- A-ale… - wykrztusił, czując zażenowanie swoją postawą przed tak ważną w hierarchii osobistością. – P-przecież… przecież ty nic złego nie zrobiłaś, nie rozumiem, czemu mnie za to przepraszasz – wyrzucił z siebie na jednym oddechu. Przez moment serce zabiło mu z dumy, iż potrafił wydobyć z siebie takie ładne i pełne zdanie.
- Powiedziałam ci, co uważam w tym temacie – odparła, krzywiąc się, zapewne przez wciąż tkwiące w pamięci wspomnienia. Wzrok Rudzikowego Śpiewu powędrował do jej szyi, gdzie w blasku słońca dostrzegał świeżą bliznę po ataku poprzedniego lidera, a raczej jego imitacji, bo Lisie Łajno nigdy nie zasłużył na ten tytuł.
- J-ja u-uważam i-inaczej – postawił się, a jego momentalnie zechciała opuścić rude ciało i uciec jak najdalej od tego miejsca. Wyrażanie własnego zdania było czymś powszechnym i ważnym w życiu, ale bał się, że przesadził. Nie znał granic odwagi, bo ta cecha charakteru nigdy nie dominowała w jego zachowaniu.
- Z czym się nie zgadasz? – spytała beznamiętnie, chłodno wpatrując się w rozmówcę.
- B-bo… B-bo c-cokolwiek n-nie działo s-się n-na tych z-zgromadzeniach, j-jestem wdzięczny, ż-że mnie n-na n-nie z-zabierałaś. N-nikt n-nie mógł p-przewidzieć, co s-się w-wydarzy, n-nawet, j-jeśli jeszcze wcześniejszym r-razem było źle. Żaden l-lider, a-ani nawet kot, nie ma zdolności przewidywania przyszłości – mruknął, a odpowiedź z każdym oddechem wychodziła mu coraz swobodniej. Nie wiedział, czy dla Zbożowej Gwiazdy jego słowa brzmiały logicznie, ale czuł, że mówił to, co szło mu prosto z serca. – A ja i tak d-doceniam t-to, ż-że b-byłem wybierany do uczestnictwa w tych spotkaniach. W-wiele to d-dla m-nie z-znaczyło, w-wydawało mi się, że j-jestem jakkolwiek pożyteczny. J-jeśli t-ty m-mnie p-przepraszasz, t-to ja chcę ci t-teraz podziękować, ż-że nie w-wyrzuciłaś m-mnie nigdy z k-klanu, pomimo mojej wolnej n-nauki. I że brałaś m-mnie na te z-zgormadzenia, niezależnie od panujących czasów – dokończył, uśmiechając się lekko. Nie potrafił lepiej okazać wdzięczności.
Ciemnooka nie odezwała się, tylko skinęła łbem, jakby wciąż przetwarzała wypowiedź kocura. Rudy na nowo poczuł się nieswojo, więc wstał i cicho przepraszając kotkę, usprawiedliwił się nadmiarem zajęć i odszedł, by zająć czymś burzę myśli, jaka miała miejsce w jego głowie.
***
Pierwszy raz od dawna był w stanie powiedzieć, że sobie z czymkolwiek radzi. Powoli odbudowywał relacje z siostrą, częściej spotykał się ze swoim przyjacielem z obcego klanu i wzmacniał dzięki temu swą pewność siebie. Czasami zaczynał wierzyć w nadejście dnia, w którym będzie godny nazwania się wojownikiem. Może niezbyt specjalnie odważnym, ale z zaciekłością w sercu i gotowością do bronienia klanu. Wobec jego płochliwej natury te wymagania wydawały się ogromne, ale gdzieś tam z tyłu głowy cichy głosik szeptał mu, że może to osiągnąć.
Ledwo przemieszczał się przez grubą warstwę śniegu. W poprzednią Porę Nagich Drzew Ognisty Język chciał wyciągnąć go na trening i właśnie wtedy Zbożowa Gwiazda zaproponowała rudemu zmianę mentora. To wydarzenie od razu polepszyło jego życie i do dziś wspominał to z uśmiechem na pysku, choć w tamtym momencie był śmiertelnie przerażony.
Z bólem wpatrywał się w zlodowaciałą warstwę na rzece. Uwielbiał pływać, ale teraz nie był nawet w stanie zanurzyć łapy w wodzie, chociaż myśl o chłodzie go od tego odpychała. Uznał, że powinien więcej czasu spędzać na lądzie przy aktywności fizycznej, aby rozgrzać swój organizm.
Wypatrzył bengalkę nieopodal jej legowiska. Kiedy skończyła dyskutować z Niezapominajkowym Snem, uznał, że warto porozmawiać z nią o jednej rzeczy. Liczył na jakiegoś rodzaju poparcie.
- Z-zbożowa Gwiazdo – wykrztusił, zwracając uwagę kotki. Od razu skarcił się za drżenie głosu. – P-pomyślałem, że s-skoro j-jest teraz tyle śniegu i wiatr j-jest t-taki l-lodowaty, a w d-dodatku trudniej p-poluje się na zwierzynę, t-to mogłabyś m-mnie częściej wysyłać n-na p-patrole – poprosił. – Chciałbym być p-przydatniejszy dla k-klanu – dodał, wbijając w nią wyczekujące spojrzenie.
<Zbożowa Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz