Siedziała w żłobku, opowiadając dzieciom o jakimś wymyślonym kocie, który żył w siedlisku dwunożnych, inspirując się tym, co opowiadała jej Bylica. Większość z nich siedziała zasłuchana, tylko Kurka coś gadał i skakał po całym żłobku, ale uczennica ignorowała go, a gdy sięgał po przemoc, trzepała tylko uchem. Ktokolwiek trafi na niego jako mentor… Bardzo mu współczuła. Krucza Gwiazda nie zrobiła nic, by jakoś mu pomóc z jego wściekłością i było to widać. I boleśnie czuć.
W końcu ze swojego odpoczynku wróciła Bławatkowy Potok i Kminkowa Łapa mogła wstać, z czego od razu skorzystała i uciekła na zewnątrz, na swoje miejsce, które ostatnio okupowała, i obok którego czekał na nią Trzcinowa Sadzawka.
Przetarła pysk łapą, jak tylko wywaliła się obok niego.
– Czuję się wśród nich staro. – mruknęła. I czuła się też zmęczona. Chwilę później musieli wstać na wieczorny patrol, z Szyszkową Łapą i markotnym jak zwykle Sumim Pluskiem. Szyszek był jednym z tych dzieciaków, do których miała słabość, choć na jego mentora zazwyczaj wywracała oczami.
Nie wiedziała, kiedy było zimniej, rano czy w późnych godzinach; czy miało to jakieś znaczenie, gdy nawet w upale pewnie byłoby im zimno przez niedożywienie?
Młodszy kocur co jakiś czas wpadał na gałęzie i potykał się o korzenie, ale nie tracił swojego entuzjazmu.
– Używaj wąsów i ogona, żeby oszacować gdzie co jest. – mruknęła mu, gdy się zrównali – Nie polegaj na wzorku, w ciemności głównie używaj słuchu i węchu, jak będziesz polować i nasłuchiwać.
Wróciła spojrzeniem do przodu i dostrzegła odwróconą w jej stronę głowę mentora.
Po jego spojrzeniu miała przeczucie o co może chodzić i wcale jej się to nie podobało.
Patrol nie przewidywał żadnych niespodzianek. Miała nadzieję, że ich nie będzie; nie chciała by kolejny dzieciak został zaatakowany przy nich w czasie zwykłego patrolu, nie mając doświadczenia w walce.
Może dlatego gdy tylko wyczuła obcy zapach w niedalekich granicy krzakach, od razu skoczyła w ich stronę z pazurami. Pod jej łapami znalazł się starszy czarno-biały kocur. Szarpnął się, może z zaskoczenia, może by się bronić. Nie dowiedziała się, bo wbiła mu zęby w szyję i szarpnęła w górę, a krew trysnęła strumieniem.
Z tyłu słyszała marudzenie Suma na samotników kradnących im jedzenie.
Puściła strzępek skóry, pozwalając mu opaść na truchło i cofnęła się. Oblizała pysk. Z bliska zapach wydawał jej się znajomy, acz nie przypominała sobie spotkania go kiedykolwiek. Może już kiedyś był na ich terenach?
Chyba przestraszyła trochę towarzyszącego im dzieciaka, ale trudno; przynajmniej nie musiał doświadczać takiego ataku jak wtedy, gdy napadła ich grupa kotów z Owocowego Lasu. Martwy kocur spoczął w śniegu parę odległości od ich granicy, na bezpańskim terenie.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz