Zamarł. Spojrzała mu w oczy, a on szybko odwzajemnił jej niepewny uśmiech.
- B-bardzo chętnie - starał się brzmieć tak wesoło jak wcześniej. Żeby dodać swoim słowom wiarygodności, liznął ją po policzku, mrucząc cicho. Niepewnie wstali. Na drżących łapach szedł obok Iskierki, pozwalając jej wybrać jakieś drzewo.
Serce tłukło mu się w piersi jakby chciało z niej uciec. Starał się uśmiechać jak przed chwilą, odpowiadając na czułości ze strony szylkretki, ale jego ruchy stały się sztywne, a wnętrzności ścisnęły w bolesny supeł. Nie ufał swoim łapom, gdy wspinał się po chropowatym pniu. Dwa razy próbował wczepić się w niego pazurami, zanim mu się udało.
- B-bo j-ja… - W jego ślepiach zalśniły łzy. Schował je w jego futrze, poczuł na ramieniu wilgoć. - Kocham cię - szepnął - T-tak bardzo cię kocham… J-ja… ja już tak nie mogę.
- C-czyli n-nie? pisnął żałośnie Cały się trząsł.- J-ja p-przepraszam… N-nie chciałem… W-wyb-bacz m-mi…
- P-po prostu s-spróbujmy…
- Wróbelku?
Oprzytomniał. Dotarło do niego, że stanął w wejściu do niewielkiej dziupli i od paru uderzeń serca nie poruszył się ani na krok. Żółte ślepia patrzyły na niego z niepokojem.
Podszedł do niej, modląc się w duchu, żeby nie upaść.
- Przepraszam, Iskierko… Tak bardzo cię przepraszam… - Przywarł do niej rozpaczliwie, chowając łeb w jej futrze. Zesztywniała na moment, ale się nie cofnęła. Bała się. Czuł to.
- Przepraszam! - szlochał. - Zepsułem… Nie potrafię… Kocham cię - miauknął w końcu. Rozluźniła się, spróbowała go uspokoić, delikatnie gładząc jego futro.
- Jestem tchórzem - szepnął. - Tak ci zazdrościłem… Podobnie jak ty… też kogoś miałem. Był moim najlepszym przyjacielem. Zgodziłem się bo… nie chciałem go stracić. Błagał mnie o szansę. Nie potrafiłem go kochać, nie tak jak chciał. Był dla mnie najbliższym kotem, od dzieciństwa, kochałem go jak brata, ale on… nie tego chciał. Nie potrafiłem… Nie zasługiwałem na niego. Był dla mnie tak dobry, zbyt dobry, a ja… - Ciałem kocura wstrząsnął szloch. - Uciekłem od niego. Zachorowałem. Był gotowy narażać dla mnie życie, opiekować się mną, ale medyk mu zabronił. Umierałem… Ja… C-cieszyłem się z tego. W ten sposób… W końcu mogłem być od niego wolny - zamilkł na moment, spazmatycznie łapiąc oddech - I umarłem. A potem wróciłem. Moja siostra… Dała mi drugą szansę. Nie wiem jak. Byłem po drugiej stronie i wróciłem. A później… Później… - długo nie potrafił dokończyć z powodu ściśniętego gardła. - Później odwróciłem się i odszedłem od nich wszystkich. Pozwoliła mi na to. Zostawiła mnie, żebym mógł odejść. Biorąc na siebie wszystko, co zostawiłem w klanie. Ja… Nienawidzę się za to. Obiecałem sobie do tego nie wracać. Zmieniłem imię i zostałem samotnikiem, ale… nigdy sobie tego nie wybaczę. Przepraszam - miauknął już trochę spokojniej. - Przepraszam, nie tak miała wyglądać nasza wspólna noc. Przepraszam… Ja po prostu… Boję się. I chyba nie potrafię uwierzyć w to, że tu jesteś.
Uśmiechnął się słabo, patrząc w jej piękne oczy.
<Iskierko? :')>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz