Tak więc wykonywał swoją pracę, czując, jak z dnia na dzień marnieje coraz bardziej. Jego ciało wydawało się słabsze, co mogło być skutkiem zarówno wieku, jak i głodówki, przez którą przechodził od czasu do czasu – w końcu nie mógł jeść, gdy jego gardło zaciskało się w niemym krzyku przerażenia, a myśli w głowie krzyczały, że zawiódł Klan Gwiazdy, swoją rodzinę i mentora. Piekąca świadomość, że jego życie zbliża się ku końcowi, stawała się coraz silniejsza. Czasami zwijał się w legowisku, cicho wyjąc z przerażającej bezsilności. Gdyby pamiętał, jak płakać, dławiłby się słonymi łzami. Jednak stracił tę umiejętność księżyce temu – jego serce wypełniał tylko strach.
Czuł się obserwowany przez innych członków Klanu Nocy. Widział ich pełne obrzydzenia spojrzenia ślizgające się po jego zmatowiałym futrze. Czy Cedrowa Rozwaga i Mopkowy Skrzek szeptali za jego plecami, gdy opatrywał ich skręcone łapy? Tak, na pewno to robili, na pewno wiedzieli, że nie osiągnął niczego w życiu, że zdradził miłosierny Klan Gwiazdy. Czy ten niespokojny ruch ogona Zanikającego Echa, gdy podawał jej zioła na ból brzucha, był spowodowany nienawiścią do niego? Na pewno widziała, jakim zawodem jest. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy po tym, jak poprosił ją o pomoc z treningiem Lamparciej Łapy, a następnie zawiódł, skazując kotkę na wieczne potępienie w oczach wspaniałych gwiezdnych wojowników.
Czasami zastanawiał się, czy jego istnienie miało jakiekolwiek znaczenie. Czy gdyby nigdy się nie narodził, gdyby jedynym dzieckiem Króliczego Serca był Szałwia, to cokolwiek by się zmieniło? To nie on zabił Smutną Ciszę. Nie udało mu się naprawić niewiernego, winnego swojemu własnemu cierpieniu Klanu Nocy. Zawodził we wszystkich powierzonych mu zadaniach. Nie zasługiwał na zbawienie. Był obrzydliwym zdrajcą (bo tym właśnie było niewykonanie zadania powierzonego przez Klan Gwiazdy – zdradą, świętokradztwem, herezją), niegodnym stąpania tymi samymi ścieżkami co setki, tysiące nieskalanych, wszechmocnych wojowników.
Był niegodny decydowania o swoim losie.
– Nie zasługuje na wybaczenie – mruczał cicho, a chłodny wiatr mierzwił jego futro. – Próbowałem nauczyć Lamparcią Łapę, by była wierna. Próbowałem uratować ją przed zgubieniem. – Jego ciało zadrżało, a on sam nie potrafił stwierdzić, czy powodem była mroźna noc, czy ten psychiczny ból, który wypełniał jego pierś. Siedział zwinięty przed legowiskiem medyka, wpatrując się w gwiazdy. Czy kiedykolwiek wcześniej były bardziej odległe? – Błagam, zabierzcie ode mnie to brzemię – prosił, podrywając się na równe łapy. Jego serce wydawało się krwawić, rozdarte przez własne błędy. Czemu rozmawiał z Klanem Gwiazdy? Czy naprawdę wierzył, że wysłuchają kogoś takiego jak on? – Jeśli tego pragniecie, zniszczę Klan Nocy. Pomszczę was – jego ciche błaganie nagle przerodziło się w histeryczny chichot. – Jeśli uważacie mnie za niegodnego, zabijcie mnie. Zaakceptuję każdą karę. Nigdy wcześniej się nie powstrzymywaliście, więc czemu teraz to robicie?! – nieświadomie podniósł głos, a jego ciałem wstrząsnął ostry spazm. Natychmiast zacisnął powieki, kuląc się z żalem i mrucząc szybką modlitwę. Nie powinien unosić się na Klan Gwiazdy. Nie miał prawa być na nich wściekły. Jednak… jego duszę wypełniał żal za tymi wszystkimi utraconymi księżycami. Czy mógłby być szczęśliwszy, gdyby odrzucił wiarę? – Błagam, dajcie mi jakiś znak. Pokażcie mi, że to wszystko ma sens – wymruczał cicho, otwierając oczy.
Jednak żaden znak nie nadszedł. Zamiast tego napotkał zaspane spojrzenie wychylającej się z legowiska wojowników Źródlanego Dzwonka.
< Źródlany Dzwonku? >
Wyleczeni: Cedrowa Rozwaga, Mopkowy Skrzek, Zanikające Echo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz