— Wronia Łapo — zwrócił się do niego kremowy. — Tak być nie może. Wałkujemy polowanie od tak długiego czasu, a ty dalej tego nie potrafisz. Inni uczniowe w twoim wieku to już walczą jak wojownicy, a ty? Ty myszy złapać nie umiesz nawet. Już brak mi cierpliwości.
— P-p-przepraszam! — zawył żałośnie, wybuchając płaczem. — N-następnym razem b-bardziej się postaram, K-Krzaczasty Szczycie. W-wybacz mi!
Cętkowany pokręcił głową.
— Jesteś płaczliwą kotką, czy prawdziwym, silnym kocurem? Przestań beczeć. To słabość. Kocury tak nie robią. Jeśli chcesz być moim uczniem i się przydać, to rób to co ci mówię. Zero płaczu i nie jąkaj się tak. Weź się w garść, Wrona — rzucił, machając puchatym ogonem na lewo i prawo.
— Z-zrobię — wyszlochał żałośnie, po czym ugryzł się w język. — Zrobię to, c-co w mojej mocy — obiecał mu, próbując się nie jąkać, co mu nie wyszło.
— Mam nadzieję, że tak będzie — mruknął żółtooki. — Nowego, silnego Wronę widzę na treningu, jak słońce zacznie zachodzić — powiadomił go, ponownie kierując się w terenów Klanu Wilka.
Skinął mu łbem, jak najszybciej chcąc zakończyć tą rozmowę. Co on narobił? Zawiódł mentora! Był okropny. Był jak kotka. Bardzo słaba i żałosna kotka. Gorszy był nawet od Różanej Łapy. Gdy tylko przekroczył próg obozu, ponownie zalał się łzami. Zawył głośno, przyciągając uwagę innych kotów. Łzy pokapały mu po polikach. To wszystko było już bez znaczenia. Nie cierpiał tego miejsca. Był paskudny.
< Astrowa Łapo? >
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz