Nie skrzywiła się. Nie zamierzała dać mu tej satysfakcji, choć dobrze wiedziała, że to wszystko było cholernie niesprawiedliwe. Czarna by ją już dawno mianowała, ale przy obecnych rządach, to prędzej skończy 20 księżyców, nim zostanie wojownikiem. Nikt nie zwracał uwagi na jej osiągnięcia, a przecież z dnia na dzień była coraz lepsza.
— Bażancie Futro to kocur. Taki jak ty. Wolniej się rozwijacie, więc wolniej mnie szkoli. Nie ma tej energii, co miała Krucza Gwiazda. Dając władze samcom, skazujemy się na porażkę — syknęła. — Lepiej, byś zrozumiał to pókiś młody, a twój móżdżek jeszcze nierozwinięty. Ukształtuj go, chociaż we właściwym kierunku — poleciła z wyższością.
Niebieski oczywiście nie mógł zareagować tak, jak oczekiwała.
— Ta jasne. No chyba nie. To wy jesteście słabe i nie radzicie sobie z rządzeniem klanem. Przez Kruczą Gwiazdę klan zszedł na psy. Jesteśmy silniejsi od was i stworzeni do przewodzenia, a wy? Do rodzenia kociąt. — Niemalże skręciło ją wewnętrznie, gdy to usłyszała. — Tam powinno być też twoje miejsce. — Uśmiechnął się paskudnie. — To ty się ukształtuj we właściwą stronę, bo to, co teraz sobą prezentujesz, to są jakieś żarty — dodał ostrzej. Biała przekrzywiła z lekka łebek. Sam się właśnie skazywał na porażkę, a każde kolejne słowo, które padało z jego pyska, tylko to potwierdzało.
— Mówi typ, co wychowywały go dwie kotki i których rozkazy spełniał niczym posłuszny baranek, a teraz za mentora ma kolejną samicę — prychnęła. — Świat daje ci znać, że urodziłeś się, by służyć kotkom, więc skończ z tymi swoimi żałosnymi pokazami dziecinnego buntu.
Zacisnął pysk, wydając z siebie warknięcie.
— Nie ma mowy! To wy będziecie służyć mnie. Każda kotka! Pokaże wam gdzie wasze miejsce. A ty... ty będziesz pierwszą, którą złamię — zasyczał. — I to ty będziesz mi służyć, kłaniać się i błagać o litość! To, że żyje z wami, nie oznacza, że tak będzie wyglądać do końca moje życie. Nie będę żadnym barankiem! Ty za to tak! — upierał się, a jego ton głosu wskazywał na ogromne niezadowolenie.
Nie była pewna, w jakim świecie żył, ale nieźle pojechał fantazyjnie. Nie znała nikogo o większym ego, niż on miał. Jego przekonanie o własnej wartości wymagało wręcz współczucia.
— Twoje marzenia są złudne kociaku, przy takich jak ja nie masz szans na coś więcej — rzuciła z lekkim obrzydzeniem. Ten niemyty pasożyt się nią zainteresował? Koniec świata. — No popatrz, a jednak ty tylko mówisz, a w czynach dalej słuchasz się siostrzyczki i matulki. Ja za to nikomu nie podlegam i więcej robię, niż paplam jęzorem — stwierdziła.
Wyprostował się dumnie, zadzierając łeb, na co jej zachciało się śmiać.
— Wcale się ich nie słucham! Zacząłem trening, więc wkraczam w dorosłość, gdzie decyduje sam o swoim życiu. I dla twojej wiadomości, nie podlegam żadnej kotce. Moja mentorka to żałość chodząca na łapach. Ciągle ryczy. Czyli jak każda z was. Praktycznie to ja ją szkolę, a nie ona mnie. Oznacza to, że niedługo będzie mi posłuszna. A to czyn, którego ty nie powtórzysz. Mówisz, że co? Że kocury mają służyć kotką? Sama tylko gadasz. Nie widziałem, by ktoś się przed tobą kajał, co potwierdziłoby twe słowa. Ja za to mam dowody na to, bo już jedną z was, a może nawet dwie, podporządkowałem sobie — oświadczył, uśmiechając się zadziornie.
— Mówisz o tej czekoladowej przybłędzie? — prychnęła. — Żaden sukces, wypłosz zachowuje się, jakby miał jakąś traumę, więc ogarnięcie takiej wywłoki wokół pazura to żadne wyzwanie. Gdybyś wziął się za Sroczą Łapę, to byłoby co podziwiać. Ale to ci się nie uda. A wiesz czemu? — ściszyła głos. — Bo takie jak ona są ponad tobą.
Zacisnął pysk, mordując ją wzrokiem. Następnie zrobił krok w jej stronę, wysuwając pazury.
— Nikt nie jest ponad mną. Ani ona, ani ty. — warknął. — Więc uważaj, bo zapłacisz za swój język — ostrzegł.
— Oh, nie bądź taki pewny. Z pewnością pewnego dnia ponad tobą znajdzie się jakiś samiec — stwierdziła ze znużeniem. — Jesteś słaby, przyda ci się jakiś silny kocur, który poprowadzi cię przez życie — rzekła pocieszycielsko.
<Niechciany?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz