Słone łzy lały się po policzkach podobnie jak krople spływające z liści. Była niesiona przez Bieliczą Łapę gdzieś poza widowisko krwi i grozy. Nadal analizowała wydarzenia, które tak żywo zapadły w jej pamięci. Doskonale widziała, co wyprawiał jeden z kultystów. Rozszarpywanie zwłok i brak jakiegokolwiek poczucia winy, żalu, niepewności - tylko wyłącznie czysta żądza uśmiercenia. Zastanawiała się, czy czyny te miały w sobie jakąkolwiek moralność i czym zawiniła wojowniczka, żeby zostać na koniec krwistą papką. Czyżby kult tak naprawdę nie kierował się troską o innych? Nie, to nie mogła być prawda. Szakal natychmiast odrzuciła wątpliwości na bok. Z pewnością Spasiona Świnia dopuściła się surowo zakazanego czynu, a reszta po prostu zastosowała odpowiednią karę. Na dodatek do kultu niedługo miała zasiąść Bielicza Łapa - jak ta życzliwa dusza mogłaby należeć do bandy potworów? Wnioski wyłącznie utwierdziły ją w przekonaniu o nieskazitelności tajnego ugrupowania czczących zmarłych. Pozostało teraz tylko jedno pytanie - co było powodem egzekucji?
Starsza kotka postawiła ją ponownie na bezpieczny grunt, a następnie złapała w zęby pióro nieznanego ptaka. Bielicza Łapa podeszła do niej i tym samym rozpoczęła smyranie po czułym nosie. Machanie delikatnym przedmiotem nie dość, że kilało, to również wywoływało dziwne, mrowiące uczucie, które z każdą sekundą narastało. Szakal lekko zachichotała, co wywołało uśmiech na pysku uczennicy. Ona sama również była uradowana na myśl, że ktoś inny jest zadowolony.
– Apsik! – głośno kichnęła z rozbawieniem. – Już starczy, naprawdę starczy!
– Na pewno? Bo ja coś czuję, że kogoś tu trzeba jeszcze pomęczyć.
– Hej, to podchodzi pod znęcanie się!
Wcale nie odczuwała złości z tego powodu, wręcz przeciwnie. Szybko chwyciła za kawałek narzędzia "zbrodni" i pociągnęła go w swoją stronę - nadaremnie. Buro-biała była nieporównywalnie silniejsza od Szakala, która miała w sobie moc co najwyżej wkurzającej muchy. Towarzyszka prędko skorzystała z nadarzającej się sytuacji i pociągła malucha wraz z piórkiem po ziemi. Trawa będąca pod brzuchem łagodnie głaskała po futerku, więc nie było to niekomfortowe. Świetnie się bawiła przy tym dziwnym pomyśle Bieliczej Łapy.
– Cosz te piólko jeszt nadwyrasz wytrzymale. – stwierdziła ciągnąca, mając zajęty narząd mowy ptasim przyborem.
– Zgadżam się. – odpowiedziała równie niewyraźne. – Może to nie przypadzek?
Jak na złość zaraz po tych słowach pióro ułamało się w połowie, pozostawiając po jednej części w obu pyskach. Kotki wypluły z siebie drażniące resztki zabawki, by po chwili ponownie się zaśmiać. Szakal naprawdę uwielbiała szalone rozwiązania swojej nowej koleżanki. Zawdzięczała jej więcej, niż powinna.
– Naprawdę wątpię, by zwykła zabawa była czymś więcej, ale kto wie? – mruknęła. – Czasami jestem ciekawa, co roi się w twoim umyśle, by wygadywać tego typu rzeczy.
– Że niby w moim? - postanowiła udawać niewiniątko, choć doskonale wiedziała o co chodzi – Szczerze powiedziawszy myślę nad różnymi sprawami, mniej lub bardziej ważnymi. I... dziękuję za opiekę. – odwróciła wzrok. – Czasami mam wrażenie, że jesteś lepszą matką, niż moja biologiczna rodzicielka. Heh, wybacz za niezręczność, jaką ci zapewniam, bo pewnie nawet ci to do głowy nie przyszło - przecież wciąż się uczysz. Moja mama, rzecz jasna, jest cudowna, ale czasem odnoszę wrażenie, że siedzi gdzieś w innym świecie i zapomina o naszym istnieniu. No wiesz, moim i mojej siostry. – wystawiła język. – Ciężko mi aż uwierzyć, że dzielimy tą samą krew. Ale wracając, ty aktualnie się mną opiekujesz, gdy Stokrotkowa Polana głównie egzystuje… i to chyba zalicza się do tej głównej przyczyny, za którą cię podziwiam.
– Ty naprawdę spostrzegasz mnie w tak pozytywnym świetle? – jej niebieskie oczy zdradzały wątpliwość. – Znaczy, cieszę się bardzo, ale jakoś trudno mi uwierzyć w swoje umiejętności.
– W takim razie bądź pewna siebie, nawet jeżeli pada to z ust nic niewiedzącego kociaka.
W ułamku sekundy przypomniały jej się wydarzenia, które miały miejsce jeszcze niedawno. Tak zatopiła się w przyjemnościach, że zapomniała o własnych pytaniach, które miała zadać. Pokręciła głową z niedowierzaniem, jakim cudem mogło się to stać? Bielicza Łapa była dobra w odwracaniu uwagi, aż za dobra.
– W sumie za co Spasiona Świnia została ukarana? – szybko zmieniła temat.
– Za egoizm, rzecz jasna. Zjadła wszelki prowiant, który zapewnia nam życie. Cała praca poszła w niwecz z powodu jednego nienażartego brzucha, a na dodatek wystawiła nas wszystkich na ryzyko głodu. Koty osłabiające klan nie powinny istnieć, więc i też została zlikwidowana w sposób, na jaki sobie zasłużyła. – spojrzała na małą. – Nie przejmuj się, taki los spotyka tylko najgorszych, a ty do nich nie należysz. Kultyści są najwyższymi w hierarchii.
– Naprawdę tak jest? – wielkie oczka wpatrywały się w przemawiającą jak w posąg bożka.
– Ależ tak. Tylko spójrz, jak doskonale sobie radzimy, odkąd kult istnieje w szeregach Klanu Wilka. Ty o tym nie wiesz, lecz podczas pory nagich drzew jako jedyni nie chodziliśmy z wystającymi żebrami i chudymi łapami. Byliśmy i jesteśmy silni, nic nie zmieni tego faktu.
Cały nonsens nabrał nowego kształtu. Jej przeczucia okazały się być nieprawidłowe! Niepotrzebnie spanikowała podczas śmierci wojowniczki, gdy po prawdzie Spasiona Świnia mogła doprowadzić do zguby innych. Odetchnęła z ulgą.
– Lepiej przeproś Irgowy Nektar za swoje zachowanie. Z pewnością nie jest zadowolona po tym, co zrobiłaś.
Na Mroczną Puszczę, zapomniała o swojej babce! Będzie musiała jej się wytłumaczyć jak najszybciej jak to się dało.
– Jeszcze raz dzięki za wszystko, co dla mnie robisz! – krzyknęła Szakal, biegnąc w stronę obozu.
– Zaczekaj na mnie, bo się zgubisz!
Huh, czyli to tak miało być? Nieraz wolała być sama, ale nie w tym przypadku. Rozumiała troskę Bieliczej Łapy i cieszyła się każdą chwilą spędzoną u jej łap.
<Bielicze Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz