Kruczy wstał z niespokojnego snu. Księżyc powoli chylił się ku zakończeniu nocy, ustępując miejsca słońcu, jednak wciąż było cicho, spokojnie, a przede wszystkim ciemno. Dzięki bystrym oczom widział w ciemności całkiem dobrze, jak zresztą większość kotów. Zauważył ruch z drugiej strony legowiska uczniów. Podszedł tam, widząc kocurka z wcześniej.
Zauważył, że było trochę miejsca obok niego, a że wciąż nie musiał wstawać, pomyślał, że obok niego usiądzie.
Kruk nie należał do kochanych, miłych kotów. Był raczej nieuprzejmy, z ciętym językiem. Miał jednak w sobie kilka dobrych cech, w tym odpowiedzialność, momentami współczucie. Nie lubił Klanu Klifu jako ogółu, ale niektóre koty zdążyły zdjąć z siebie łatkę "nie wartych uwagi". Marchewka do nich należała, bo mimo długiego treningu swojego ucznia, dalej hardo wciskała w niego wiedzę. Była wytrwała, co imponowało Kruczemu.
Trójłapy kocur wydał z siebie cichy pisk. Kruczy strzyknął uchem, wyłapując ten dźwięk.
- Aż tak cię te kamienie zmęczyły? - szepnął do niego, popchnięty przez chwilowe współczucie.
Kocur myślał dłuższą chwilę.
- Jak na tak ładnego kota, masz wyjątkowo ohydne wnętrze - odparł w końcu, speszony, spoglądając zmrużonymi ślepiami na rozmówcę.
Kruk nie spodziewał się przyjaznej odpowiedzi, ale na pewno nie tego.
- Znalazł się kandydat na wzór do naśladowania - prychnął.
- Co z ciebie za marudaaa! Możesz w końcu przymknąć pysk i zastanowić się nad swoim zachowaniem? - Oliwka uśmiechnął się złośliwie - Po prostu mi zazdrościsz i dlatego taki jesteś.
- Czego mam Ci zazdrościć? Trzech łap i krzywego nosa? - burknął w odpowiedzi, unosząc jedną brew, czekając na odpowiedź. - I nikt Ci nie mówił, by nie podskakiwać starszym?
- Ah tak? Bo niby jesteś starszy? Ciekawe jak mi to udowodnisz - mruknął, ignorując przytyk do własnego wyglądu, nie biorąc nawet pod uwagę, że może się mylić - Jak dla mnie to oszukujesz!
Kruk zmarszczył brwi. Wszyscy w obozie uważali, że jest nieudacznikiem, bo długo grzał stołek ucznia, a ten tutaj nawet o nim nie słyszał.
- Nic nie muszę udowadniać. Jestem dojrzalszy niż Ty, wyższy, silniejszy i bardziej doświadczony. - Odparł. - Jestem starszy czy w to uwierzysz, czy nie, to już twój problem. Nie posądzaj mnie o oszustwo bez przyczyny. - Ostrzegł go.
Oliwkowa Łapa zastanowił się chwilę nad odpowiedzią i już otwierał pysk by coś odparsknąć, ale uznał, że już nic nie wymyśli, więc odwrócił się ostentacyjnie do ściany i warknął tylko pod nosem:
- Twoja stara.
- Cokolwiek. - Prychnął Kruczy.
Na wzmiankę o jego matce, która go tu zostawiła, wkurzył się. Nie to, że było mu smutno, bo w klanie się nim zajęli. Zwyczajnie miał wrażenie, że nie byłby takim dupkiem, gdyby miał nad sobą matczyną opiekę.
Położył się opodal Oliwki, na boku.
Westchnął. Zresztą...
- Co to za matka co cię zostawia - mruknął pod nosem.
- No właśnie, wtedy to się nazywa stara a nie matka - zastanowił się chwilę nad słowami Kruka, poczuł ciekawość - Hmm? Czemu Cię zostawiła? Trochę jak moja, też w sumie nas zostawiła, ale ona była chyba w porządku. Nie pamiętam. Wszyscy twierdzili, że była sympatyczna.
Odwrócił się do Oliwki, jednak jego spojrzenie nic nie wyrażało.
- Nie pytaj. Coś jej do łba strzeliło i mnie zostawiła. - Kruk nic praktycznie nie wiedział o swojej rodzinie. Spotkał kiedyś swoją rzekomą siostrę Łasicę. Przynajmniej tak się przedstawiła, jako jego biologiczna siostra, coś mu mówiła, że Klan Klifu to zdrajcy, jednak nie wiedział, czy mógł ufać jej słowom. Namawiała go do dołączenia do ich ojca, o którym jedynie słyszał. Chyba był gdzieś liderem, więc teoretycznie, w żyłach Kruka płynęła szlachetna krew. Dziecko lidera. Co z tego, że obcego klanu, który zresztą się go wyrzekł?
Westchnął ponownie, nie chciał mówić kocurkowi tego wszystkiego, bo po co zresztą? Kogo obchodziło, że nie wiedział, kto go urodził, skoro nawet sam Kruk miał to w nosie. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Tacy jak my nie mają lekko. Nikt się tobą nie zajmie, jak będziesz mieć problemy. - Odparł tylko. - Klanowicze podejrzanie na ciebie patrzą, nie możesz nikomu ufać. Masz tylko siebie.
- Nie może być chyba aż tak źle? - Słowa Kruczego brzmiały bardzo przykro, trójnogi uczeń poczuł się odrobinę nieswojo. Podniósł głowę i spojrzał rudemu w oczy - W sumie... to wiele by wyjaśniało - stwierdził po chwili.
Kruczy podtrzymał kontakt wzrokowy bez większego problemu.
- Znalazł się wszechwiedzący. - Kruczy przewrócił oczami. - Nie wszyscy tak mają. Po prostu... ugh nie lubię takich gadek o życiu.
Kruk zmarszczył nos, nie mogąc się wysłowić. Rozmawianie o życiu było dla niego niekomfortowe i Nie lubił tego. Po co miał się wyżalać jakiemuś obcemu kotu, skoro mógł dusić w sobie własne emocje.
- Wszystko jedno - burknął. On sam nie miał zbyt wielu okazji by pogadać z kimś o życiu, więc ciężko było mu na ten temat wykształcić opinię. Odwrócił wzrok i zaczął się drapać w ucho tylną nogą, którą posiadał. Myślał nad tym co Kruczy mu powiedział.
Bicolor nie skomentował.
Kruczy nie mógł albo nie chciał spać. Dźwignął się na cztery łapy, rozciągnął nieco i skierował do wyjścia. Wodospad przyjemnie szumiał w jego uszach.
Wyjrzał z legowiska uczniów, dostrzegając blednące niebo, a wschodzące słońce. Pomyślał sobie, że to odpowiednia pora na poranny trening. Potrzebował ruchu, by oczyścić umysł, poza tym dodatkowe ćwiczenia mu nie zaszkodzą. Odwrócił się za siebie, czy nikt za nim nie podąża (miał tu na myśli Marchewkę), po czym ruszył ku wyjściu z obozu.
<Oliwka? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz