraz już nie jesteś. Czas się nauczyć żyć w grupie. Otwórz się do większej ilości kotów. Zacznij ode mnie! — miauknęła błagalnie, robiąc coraz to szybsze kroki. — Powiedz mi coś więcej o sobie! — poprosiła.
Zatrzymał się gwałtownie, siadając na piachu. Przez chwilę patrzył na własne łapy, nim w końcu nie uchylił pysku, gotów cokolwiek jej powiedzieć. Serce biło jej z ekscytacji. Może w końcu pozna jego wszystkie sekrety?
— Rozmawiam z wieloma kotami o sobie, ale nie dostaje zwykle nic w zamian — rzekł ponuro. — Co dokładnie chcesz wiedzieć?
— Wszystko — westchnęła rozmarzona, bo to przecież było oczywiste, że nie będzie się ograniczać. — Mówiłeś, że jesteś jedynakiem, więc nie możesz mi powiedzieć nic o swoim rodzeństwie — przyznała z żalem, bo gdyby miał tyle, co ona, to na pewno nie chodziłby taki smutny. — Ale... Może o rodzicach? — zapytała z zainteresowaniem. — Albo jakiś innych bliskich!
— Nie mam żadnych bliskich. Wychowała mnie matka, ale gdy nieco podrosłem, oddała mnie współbraciom i wyrzuciła mnie na zawsze z głowy. O ojcu nie chcę mówić... Nie znam go dobrze, raz go widziałem na oczy — rzucił od niechcenia, zdecydowanie bardziej przygaszony, niż był wcześniej.
— O — wykrztusiła, patrząc na niego ze współczuciem. Nie spodziewała się takiego smutnego wyznania. — Jakiś ty biedny. — Przylgnęła wprost do jego boku, tuląc się. — Ja swojego ojca nie znam, to możemy stworzyć grupę "Bez ojców" — zaoferowała dumna, że w ogóle wpadła na taki plan.
Jego skrzywiony pysk na nowo wzbudził w niej niechęć.
— Nie jestem biedny. Takie jest życie. Trzeba polegać tylko ma sobie, jeśli chcę się przeżyć. — Słysząc o tej jej grupie, pokręcił łbem. — A po co rozbijać klan na grupy? Robi się przez to chaos.
Zawiesiła się, nie wiedząc, co mu powiedzieć. Dlaczego on wszystko tak dziwnie interpretował?
— Nie rozbijamy klanu. Po prostu tworzymy taką grupę wsparcia, dla siebie nawzajem — oświadczyła, wydając z siebie cichy pomruk. Był taki duży i ciepły. — Aczkolwiek mi nie jest przykro, że nie mam taty. Mama jest super i sama sobie dobrze radziła, plus mam dużo rodzeństwa! I mam jeszcze wielu innych przyjaciół, w tym i ciebie! Serio, jak się nie ma rodziny, to można ją sobie zastąpić innymi kotami, a nawet stworzyć własną! — Podekscytowała się. — Chciałbyś mieć kiedyś dzieci? Bo ja tak.
Nie rozumiała, dlaczego tak nagle położył po sobie uszy. Zadała bardzo normalne pytanie.
— Może dla ciebie to łatwe, lecz nie dla mnie. Inaczej mnie wychowano. Nie mogłem mieć bliskich, którzy daliby mi to coś co zwiesz rodziną. Miłość czy przyjaźń była tępiona, by nie doszło do zdrady — mruknął, spoglądając na falujące morze. — Dzieci to problem. Na ten moment nie śpieszy mi się do ich posiadania.
Patrzyła na niego w osłupieniu. Gderał o czymś poważnym, ale ona nie była w stanie tego w pełni pojąć. Dla niej świat był zawsze kolorowy.
Postanowiła więcej nie mówić, tylko mocniej wtuliła się w jego bok, okazując mu swoje wsparcie w ten sposób. Cieszył ją fakt, że ani jej nie odpychał, ani nie marudził, że lepi się do nieznajomych. On po prostu był tam, gdzie go aktualnie najbardziej potrzebowała.
Przy niej.
***
Uniosła dumnie łeb. Z wysoko zadartym podbródkiem wpatrywała się z fascynacją w lidera, który ze swoim oziębłym obliczem nie sprawiał wrażenia szczęśliwego. Za to ona zdecydowanie nadrabiała swoim optymizmem za cały klan, który w ciszy obserwował ją z boku.
— Ja, Lamparcia Gwiazda, przywódca Klanu Klifu, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenowała pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejnego wojownika — zaczął standardową formułkę, a serce szylkretki biło coraz mocniej. — Aksamitna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
Nie podobał jej się ten ostatni punkt, ale nie zamierzała się kłócić, bo przecież wszyscy inni ładnie się zawsze godzili. Nie rozumiała jedynie, dlaczego z góry pesymistycznie zakładano, że ktoś z nich umrze kiedyś w wyniku jakiejś bijatyki.
— Przysięgam — odparła z lekką niechęcią.
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Aksamitna Łapo, od tej pory będziesz znana jako Aksamitna Chmurka — oświadczył, wahając się na moment. Niebieska uśmiechnęła się szeroko. Od niedawna kotka nawiedzała lidera w każdej chwili, w której był wolny, a następnie pytała go, czy jej imię może być urocze i czy ma szansę zostać jakimś przesłodkim Futerkiem. Z początku totalnie ją zignorował, ale ostatecznie wydawał się nią na tyle zmęczony, że uległ jej prośbom. — Klan Gwiazdy ceni twój optymizm i zawziętość, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Klfiu.
Gdy słyszała swoje imię wypowiadane naraz przez tak wiele kotów, czuła się wspaniale, ale i zarazem dziwnie. Jakby wszystkich ich coś opętało.
Najtrudniejsze dla niej było to milczenie i warta przy obozie. Nie potrafiła zbyt długo trzymać języka za zębami, a miała obawy, że jakby wzięła chociażby za głośny oddech, to przodkowie by ją przeklnęli. Dlatego też przez cały czas, zamiast skupić się na otoczeniu i pilnować, czy nie zbliża się do nich żadne zagrożenie, prowadziła w swojej głowie poważną dyskusję odnośnie tego, czy Niedźwiedzia Siła byłby w stanie podskoczyć tak wysoko jak ona. Był przecież ciężki, więc nie powinien mieć takich możliwości jak ona.
***
Ziewnęła, niewyspana przez to całe czuwanie. Oczy lepiły jej się do snu, do którego powoli zmierzała, ale jej uwagę przykuła ta potężna sylwetka z drugiej strony obozu. Zdaniem Aksamitki bury był jak lis pośród zająców - rzucał się w oczy.
— Niedźwiedzia Siłooo — zamruczała przeciągle, zmieniając swoją planowaną trasę. — Słyszałeś? Też mam już taki niesamowite imię jak ty! — podekscytowała się. — To teraz, skoro się lubimy, musimy zorganizować konkurs skakania. Kto znajdzie się wyżej, ten wygrywa!
<Niedźwiedziu?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz