Rudy biegł przez małą polankę, starając się upolować uciekającą przed nim mysz. Jego łapa dosięgnęła zdobyczy i przygwoździła ją do ziemi, jednak sam łowca po chwili poślizgnął się i w skutku zwichnął kończynę.
* * *
Skręcenie przedniej łapy. To usłyszał, gdy odwiedził Plusk, gdy gościła o poranku w dawnym obozie Klanu Lisa, przygotowując się na podróż do Klanu Burzy.
Założyła na niego opatrunek i powiedziała do niego kilka rad, które miały pomóc mu w szybszym wyleczeniu się skręconej łapy.
Po odwiedzinach w legowisku kręconowłosy wojownik udał się do swojego kompana, Ćmy. Choć point stał się wojownikiem, podobnie jak Perkoz, wciąż byli sobie w pewien sposób bliscy, dzięki faktowi, że szkolili się razem u tej samej mentorki. Chciał wyjść z nim na polowanie, korzystając z faktu, iż podobno grupa wojowników zdołała przekonać lisy, by nie krzywdziły ich; żeby żyli w pokoju.
Osobiście nie śmiał wierzyć, że nieokiełznane rude bestie były skłonne do współpracy, zwłaszcza, że jedyne co wylewało się z ich gardeł to niezrozumiały skowyt. Ćma widocznie nie miał chęci z nim na ten temat dyskutować. Wstał powoli i przeciągnął się. On i Perkoz oboje mieli zawyżone ego, więc nie powinno dziwić, iż oboje przyjęli nadzwyczaj dumną postawę.
Dodatkowo, Perkoz dostał swoją pierwszą uczennicę, którą dzielił z Krzemieniem. Gdy słońce pójdzie jeszcze trochę wyżej, zamierzał spotkać się z wojownikiem, by wzajemnie trenować Mrówkę.
Tymczasem, wśród smrodu lisiego futra, rudy wyszedł z kompanem u boku. Jego ogon unosił się wysoko w górze, gdy wojownik tropił zwierzynę.
— Te parszywe wielkie skunksy wszystko wyżarły. — prychnął Ćma. — po co nam w ogóle patrol łowiecki, skoro nie ma zwierzyny?
— Zamilcz, Ćma — wysyczał mu do ucha syn Owieczki.
— Nie uciszaj mnie.
— To naprawdę martwiące, że tak zareagowałeś. Nie martw się, mój drogi, nie zamierzałem cię urazić.
— I wrócił prawdziwy Perkoz — burknął niechętnie niebieskooki point.
Po chwili uwagę towarzyszy przykuł coraz to gęstszy i wyraźniejszy zapach lisa. Wkrótce, wśród obfitych krzewów ukazała się ruda srebrzysta kita przemykająca drobnym, bezszelestnym ruchem. Coś jednak zmieniło się w tym ruchu. Nie wyglądał już jak drapieżnik polujący na ofiarę. Był swobodny.
Mimo to rudy wojownik i tak nastroszył swoje futro, gotowy do ewentualnej walki, które i tak zaraz wygładził językiem, by wyglądać równie dobrze, jak zwykle.
Dwójka kocurów przycupnęła, gotowa, by rozpocząć łowy.
* * *
Perkoz wrócił z królikiem w pysku, zaś Ćma upolował dość tłustą mysz. Gdy rudy wracał do obozu, natknął się na swoją siostrę. Biała prychnęła.
— Uważaj, jak leziesz.
— Tylko przeszedłem obok ciebie — zauważył Perkoz, czując, jak jego pazury instynktownie się wysuwają.
Siostra.
Miał ją gdzieś. Praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Żyli własnym życiem. Ich drogi rozeszły się tuż po tym, jak wyszli z kociarni i dostali własnych mentorów.
A jednak przypominała mu matkę, tym samym oschłym i beznadziejnym tonem. Gotowa ignorować swoje dzieci.
Otrząsnął się, gdy kotka przemówiła ponownie.
— Tak, i o to właśnie chodzi. Odczep się ode mnie i przestań chodzić tam gdzie ja!
— Wróciłem tylko z patrolu. Ale jak uważasz. — miauknął kocur i uśmiechnął się charyzmatycznie, omijając ją szerokim łukiem.
Przy stercie zastał Maczek, która przywitała go skinięciem głowy i nieśmiałym spojrzeniem, gdy okazało się, że przez przypadek wzięli tego samego królika. Perkoz podniósł wysoko łeb i spojrzał się na nią niebieskimi ślipiami, puszczając zwierzynę, którą trzymał w pysku.
— Wybacz mi najmocniej, możesz wziąć tego królika. — miauknął, uśmiechając się uprzejmie. — Wygląda na to, że mamy podobny gust w zwierzynie.
Błyskotliwość jego tekstu musiała być powalająca, skoro kotka tylko wymamrotała coś nieśmiało pod nosem i przeprosiła za sprawianie problemu.
— To przez przypadek — miauknęła. — Już sobie idę.
— Ależ nie ma sprawy.
Syn Owieczki, z wysoko uniesioną brodą rozejrzał się po miejscu, w którym zwykli się osiedlić po napadzie Dwunożnych.
Wkrótce jego wzrok przyciągnęła Olsza, starająca się o przeciągnięcie kulek mchu do jednego z legowisk w starym obozie Klanu Lisa.
Wojownik podszedł do niej i spojrzał jej w oczy.
— Co robisz?
Kotka wzdrygnęła się i nastroszyła futro, zaczynając iść szybciej, byleby się od niego oddalić.
— Mogę ci pomóc to nieść. — miauknął, a ta w końcu przystała na jego propozycję.
— Dzięki? Czy coś. Wymieniam mech w moim legowisku, bo stary był suchy i niewygodny.
— Wydaje mi się, że to robota uczniów.
— Wolę to załatwić sama.
— Jak wolisz. — kocur uśmiechnął się uprzejmie i wziął pak wilgotnego mchu, by pomóc kotce. — To dość ciężkie, nieść tyle mchu na raz.
— Ta. Trochę.
— Najwidoczniej tylko najlepsi tyle noszą — skwitował dumnie.
Pomógł kotce z mchem, a gdy tylko skończyli, ta ulotniła się w mgnieniu oka. Perkoz wzruszył ramionami. Nie każdy był przyzwyczajony do przebywania tak długo z tak błyskotliwym i olśniewającym kotem jak on.
Rudy wziął z bardzo ubogiej i niezbyt zachęcającej sterty kolejnego drozda. Zaniósł go do Drewna, Tajfun i teraz również Poziomki. Chociaż karmienie królowych było zadaniem uczniów, stwierdził, że i tak nie ma nic do roboty, a obrzydliwy i intensywny odór lisów roznoszący się po ich obecnym miejscu zamieszkania nie pozwalał mu na choć uderzenie serca bez ruchu. Musiał coś robić, by nie zwracać na to uwagi.
Drewno spojrzała mu się w oczy, gdy tylko do niej podszedł i splunęła.
— Daj mi tego drozda! — warknęła. — Śmierdzisz lisami. Weź idź się umyj, czy cokolwiek, ale nie stój przy mnie, durniu, nie chcę wdychać twojego smrodu.
Perkoz, słysząc te słowa, na moment rozdziawił pysk, nim oburzony podniósł brodę z wyższością.
— Cóż, uszanuję twoje słowa. — miauknął i uśmiechnął się gościnnie. — Nie każdy na mnie zasługuje.
Odwrócił się i wyszedł, pozostawiając kotkę za sobą. Niedługo później miał okazję porozmawiać ze Szpakiem, który postanowił zadać mu pytanie, co stanowiło satysfakcję dla młodego rudego aroganta.
— Perkozie — miauknął spokojnie uczeń. — Raróg... Kiedyś, gdy jeszcze był z nami, opowiadał mi o jednej pozycji bojowej. Nie zdążył mi jej pokazać. Mówił, że prawie każdy z was ma to opanowane, a skoro jesteś wojownikiem, czy mógłbyś mi ją pokazać?
Perkoz dumnie wypiął pierś.
— Oczywiście. Na pewno wiem, o co chodzi. Tylko mi to opisz. — miauknął.
Gdy tylko usłyszał od kocura słowa przytaczające to, co powiedziała jedna z ofiar ataku Dwunogów, wykonał ruch, który kiedyś pokazała mu Poziomka. Uczeń kiwnął głową.
— Rozumiem.
Perkoz uśmiechnął się z charakterystyczną dla niego aurą uprzejmości.
— Do usług.
Słońce wciąż wspinało się w górę. Rudy wojownik miał okazję spotkać się jeszcze z trzema uczniami. Dolą, Świt i Ważka. Koty siedziały w zgrabnym trójkącie, rozmawiając o czymś nerwowo. Wojownik Owocowego Lasu podejrzewał, że debatowali o lisach i o tym, co ostatnio się stało.
Nie dziwił się im. Też zdziwiło go niedawne zdarzenie. Jednak wciąż żył z dobrym podejściem i nie miał czasu, by się martwić. Jego specyficzna natura nie pozwalała mu na złe myśli, ani na te nazbyt optymistyczne.
— Witaj, Perkozie! — miauknęła Ważka.
Zdecydowanie lubił to dziecko. Było optymistyczne, ale nie wredne i denerwujące. Rudy uśmiechnął się, kiwając głową w stronę uczniów. Najmniej odważna wydawała się Dola, która tylko siedziała i rozglądała się wokół nich. Gdy napotkała jego wzrok, odwróciła go spokojnie jak na tak młodą istotkę. Jej futro na karku zjeżyło się lekko ze stresu. Czuł ten zapach. A mimo to, dzieciak zachowywał spokój.
— Czego się gapisz? — miauknęła jak gdyby nigdy nic Świt.
— Och, a mi zabronicie? — Perkoz znowu uśmiechnął się z uprzejmością. — o czym rozmawiacie?
— O wielu rzeczach — miauknęła Dola.
— Nie mów mu! — syknęła Świt.
— Czemu? — Odezwała się zaraz Ważka.
— On nie jest uczniem!
— Widzę, że bardzo przejęłyście się moją obecnością. — zaripostował - choć z uśmiechem - Perkoz i odwrócił się, gdy zauważył słońce w połowie drogi do szczytowania. — I tak muszę już iść na trening. Rozmawiajcie, o czym tak rozmawiacie.
— Żegnaj, Perkozie! — miauknęła Ważka, która wcześniej również go przywitała.
To się nazywało "sympatyczne dziecko".
*
Perkoz spotkał na swojej drodze Krzemienia. Dość spory kocur już szedł do Mrówki. Perkoz przywitał się z nim, wyprostowany, z dumnie uniesioną brodą.
— Witaj, Krzemieniu. — miauknął, wpatrując się w jego oczy, z uprzejmym, bystrym błyskiem oczu, który starał się przewertować wojownika na wylot.
<Krzemień?>
Wyleczony: Perkoz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz