Wszedł na ogrodzenie, czując jak zakołysało się pod tym ruchem. Szron zleciał z niego na ziemię, gdy starał się dostać na szczyt. Było to trudniejsze od wspinania się na drzewa, bo cienkie przestrzenie, wbijały mu się w łapki. W końcu jednak podciągnął się i wbijając pazury w oblodzony metal. Było ślisko. Bardzo. Gdy zrobił pierwsze kroki, ogrodzenie rozbujało się mocniej, a lód sprawił, że łapa mu się omsknęła. Skrzywił się, gdy padł rozkrokiem na pręt, ale ostrożnie ponownie wstał i kontynuował wędrówkę. Jeszcze kilka razy to się powtórzyło. Raz prawie zwichnął sobie przez to łapę, ale nie spadł, co było sporym osiągnięciem. Gdy dotarł do końca, zwrócił kontynuując ten niebezpieczny trening. Przez ten cały czas Krwawnik nie spuszczał z niego wzroku. Wodził za nim spojrzeniem, drgając z ekscytacji za każdym razem, gdy łapa mu się omsknęła.
— A teraz zejdź na ziemię — polecił. — I powtórz zadanie. Tylko szybciej. W takim tempie to pierwsze lepsze wściekle stworzenie by cię zjadło.
Zszedł na ziemię z ulgą, a słysząc jego dalsze słowa, ponownie wskoczył na siatkę, krzywiąc pysk. Nie lubił tego. Miał iść szybciej? To równało się z upadkiem, lecz zdolny był zaryzykować, by zadowolić mentora. Kiedy stanął na szczycie, starał się iść nieco sprawniej, ale dość szybko się poślizgnął, uderzając pyskiem o pręt i prawie zlatując. Jedynie uczepienie się pazurami siatki sprawiło, że nie zleciał. Ponownie wszedł na górę i tym razem mocno się odbił, skacząc. Gdy łapy tylko dotknęły lodu, od razu zjechał, w ostatniej chwili łapami, zahaczając o siatkę. Skrzywił się z bólu, bo złamał mu się przez to jeden pazur. Sapnął, wciągając się na górę i kierując się z powrotem do mentora. Znów skoczył, mocno tuląc się do pręta, gdy znów niewygodnie na niego upadł. Brzuch go zabolał, a pysk skrzywił. Wstał jednak i zrobił kolejny skok, który prawie wyszedł, lecz łapy źle się ułożyły, przez co spadł w śnieg, tuż przy mentorze, który odsunął się, skrzywiony jego zachowaniem. Od niechcenia kopnął w jego stronę więcej śniegu, patrząc ze zmrużonymi ślepiami na jego dalsze poczynania.
— I to jest twój cały pokaz siły? Kiedy skończysz bawić się w błazna i zajmiesz się swoim zadaniem? Nie mamy całego dnia — charknął.
Obolały wstał chwiejnie na łapy. Niezbyt chciało mu się to kontynuować, lecz znał mentora. Nie odpuściłby mu. Wrócił więc do ogrodzenia z olbrzymim bólem serca, znów się tam wspinając i zaczynając to piekło od nowa.
<Mentorze?>
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz