Odwróciła wzrok najszybciej, jak fizycznie kot jest w stanie. Poczuła, że traci widoczność, gdy do jej oczu napłynęły łzy. Zamknęła je i potrząsnęła głową, by strzepnąć słone krople wody. Zwęglone Futro. Jak bezdusznym, okrutnym i powalonym trzeba być, by mówić coś takiego?
- Nie masz prawa o nim wspominać. - Powiedziała zduszonym głosem na tyle, na ile była w stanie. Czuła się, jakby stąpała po rozżarzonych kamieniach. Po węglu. Jakby dym wparował jej przez nozdrza do ciała i powoli ją zabijał.
Tak, jak zabił Zwęglone Futro.
- Nie wydaje mi się, żebyś mogła decydować o tym, co mam prawo powiedzieć. - Brnął dalej. Nie patrzył na to, jak bardzo ją dobił. To nie był częsty widok. Kotka dbała, by nikt nie widział jej w tym stanie. Wstydziła się tego. Wstydziła się płaczu, słabości i wszystkiego, co do tej pory budowało jej wrażliwą stronę. - Widzę, że bardzo cię to dotknęło, prawda?
- Nic mnie nie dotknęło - Warknęła, pociągając nosem i odwróciła się w jego stronę. Zdążył zauważyć łzy. Na pewno zdążył. Ale nie obchodziło ją to. Niech sobie kpi ile może, aż w końcu jemu umrze ktoś, kogo cenił nad życie. - A ty uważaj na słowa!
Podeszła bliżej, wysuwając pazury i gotowa na niego skoczyć, jeżąc sierść. Nie chciała się powstrzymywać. Wydała z siebie zduszony krzyk. Nie mogła pozwolić...
- Chyba nie chcesz zaatakować zastępcy. - Miauknął, spoglądając jej prosto w oczy. Wymierzyła w niego piorunujące spojrzenie.
- Tylko czekaj, aż przekroczysz granicę. - Syknęła. - Nie będę mieć litości.
- Zdołałabyś mnie zabić? - Uśmiechnął się. Wiedział, że nie. Była młoda i niedoświadczona. A on... wyszkolił już ucznia. Bo jest zastępcą.
Pierdolona Piaskowa Gwiazda.
Gdyby nie ona, czarna miałaby już wielkie doświadczenie! To jej wina. Wszystko jej pieprzona wina. Powinna już dawno zdechnąć.
- Chcesz się przekonać? - Obrała inny tor. On nie dawał się łatwo zastraszyć. Na jego pysku wiecznie widniał triumfalny uśmiech, bo wiedział, że mieli niewyrównane szanse. Jego szanse przy niej wychodziły poza skalę. Mógł zrobić wszystko. W jednym momencie zniszczyć jej życie. Przez jeden błędny ruch z jej strony.
- Twoje słowa mają dużą wagę, Kamienna Agonio. Chcesz tak ryzykować?
- Przestań - Warknęła, czując, jak żyłka jej pulsuje. - Mam gdzieś twoje komentarze. Wiesz, że nie zaryzykowałabym na tyle, żeby cię zaatakować. Nie jesteś tego wart.
Otworzył usta, by odpowiedzieć, jednak w tym samym czasie kotka zastrzygnęła uszami. Daleko w terenie dostrzegła szary błysk. Gliniane Ucho.
- Ktoś cię szuka.
- Mój brat - Warknęła. - I lepiej, żeby nie zobaczył, że ze sobą rozmawialiśmy.
Odeszła, nie czekając na odpowiedź. Wpatrywała się w niebo, byleby Glina nie zauważył wyrazu jej pyska. Łez.
I na nic.
- Co się stało? - Spytał, gdy do niego podeszła. - Nic nie upolowałaś?
- Nie miałam czasu.
- Nie masz czasu na polowanie na patrolu łowieckim? - Przewrócił oczami. - Chodzi o króliki?
- Przypominają mi Króliczy Sus. - To nie było kłamstwo. Zapach królików i sama zwierzyna sprawiała, że przed oczami miała brutalną egzekucję matki, na którą musiała patrzeć. Jednak nie to było powodem, dla którego nic nie złapała.
- Mi też ciężko. - Westchnął. - Nieważne. Sasankowy Kielich czeka.
**
Rankiem wyszła z obozu, by zapolować. Był teraz wielką bryłą lodu. Trzeba było ciągle usuwać zamrożony śnieg. Nierudzi harowali, gdy Piaskowa Gwiazda bezpiecznie grzała sobie tyłek, nie robiąc zupełnie nic. Była po prostu idiotką. Nie byłaby w stanie przetrwać bez klanu.
Przechodziła znów obok granicy z Klanem Wilka. Nienawidziła tego. Mimo, że minęło wielu świtów od ich ostatniej rozmowy i dalej go nie spotkała, wciąż czuła się, jakby zastępca tu był i obserwował.
Tym razem, na nieszczęście, się nie myliła. Zauważyła go, gdy stał przy jednym z drzew. Domyśliła się, że musiał rozdzielić się z patrolem albo coś. Po co miałby się włóczyć samemu, zwłaszcza zaraz przy granicy z innym klanem?
Jej serce zabiło szybciej i zmieniła kierunek, jednak zbyt późno, by umknęło to jego uwadze.
- Co tu robisz? - Spytał i podszedł bliżej granicy, a ta miała ochotę uciec, nie odpowiadając. Miała potrzebę jednak się obronić. Już widziała ten uśmiech, gdy tylko Jastrzębi Cień wyczuje w jej głosie najmniejsze zawahanie. Dlatego nie pozwoliła, by nastąpiło. Nie tym razem. Nie mógł pogrywać na jej uczuciach. Tak, jak zrobił to kiedyś. Przypominając jej o Zwęglonym Futrze.
- To moje terytorium. Mogę tu być, panie zastępco. - Warknęła. - Twoja władza kończy się tam, gdzie granice Klanu Wilka.
- Dość blisko.
- Jak już idę na patrol łowiecki, to przeszukuję całe terytorium. - Odpowiedziała szorstko z warkotem. - Zwłaszcza w porze nagich drzew. Myślisz, że zwierzyna rośnie na drzewach?
<Jastrzębi Cień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz