Powoli zasypiała w ramionach arlekinki, otulona nie tylko ogonem, ale też miłością.
Babunia była tym kimś, kogo potrzebowała w życiu.
***
Zbudziła ją Róża. Tym razem to nie było żadne śniadanie albo zaproszenie do zabawy. Bez wyjaśnień chwyciła ją w pysk, powtarzając, że będzie dobrze.
Nie rozumiała co się dzieje wokół. Zbyt dużo rozmów, pokrętnych szeptów. To co czuła to zapach strachu. Wszystko było tym przesiąknięte, aż do szpiku kości.
- Babciu? Co zię dzieje?
- Nic kochanie. Idziemy do innego obozu. Spokojnie.
Słowa szylkretki odrobinę ją uspokoiły, jednak wciąż wiedziała, że coś jest nie tak. Miała ochotę płakać. Liściasty Krzew walczył obok niej z Mysikrólikiem, by ten posłusznie wisiał, a nie próbował uciec.
- Dzie my idziemy?! Puźć!
- Idziemy do jaskinii, kupo futra. - wymiauczała Sosnowa Igła, trzymając Czarnego. Kocurek wydawał się być bardziej nieobecny od niej. Cały Klan Wilka miał wymaszerować już z obozu, gdy z krzaków wypadł zziajany i przerażony Rubinowe Futro.
- Uciekajcie! - jego drżący głos jeszcze bardziej zaniepokoił już i tak poddenerwowanych wilczaków. - Uciekajcie! Oni tu biegną!
Nikomu nie trzeba było tego powtarzać po raz drugi, gdyż zza srebrnego wyskoczyła pierwsza bestia, a za nią kolejne. Kuna zakwiliła z czystego przerażenia. Te istoty były miały silne sylwetki i o wiele większe rozmiary od kotów. Ich ciała były pokryte ciemnym, kędzierzawym włosem, które nawet z daleka wyglądało na sztywne i ostre. Z ich pysków wystawały ogromne kły. Krzyczały. Wrzeszczały jak opętane. Wszyscy biegli jak oszalali w różnych kierunkach, byle się wydostać z potrzasku. Miotało nią jak podczas wichury. Uniosła w chaosie swój płacz.
Nagle z krzaków wyszły kolejne zwierzęta. Wysokie, odziane w skóry, z długimi kijami w łapach. Tyle była w stanie zauważyć, nim jeden z nich uniósł kij, a z niego wystrzelił pocisk z hukiem, który zatkał jej uszy. Różana Słodycz padła, rzucając burą o ziemię.
- Kuna! - wycharczała, leżąc na ziemi. Otworzyła oczy i spojrzała na zakrwawioną czekoladową. Nie mogła podnieść się z ziemi. Chciała pomóc jakkolwiek Róży. To była najważniejsza osoba w jej życiu. Zakwiliła cicho.
Szybko złapał ją jakiś rudy kocur, nim zdążyła zrobić krok w kierunku umierającej. Zaczęła gorzko płakać, nie rozumiejąc niczego. Tylko wisiała bezwładnie w szczękach kocura.
- Uciekajcie! - krzyknął jeszcze Jastrzębia Gwiazda.
***
Obudziła się. Znaczy, w końcu zrozumiała gdzie jest. Na jedno wychodziło. Rozglądała się po jaskini w przerażeniu. Gdzie mama? Gdzie jej bracia?
Gdzie Różana Słodycz?
Ponownie wybuchnęła płaczem, głośno łkając. Wcześniej nie zauważyła obecności rudego ucznia przy sobie, jednak ten teraz pochylał się nad nią, machając ogonem.
- K-kuno? Odnieść cię do mam-
- Dzie jest Łózana Słodycz?
Cętkowany otworzył pysk jednak nie wiedział co powiedzieć. Nie mogła tego ujrzeć z wysokości jej głowy.
- Dzie jest?
<Oszroniona Łapo? Mam nadzieję że rozumiesz kocięcy bełkot>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz