Wyszła z tymczasowego legowiska w ich nowym obozie, który się dopiero co tworzył. Była zasapana, bo musiała zaraz udać się na poranny patrol. Zwróciło to uwagę Dziczej Siły, która zaczęła wypytywać co jej się śniło. Chwilę nie rozumiała pytania, ale wojowniczka potrafiła zaskoczyć zawsze kota w niespodziewanym momencie.
— Mi? — ziewnęła. — A taka jedna Bylica... — miauknęła zgodnie z prawdą.
Srebrna nawiedziła jej sen, czym się na ten moment nie przejmowała. Walczyła z sennością, która zaklejała ponownie jej oczy.
Kątem oka dojrzała przechodzącego lidera, który postawił uszy i cofnął się do tyłu, gdy to usłyszał, spoglądając w jej stronę.
— Powtórz co mówiłaś — miauknął.
Zamrugała bardziej trzeźwo, widząc i słysząc Mroczną Gwiazdę. A co on tu robił? Podsłuchiwał klanowe plotki? Zmarszczyła czoło, próbując sobie przypomnieć, o co pytała Dzik, bo trochę nie kontaktowała.
— Że śniła mi się Bylica? — powtórzyła, nie rozumiejąc do czego kocur bije. A wtedy ją olśniło. Przecież to jego skryta kochanka! Zacisnęła mocno pysk, by nie zachichotać. Najwidoczniej usłyszał to imię i mu się przypomniało, że zostawił ją na tamtych terenach stęsknioną. Ale co się dziwić, skoro już romansował ze swoją zastępczynią.
— Znasz ją? — spytał neutralnie, wbijając wzrok w jej oczy.
— Skąd wiesz, że mówiąc to, miałam na myśli kogoś? To także roślina. — zauważyła.
— Zaakcentowałaś jej imię. Poza tym nie wydaje mi się, by roślina była aż tak interesująca, by o niej śnić. Jest to możliwe, aczkolwiek... Przyznam, że sam nigdy nie miałem snu o roślinkach — prychnął. — Więc nie rób ze mnie głupca.
Ona? Robiła z niego głupca? Nawet nie śmiała o czymś takim myśleć! Dziwiło ją natomiast to, jak szybko przyznał się, że znał taką kotkę.
— No dobrze. — poddała się, nie chcąc go denerwować. — Znam ją. Spotkaliśmy się na granicy, podczas mojego treningu. Mówiła mi... ciekawe rzeczy... Ale raczej nie chcesz tego słyszeć przy świadkach — Wskazała dyskretnie na Dzik, która się im przysłuchiwała.
Mroczna Gwiazda machnął ogonem i wyprowadził ich poza skupisko kotów. Rzucił jej z deczka zirytowane spojrzenie.
— Mów. O. Co. Chodzi.
Słysząc jego zdenerwowanie w głosie, musiała bardzo uważać. Zdawała sobie sprawę do czego był zdolny.
— Nie miej mi tego tylko za złe. To jej słowa, nie moje — powiadomiła go tylko, nie chcąc go rozzłościć. — Nikomu też o tym nie mówiłam — zapewniła. — Wywiązała się pomiędzy nami rozmowa, w której zdradziła mi, że... mieliście romans.
Zmarszczył pysk, wysuwając pazury.
— Pierdolona starucha. Mogłem się po niej spodziewać, że zrobi jakiś przekręt. Wyglądała na taką — splunął. — Nie mieliśmy żadnego romansu. Rozmawialiśmy i zawarliśmy ze sobą umowę, to tyle. Jest ciekawą osobą, ale nigdy w życiu nie tknąłbym jej w sferze seksualnej, w celu innym niż szantaż. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż romans z jakąś stuksiężycową babcią...
Zacisnęła pyszczek mocniej, by nie wybuchnąć śmiechem na jego ostatnie słowa. Wcale tego sobie nie wyobrażała, gdy jako młoda uczennica dowiedziała się, że samotniczka randkowała z czarnym vanem.
— O-oczywiście, Mroczna Gwiazdo. — Nie udało jej się ukryć rozbawienia, przez co przeklęła w duchu. — Czyli to bzdura, że filtrowaliście sobie czasem przy Słodkim Kwiatuszku... Zdawała się bardzo poważna, gdy to mówiła, bo też na początku nie wierzyłam w te jej słowa.
Zmarszczył pysk i zbliżył się do niej. Jej rozbawienie nie umknęło jego uwadze, wręcz przeciwnie.
— To cię śmieszny? — rzucił cicho. — Przyrzekam, że jeśli usłyszę, że mówisz o tym gównie na boku, a tym bardziej, że się z tego śmiejesz, to utnę ci łeb, powywieszam flaki na drzewach i powyrywam kończyny. Taka właśnie jesteś. Bezwstydna i niepokorna, by tak traktować własnego przywódcę. Drwisz sobie ze mnie, czyli drwisz też z kultu. Powinnaś się wstydzić. Irgowy Nektar by tego nie pochwaliła. Kilka księżyców i będziesz tak samo żałosna i nieużyteczna jak Kunia Norka, ale tym razem nie popełnię tego błędu i nie będę zwlekał z pozbyciem się ciebie, jeśli będziesz się tak zachowywać — z każdym słowem ton jego głosu robił się coraz bardziej warkotliwy. — Oczywiste, że zdawała się poważna. Bo jest przebiegłą suką, a ty byłaś na tyle powierzchowna i łatwowierna, żeby wziąć jej słowa do siebie. Takich jak Bylica zabiłem z kultem dziesiątki, jak nie setki. Ją spotkałby taki sam los, ale poszanowałem jej spryt, którego nie ma większość napotykanych przeze mnie kotów.
Położyła po sobie uszy, słysząc wypowiadane przez niego słowa. Skuliła się, czując się tak, jakby kocur wyrywał już jej te flaki i wnętrzności z ciała.
— R-ro-ozumiem... W-wybacz mi, nie to-o mia-ałam na myśli... Po pro-ostu nie dawało mi to spo-okoju, ale niko-omu nie mówiłam o tym, sło-owo. — W zasadzie to powiedziała o tym Różanej Łapie, ale to chyba nie był dobry moment, by go o tym uświadamiać. Możliwe też, że kotka o tym zapomniała, więc błąd został wymazany.
Parsknął cichym śmiechem. Wysunął pazury, spoglądając na nią z wyższością.
— Teraz ,,wybacz", a wcześniej śmiech? — miauknął, przyglądając się jej sztywno. — Czasami się zastanawiam, czy to zemsta gwiazdek, że każde moje potomstwo, to albo zasrany tchórz, albo dezerter. A ty jesteś oboma z nich. Gratulacje, przewyższyłaś nawet mojego syna poziomem zawodu, jaki przyniosłaś. Sądziłem, że jesteś mądrzejsza. Dam ci małą wskazówkę — ściszył głos, zbliżając się bardziej. — Silniejszych od siebie trzeba traktować z szacunkiem, zwłaszcza, jeśli pod wilczą skórą chowasz bezbronną owieczkę. Strachem utwierdzasz tylko w przekonaniu o swojej bezużyteczności, a wiesz, jak kończą tchórze. — Dotknął pazurem jej klatki piersiowej. — Radziłbym ci mieć to na uwadze, bo nie lubię dawać drugich szans. Może po solidnej karze zrozumiesz, że prowokowanie mnie do wyrządzenia tobie krzywdy, nie było tego warte, hm? Masz szansę się zrekompensować, tylko tego nie zmarnuj, bo wtedy nie dostaniesz ode mnie żadnej łaski.
To było... straszne. Starała się nie cofnąć, kiedy się zbliżył i kiedy położył na niej swój pazur. Uniosła wyżej łeb, przełykając ślinę, bo gardło jej ściskało się niemiłosiernie mocno. Nie dziwiła się już, dlaczego ukarał tak Chłoda, jak ten się z niego naśmiewał. To był jego słaby punkt, który wywoływał prawdziwą furię.
— Ja... Nie jestem ani zdrajcą ani dezerterem. — miauknęła pewniej, czując jak serce łomocze jej w piersi. — Jestem posłuszna twej woli i w żaden sposób nie chciałam byś poczuł się urażony. Zniosę karę z godnością... — dodała jeszcze, chociaż panicznie bała się tego, co mógł wymyślić.
*Uwaga! Brutalne sceny*
Uśmiechnął się chłodno. Jego pazur, nie odrywając się od jej klatki piersiowej, posunął się w górę, kończąc na jej podbródku, który uniósł lekko do góry, kierując jej wzrok na jego błękitne oczy. Z każdym posunięciem pazury coraz mocniej wbijały się w skórę kotki.
— Jednak coś pozostało z mojej córci... — wyszeptał. To była jedna z tych chwil, gdy sadyzm wylewał się z niego jak z wodospadu. — Będzie bolało. Ale nie płacz. Nie jak mój syn.
Łapa trzymająca brodę uczennicy odsunęła się gwałtownie i uderzyła ją z całej siły, powodując, że zatoczyła się do tyłu. Podszedł do niej i depcząc jej łapę, przybił ją do drzewa. Ponownie wysunął pazury i przejechał nimi po jej oku, po zamkniętej powiece, ciągnąc w dół, jakby chciał pazurem przekroić ją na dwie równe części. Mordercza dokładność i precyzja w jego działaniu dodatkowo budowały napięcie, razem z ciszą przerywaną przez głosy ptaków.
Powstrzymała się od krzyku, który uwiązł jej w gardle. Ból rozlał się po jej ciele. Bolało. Okropnie. To nie było szybkie ukłucie, a trwało i trwało. Czuła zapach krwi i to jak spływa jej po poliku. Przez chwilę bała się, że chciał wydłubać jej oko. Jej ciało napięło się, a z gardła wyrwał jęk, który powstrzymała, gryząc się w język. Nie mogła jednak nic zrobić, ponieważ wiedziała, że bunt mógłby skończyć się dla niej gorzej. Patrzyła na niego jednym okiem i widziała ten jego... dziwny stan. To jak czerpał z tego chorą satysfakcję. Zadrżała, ale na szczęście nie uroniła żadnej łzy. Powieki miała suche, tak samo jak gardło.
Szarpnął nią nagle o drzewo, przyciskając łapami klatkę piersiową i odcinając dopływ powietrza. Dusiła się, lecz nie walczyła z nim. Nie mogła. Dla swojego dobra. To uczucie zaraz się wzmocniło tak, jak gdyby próbował zrobić z niej papkę rozlanej krwi i mięsa. Puścił dopiero, gdy jej kończyny zaczynały się rozluźniać, wyraźnie sugerując, że traciła przytomność. W odpowiednim momencie oderwał się od niej, nie dając jej nawet czasu na zaczerpnięcie powietrza. Złapał ją za kark i cisnął jak mech o drzewo. Przygniótł ją do ziemi, okładając wściekłe łapami. To było okropne. Ten ból... Czuła jakby umierała. Chciała wyć, lecz zaciskała z trudem pysk, by nie dać mu tej satysfakcji, by nie upokorzyć się bardziej.
Dopiero, gdy i jego łapy zaczęły sztywnieć, przestał ją bić.
— Mam nadzieję, że nikomu nie wypaplałaś — syknął na sam koniec.
Czuła się jak śmieć. Tak bardzo chciała go zadowolić, zgodziła się na bycie matką, a on potraktował ją niczym balast. Leżała tam z zaciśniętymi oczami, czując jak po pysku spływa jej dalej metaliczna krew. Czuła ją również na języku, który musiała przegryźć, by powstrzymać się od błagań o litość. Kaszlnęła, z trudem łapiąc oddech. Słysząc jego syk, ciarki przeszły po jej ciele. Powiedziała o tym Róży... Powiedziała, ale bała się do tego przyznać. Nie odpowiedziała, łapiąc z trudem oddech. Czy połamał jej żebra? Trudno było stwierdzić. Płuca paliły ją jednak niemiłosiernie, a każdy skrawek ciała wołał o pomstę do nieba.
— Mowę ci odebrało? — warknął. — Masz kilka uderzeń serca, by zniknąć mi z oczu, zanim zerżnę cię do całości.
Wstała z trudem na drżące łapy, czując jak strach dodaje jej sił. Kulejąc odeszła od niego, odczuwając przeraźliwy ból za każdym razem, jak stawiała kroki. Nie chciała pokazać się w tak żałosnym stanie w klanie. Musiała jednak udać się do medyka. Nie wiadomo czy kocur nie zamierzał jej śledzić, by spełnić swoje groźby, gdyby popełniła jakiś mały, nieszczególny błąd.
Odwróciła się do tyłu. Nie szedł za nią. To sprawiło, że od razu upadła, wybuchając szlochem. Wypluła krew z pyska, drżąc na całym ciele. Był potworem. Rany jakie jej zadał, szczypały. Każdy ruch pyska i mruganie, powodowały ból. Nie sądziła, że tak potoczy się jej przyszłość. Chciała być wierna kultowi, mając gdzieś lidera i jego uwagę. Teraz jednak... na to było za późno. A co jeśli teraz będzie się na niej mścił? Mogła pożegnać się ze swoim marzeniem. Nie dostanie się w kręgi, w których obracała się jej matka i mentorka. Zawaliła!
Słysząc trzask gałązki, przełknęła ślinę, powstrzymując się od wydawania tak żałosnych dźwięków. Otarła łapą oczy z łez, które zmieszały się z krwią. Skuliła się, obserwując jak zza krzewów wychodzi Irgowy Nektar. Kotka posłała jej chłodne spojrzenie, oceniając ją wzorkiem. Skąd wiedziała? Zresztą... Nie chciała się nad tym rozwodzić. Położyła po sobie uszy, obawiając się nagany z jej pyska i być może kolejnych ciosów, które zaraz na nią spadną.
— Nie zachowuj się jak dziecko. — powiedziała, siadając obok, unosząc łapą jej pysk, by przyjrzeć się zadanej ranie.
Nie potrafiła powstrzymać drżenia ciała, które tylko wzrosło na ten gest. Czuła się tak, jakby kocica oceniała jej dalszą użyteczność. Strach, który musiała zauważyć w jej oczach, pewnie jasno wskazywał na to, że nie była jej dumą.
— Pamiętasz co ci mówiłam o strachu? — zaczęła, a jej się przypomniał jeden z ich treningów.
Skinęła łbem. Musiała nad tym panować, nie mogła ponieść się tej emocji. Mroczna Gwiazda właśnie dlatego ją wyśmiał, gdy nie udało jej się tego skryć. Ale i tak wiele udało jej się ukryć przed jego wzrokiem. Kłamstwo, łzy oraz krzyk. Teraz jednak nie mogła zmusić się na przełknięcie gorzkich łez, które zaczęły ponownie moczyć jej policzki.
Cios był niespodziewany i nieco ją otrzeźwił. Nie był mocny, jak kocura, ale bolał.
— Słuchasz mnie? — Usłyszała w jej głosie nutkę irytacji.
— T-tak... Pamiętam. Wiem, że nie mogę wyglądać tak żałośnie i płakać, ale... Ale to dla mnie za trudne... — wyznała, nie mogąc spojrzeć w jej oczy. — O-on... On chciał mnie tam zabić...
— Pamiętasz co mi mówiłaś z takim zapałem i gorliwością? — zmuszała ją do myślenia. — W kulcie ból i śmierć, a także i łzy idą w parze. Skoro nie potrafisz zapanować nad własnym ciałem, to jak chcesz odebrać innemu stworzeniu życie? Czy ta słabość ponownie cię nie chwyci? To Trująca Łapa ma więcej braku empatii niż ty. Jak chcesz mnie zastąpić, gdy już odejdę z tego świata, skoro nie przyswajasz moich nauk?
Chciała spuścić łeb na swoje łapy, ale kotka dalej trzymała ją za podbródek, uniemożliwiając jej to. Zawiodła ją. Ponownie. Ten smak zwycięstwa spowodowany wygraną walką i nadaniem tytułu wojownika, rozszedł się gorzkim smakiem po jej języku.
— Ja... Ja sobie poradzę. — zapewniła, chociaż jej głos brzmiał bardzo słabo.
Kocica posłała jej to swoje zwykłe, nieczułe spojrzenie, jakby próbując przejrzeć przyszłość, która była jej pisana. Zapadła cisza, w której słyszała tylko swój charkotliwy oddech.
— Opatrzę twoje rany, a potem sprawdzę czy to co mówisz, to nie są puste słowa. — miauknęła, puszczając jej podróbek.
Odeszła zaraz potem, każąc jej się stąd nie ruszać. Nie miała nawet takiego zamiaru. Czuła, że gdyby przeszła kilka kolejnych kroków, to by zemdlała z bólu. Położyła się więc na ziemi, łapiąc z trudem oddech i przymykając oczy. Gdy zastępczyni wróciła, zaczęła sprawdzać rany, dotykając ją w bolących miejscach, a z jej pyska uciekał raz po raz, cierpiętniczy jęk. Mimo tego kocica obchodziła się z nią wręcz z matczyną delikatnością, jakby zdawała sobie sprawę z tego, jak się czuła. Zjadła przyniesione od niej zioła, które miały przynieść jej ulgę. Kątem oka obserwowała jak złota, nanosi papkę w miejsce zadrapań i tworzących się siniaków, nim nie dotarła do jej pyska.
— Pozostanie ci po tym blizna — zakomunikowała jej, smarując to miejsce medykamentem.
— Pozostanie ci po tym blizna — zakomunikowała jej, smarując to miejsce medykamentem.
— Zdaje sobie z tego sprawę. — miauknęła.
Nie przeszkadzało jej to jednak. Wiele razy podziwiała wojowników, którzy byli poozdabiani przez stare rany. Zawsze wraz z nimi szły niezwykłe historię. W jej wypadku, będą przypominać o tym, jak zawaliła i uniknęła o włos śmierci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz